Gminy kierowane przez włodarzy z PiS-u dostały na inwestycje lokalne 10 razy więcej niż te, gdzie rządzi opozycja. I wcale nie jest tak, że w pierwszej grupie są gminy biedniejsze, które potrzebują więcej wsparcia. Prezydent Tarnowa nie ma wątpliwości, że pod uwagę wzięto „kryteria polityczne”. Prof. Jarosław Flis mówi o działaniach rządu wprost: Wysyłają wyborcom jasny sygnał – troszczymy się o to, żeby nasi mieli wstęgi do przecięcia, a nie wy drogi do jeżdżenia.
„Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych to program, w ramach którego rządowe środki trafiają do gmin, powiatów i miast w całej Polsce na inwestycje bliskie ludziom” – tak inicjatywę opisuje rządowa strona internetowa. Założeniem programu jest wsparcie samorządów nadwerężonych walką z pandemią. 12 mld zł, które w sumie trafią do samorządów, to bezzwrotna dotacja. Połowa tej kwoty była rozdzielona latem zeszłego roku. 8 grudnia zostały opublikowane wyniki konkursu na kolejne 4,35 mld zł. Z drugiej transzy rządowego programu wiele miast i gmin nie dostało ani złotówki, niektórym przyznano środki niespodziewanie niskie. Włodarze poszkodowanych samorządów komentowali, że stali się ofiarą polityki partyjnej. Argumentowali, że większość środków trafiła tam, gdzie rządzą wójtowie i burmistrzynie należący do Prawa i Sprawiedliwości bądź z partią rządzącą powiązani. Domagali się także ujawnienia kryteriów, których efektem były takie, a nie inne wyniki.
Mimo że rząd milczy, samorządowcy doczekali się potwierdzenia tez o uwzględnianiu partyjnych afiliacji przy wypłacaniu pieniędzy z drugiej transzy funduszu. Skrupulatną analizę sposobu dystrybucji środków opublikowała Fundacja im. Stefana Batorego. Autorzy raportu, profesorowie Jarosław Flis i Paweł Swianiewicz, pokazali, że opcja polityczna reprezentowana przez wójta, burmistrza lub prezydenta miasta miała istotne znaczenie dla podziału ponad 4 mld zł.
Dziesięć razy więcej dla swoich
Na potrzeby analizy badacze podzielili włodarzy miast, gmin i powiatów na cztery kategorie. W pierwszej znaleźli się ci, którzy w ostatnich wyborach samorządowych startowali z poparciem Prawa i Sprawiedliwości. Do drugiej zaliczono samorządowców wywodzących się z partii tworzących blok senacki, tj. z PO, SLD czy PSL. Trzecia grupa to „kontr-PiS” – w niej znaleźli się włodarze niezwiązani z żadną z krajowych partii, ale którzy w ostatnich wyborach pokonali kandydata PiS-u. Ostatnia grupa to neutralni – kandydaci bez poparcia partii ogólnopolskich, którzy nie mieli konkurenta z partii rządzącej.
Chociaż włodarze z PiS rządzą w gminach obejmujących 9 proc. mieszkańców kraju, to trafiło tam aż 28 proc. dotacji. W gminach z bloku senackiego proporcje zostały niemal odwrócone. Jednostki, w których mieszka prawie jedna trzecia obywateli, otrzymały tylko 10 proc. dotacji. Część rządzona przez kontr-PiS, obejmująca 37 proc. kraju, otrzymała 27 proc. środków, 36 proc. zaś przypadło grupie neutralnej, choć rządzi ona w 22 proc. kraju.
Różnice widać jeszcze wyraźniej, kiedy porówna się kwoty przyznane na jednego mieszkańca w gminach każdej kategorii. Średnia wysokość dotacji to 83 zł na osobę. W gminach kierowanych przez włodarzy z PiS-u wynosi ona 253 zł, podczas gdy w gminach z bloku senackiego zaledwie 25 zł. Czyli dziesięć razy mniej.
