W Białorusi trwają największe w najnowszej historii protesty. Do kampanii społecznej aktywnie włączyły się inicjatywy antydyskryminacyjne i organizacje LGBT. Środowisko LGBT jest szczególnie narażone na przemoc i represje. O roli i zaangażowaniu białoruskiego środowiska LGBT w tegoroczną kampanię rozmawiamy z aktywist(k)ami białoruskiej antydyskryminacyjnej inicjatywy MAKEOUT, Nickiem Antipovem i Milaną Levitską.
Maxim Rust: Dwa lata temu rozmawialiśmy o sytuacji osób i organizacji LGBT w Białorusi. Jak zmieniła się sytuacja w ciągu ostatnich lat?
Milana Levitskaya: Za bardzo się nie zmieniła. Duży postęp odnotowuję w społeczeństwie obywatelskim i sektorze obrony praw człowieka – kwestia dyskryminacji coraz częściej jest włączana do agendy, postrzegana jako oddzielny problem. W mediach państwowych bez zmian, w mediach cyfrowych jest lepiej, bo są bardziej progresywne, ale temat trzeba w nich ciągle podtrzymywać, bo jeśli się o czymś nie mówi, to przestaje to istnieć. Biznes w większości pozostaje homofobiczny.
Ale są i niepokojące sygnały. Jeszcze przed COVID-em w Białorusi organizacje prawicowe połączyły siły z organizacjami religijnymi i ruchami pro-life i zebrały ponad 50 tysięcy podpisów poparcia pod petycją za wprowadzeniem odpowiedzialności karnej za tzw. propagandę homoseksualizmu. Coś w stylu przepisów z Rosji. Ale inicjatorzy petycji w swoim projekcie chcieli rozwiązań jeszcze bardziej radykalnych i rygorystycznych niż to, co zrobiono w Rosji…
czytaj także
Mówicie o prawicowych ruchach. Czy chodzi również o środowiska, które zaliczają się do białoruskiej opozycji, ciągle występują z hasłami demokratyzacji i głoszą europejskie wartości?
M.L.: Tak, niestety, niektórzy znani prawicowi opozycjoniści z hasłami wolności łączą skrajnie homofobiczną postawę. A wszystko to przykrywają niby tradycyjnymi wartościami. Takie opozycyjne organizacje odmawiały współpracy naszym inicjatywom np. przy zeszłorocznych wyborach parlamentarnych, ponieważ ich zdaniem jesteśmy szkodnikami i zagrażamy rodzinie. Chociaż współpraca miała polegać na samym monitorowaniu przebiegu wyborów, ich uczciwości. I tu retoryka takich niby opozycjonistów pokrywa się w całości z tym, co mówią niektóre organy państwa, np. MSW, które do niedawna było resortem otwarcie homofobicznym.
Nick Antipov: A przed tegorocznymi wyborami prezydenckimi opozycja zorganizowała prawybory, żeby wyłonić wspólnego kandydata sił demokratycznych. Jeden z liderów tego ruchu otwarcie głosił swoje homofobiczne poglądy oraz zbierał podpisy pod wspomnianą petycją. Chodzi o weterana białoruskiej opozycji, Pawła Siewiarynca, który obecnie jest w areszcie. To jest paradoksalne – osoba, która jest jedną z twarzy i symboli starej opozycji, mówi o wolności, przez cały czas jest represjonowana i więziona, jest jednocześnie otwartym homofobem i osoby LGBT uznaje za ludzi chorych.
Łukaszenka terroryzuje opozycję przed wyborami, bo jest słaby jak nigdy dotąd
czytaj także
Ten sam lider jeszcze wcześniej został wydalony z grona członków białoruskiego PEN Center [organizacja broniąca praw niezależnych twórców – red.] właśnie ze względu na homofobię. Później oskarżył on PEN Center o propagowanie ideologii LGBT, zrobił się skandal, to był gorący temat w mediach. Siewiarynca do organizacji przywrócono, ale wtedy masowo zaczęli ją opuszczać inni członkowie. Dobrze, że problem jest zauważalny i ludzie nie boją się wyrazić swojej solidarnościowej postawy. Ale źle, że takie rzeczy w ogóle dzieją się wśród środowiska prodemokratycznego.
M.L.: Podczas wspomnianych prawyborów opozycji koalicja prawicowo-centrowa domagała się od wszystkich potencjalnych kandydatów i kandydatek, żeby zadeklarowali się jako obrońcy tradycyjnych wartości. Grozili, że jeżeli tego nie zrobią, to nie będzie prawyborów jako takich. Tym samym tacy politycy ograniczali możliwość postępowym i bardziej otwartym liderom i liderkom uczestniczenia w prawyborczym procesie.
A polityka państwowa – jak się zmieniła na tym poziomie w ostatnich latach?