Żeby uniknąć oskarżeń o to, że pieniądze trafiły do gmin biedniejszych, autorzy podzielili beneficjentów na dwie grupy wedle zamożności. Efekty? Biedna gmina kontrolowana przez PiS otrzymała średnio 255 zł na mieszkańca, natomiast gmina bogata, popierająca partię rządzącą – 242. Środki niemalże zrównano także pośród jednostek biednych i bogatych z bloku senackiego: wskaźnik wyniósł odpowiednio 35 i 20 zł.
Autorzy przebadali wysokość przyznanych dotacji na kilka sposobów, uwzględniając kryteria demograficzne, historyczne i polityczne. Za każdym razem widać „dramatyczną” różnicę we wsparciu między samorządami z włodarzami związanymi z opcją rządzącą a opozycyjnymi. W podsumowaniu Flis i Swianiewicz napisali: „Należy uznać taką politykę za godzącą w podstawy demokratycznego państwa prawa oraz zasady subsydiarności zapisanej w niezliczonych deklaracjach programowych. Przyczynia się ona do pogłębiania podziałów w kraju”.
Konkurs z polem do nadużyć
W rozmowie z Krytyką Polityczną prof. Flis działania rządu podsumowuje krótko: – Wysyłają wyborcom jasny sygnał: nie interesuje nas to, czy wam żyje się lepiej, tylko naszym kolegom. Troszczymy się o to, żeby oni mieli wstęgi do przecięcia, a nie wy drogi do jeżdżenia.
czytaj także
Flis dodaje, że przyznawanie środków w zależności od barw partyjnych to polityczna głupota. – Polacy cenią samorząd, bo żaden mianowany odgórnie naczelnik nie będzie tak skuteczny jak przedstawiciele wybrani przez samych mieszkańców. Natomiast dla rządu to najwyraźniej problematyczne.
W województwie pomorskim rządowego wsparcia zostały pozbawione m.in. Gdańsk, Sopot, Gdynia i Słupsk. Prezydentką pierwszego jest znienawidzona przez media publiczne Aleksandra Dulkiewicz z Platformy Obywatelskiej. Z partii tej wywodzi się także prezydent Sopotu. W Słupsku stanowisko prezydentki piastuje Elżbieta Danilecka-Wójewódzka, która w wyborach startowała z poparciem Roberta Biedronia. Zwyciężyła w pierwszej turze, pokonując m.in. kandydatkę Prawa i Sprawiedliwości.
czytaj także
Dotacji nie dostał także Kraków, a spośród 19 małopolskich powiatów środki nie trafiły jedynie do pięciu. Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, tylko w nich PiS jest w opozycji. Wśród nich jest Tarnów.
– Rząd rozdysponował 4,35 mld zł środków publicznych na zasadach, które nie są do końca jasne – mówi Roman Ciepiela, prezydent miasta. – Tego rodzaju konkursy dotacyjne z reguły mają swoją punktację, karty oceny, opisy, za co punkty zostają przyznane lub nie, co się w projekcie podoba, a co nie. Tutaj reguł nie było, tylko ogólne wytyczne. Po ogłoszeniu dofinansowanych inwestycji nie przedstawiono żadnej listy rankingowej. Nikt nie wie, ile jego zgłoszenia otrzymały punktów ani dlaczego dofinansowanie dostały projekty zwycięskie. Ale przyglądając się beneficjentom, nie sposób nie pomyśleć o politycznych kryteriach.
Na niejasność kryteriów zwracają też uwagę w Warszawie, która zgłosiła projekty na łączną kwotę dofinansowania 1,2 mld zł. Przyznana dotacja: zero złotych.
– Naszym zdaniem ocena projektów była prowadzona w sposób nieprzejrzysty i uznaniowy, na postawie niejasnych kryteriów i bez podania uzasadnienia dla ich odrzucenia. Dodatkowo w trakcie trwania naboru dwukrotnie zmieniana była podstawa przyznania środków – tłumaczy Karolina Gałecka, rzeczniczka stołecznego ratusza. I dodaje, że otwarte kryteria opisowe, które zostały zastosowane w ramach RFIL, dają pole do nadużyć i uznaniowości przy dokonywaniu oceny.
Strategia przejęcia władzy na długie lata
Kilka dni po opublikowaniu wyników konkursu na środki z drugiej transzy programu w sprawie rozstrzygnięć interweniowała Wanda Nowicka, posłanka Lewicy. W skierowanej do premiera interpelacji Nowicka pyta m.in. o kryteria, którymi kierowała się komisja przyznająca środki, oraz czy przeprowadzano konsultacje z samorządowcami. Wypytuje też o przyczyny pominięcia wniosków. „Z założenia projekt miał pomóc w równomiernym rozwoju kraju, jest jednak wiele miast i gmin, których wnioski zostały zupełnie pominięte bez podania przyczyny. Trudno jest w związku z tym mówić o sprawiedliwości i zasadzie solidarności, na której miały opierać się działania rządu” – pisze do Mateusza Morawieckiego posłanka.
Na sejmowej stronie internetowej pismo Nowickiej znajduje się w kategorii „Brak odpowiedzi na interpelacje”. Premier nie odpowiada na pytania posłanki, mimo że skończył się regulaminowy czas na odpowiedź.
czytaj także
– Podejrzewam, że głupio jest mu przyznać, że nie ustalili żadnych kryteriów przy rozpatrywaniu wniosków. A jeśli jakieś przyjęli, to zwlekają z odpowiedzią, bo oznaczałaby ona potwierdzenie stawianych tez – mówi Wanda Nowicka.
W opinii Nowickiej rządowe fundusze stały się instrumentem przejmowania kontroli nad samorządami. Metody już stosowane to przejmowanie kontroli nad lokalną prasą oraz przerzucanie coraz większej ilości obowiązków na władze lokalne bez odpowiedniego transferu do ich budżetów. A dziury w budżecie łatwiej będzie załatać tym samorządom, które są związane z obecną władzą. – Te mogą liczyć na większą hojność. A na pozostałe rząd będzie mógł wskazać i powiedzieć: zobaczcie, nie dają rady.
Lokalne batalie z globalnym wirusem. Jak samorządy radzą sobie z pandemią?
czytaj także
Posłanka dodaje, że poprzez wzbudzanie wątpliwości co do lokalnych włodarzy za pośrednictwem prorządowych mediów, a niebawem także poprzez przejęte przez Orlen media lokalne, PiS chce kształtować obywateli na swoje podobieństwo. Nowicka: – PiS niewątpliwie chce zbudować w społecznościach lokalnych trwałe poparcie, zarówno ze względu na skuteczność propagandy, jak i korzyści osobiste, których nie szczędzi swoim członkom, sympatykom i osobom z nimi powiązanym. Jest to strategia przejęcia i utrzymania władzy na poziomie lokalnym na długie lata.
Kategoria: dobro partii
Prognoza prof. Flisa jest bardziej optymistyczna. – Wyborcy doceniają prezenty, kiedy wynikają one z dobrej woli, a nie szantażu. Transfer środków do wybranych gmin wcale nie musi przełożyć się na głosy. Natomiast w gminach, które pieniędzy nie dostały, mieszkańcy na pewno to przypomną kandydatom partii rządzącej.
Współautor raportu o rządowym funduszu jednocześnie podkreśla, że takie podejście to niebezpieczny precedens na przyszłość. I zaleca ostrożność: – To jest zachęta dla kolejnych ekip, że jak już wygrają, to będą mogły robić to samo. Władzy trzeba nieustannie patrzeć na ręce, bo, jak widać, ciągle wraca pokusa, żeby myśleć w kategoriach dobra swojego aparatu partyjnego, a nie wyborców.