N.A.: Sytuacja nie była jednoznaczna. Np. w 2018 nasza organizacja MAKEOUT została formalnie zarejestrowana, po dziewięciu wcześniejszych nieudanych próbach. Odebrano to jako wow!, jaki postęp! Ale entuzjazm trwał krótko – odwołano kilka festiwali antydyskryminacyjnych, które organizowaliśmy. W maju 2018 ambasada Wielkiej Brytanii w Mińsku wywiesiła nad swoim budynkiem tęczową flagę, a ówczesny minister spraw wewnętrznych Szuniewicz na oficjalnym portalu ministerstwa napisał, że prawa LGBT to fake, a związki jednopłciowe to „podróbka i zagrożenie dla tradycyjnych wartości białoruskiego społeczeństwa”, no i kilka innych homofobicznych haseł. To był pierwszy przypadek, kiedy białoruski minister oficjalnie i publicznie ogłosił swoją homofobiczną postawę na oficjalnej stronie ministerstwa. Ale później, w 2019, po zmianie ministra, temat uciszono.
M.L.: W ogóle w 2019 można było zauważyć u nas w kraju zwrot konserwatywny, podobnie jak w innych krajach europejskich. Inicjatorzy wyżej wspomnianej petycji, kiedy już zebrali ponad 50 tysięcy podpisów poparcia, zwrócili się o wyrażenie opinii o jej zasadności do różnych resortów. Co ciekawe, Ministerstwo Zdrowia odpowiedziało, że to totalna bzdura i ta petycja nie ma sensu, ponieważ ministerstwo dba o zdrowie i nadzoruje organizację zwalczające HIV i AIDS. Ale już Ministerstwo Oświaty częściowo poparło założenia tej inicjatywy, rozpętał się szum medialny i próbowali się z tego wycofać. Niepokojące jest to, że niektóre instytucje państwowe w ogóle wyraziły gotowość debatowania o tak skrajnie dyskryminującej propozycji.
N.A.: Ale również Ministerstwo Zdrowia w lutym tego roku wystąpiło z inicjatywą podwyższenia wieku zgody dla osób homoseksualnych. Wiek zgody w Białorusi to 16 lat, a dla młodzieży nieheteronormatywnej miałby wynosić lat 18. To jest taka pośrednia dyskryminacja, wprowadzana tylnymi drzwiami. Prawicowcy pomysłowi oczywiście przyklasnęli.
Czy jakieś stanowisko w tej sprawie zajął Kościół? Bo np. w Polsce ten temat jest stale obecny. Czy nie macie poczucia dysonansu – z jednej strony działacze religijni występują na protestach, demonstracyjnie walczą o wolność i mówią o prawach człowieka, a z drugiej ta wolność jest mocno ograniczona i nie dla wszystkich?
N.A.: Tu szczególną rolę odgrywa Kościół katolicki [większość Białorusinów jest prawosławna – M.R.], który w dużej mierze wsparł wspomnianą inicjatywę. Organizacje religijne i „prolajfersi” zapraszali arcybiskupa Kondrusiewicza na swoje konferencje, a on ich otwarcie popierał. Po udziale w nich biskup Kondrusiewicz spotkał się z ogromną krytyką w niezależnych mediach, ale się nie wycofał.
M.L.: Tu trzeba zaznaczyć, że Kościół katolicki w Białorusi jest w innej sytuacji niż Cerkiew prawosławna. Kościół, w odróżnieniu od Cerkwi prawosławnej, której związki z państwem są bardzo bliskie i przyjazne, nie jest wspierany przez białoruskie państwo. Myślę, że takie mówienie o wolności to też gra o własne interesy. Nie tylko katoliccy duchowni, również duchowni innych wyznań przychodzą na demonstracje. Ale ich motywacja wydaje się inna – mówią nie tyle o wartościach europejskich, ile o zakończeniu okresu postradzieckiego w Białorusi. Bardziej chcą polskiego scenariusza. Duchowni, wychodząc na akcje protestu, mówią, że przede wszystkim są przeciw przemocy, ale jednocześnie są przeciwko np. wprowadzeniu ustawy o przeciwdziałaniu przemocy domowej. Czyli przemoc wobec kobiet nie jest dla nich tematem godnym uwagi.
Porozmawiajmy o wyborach prezydenckich. Jak środowisko organizacji antydyskryminacyjnych i LGBT włączyło się do kampanii? Czy były to inicjatywy odrębne, czy wspierające akcje ogólnokrajowe?
M.L.: Mamy koalicję białoruskich organizacji LGBT i postanowiliśmy wesprzeć przede wszystkim kampanie skierowane na aktywizację społeczeństwa obywatelskiego w tych wyborach. Chcieliśmy, żeby ludzie zaczęli się wyborami interesować, żeby na nie poszli. Wsparliśmy ogólnokrajowe inicjatywy niezależnych obserwatorów „Uczciwi ludzie” oraz kampanię przeciw fałszowaniu wyników „Głos”. Ale nie wsparliśmy żadnego z kandydatów, bo ludzie z białoruskiego środowiska LGBT mają różne poglądy polityczne, niektórzy mogliby zagłosować na bardziej prawicowych kandydatów. Nie chcieliśmy stawać po jednej stronie, żeby organizacje antydyskryminacyjne nie stały się sztabem wyborczym.
Co białoruska rewolucja oznacza dla białoruskiej mniejszości w Polsce?
czytaj także
N.A.: Uważnie obserwowaliśmy, jakie ważne dla naszego środowiska kwestie i w jakim stopniu są poruszane. Chcieliśmy zapytać kandydatów i kandydatki o ich poglądy w kwestii związków partnerskich, prawnego aspektu zmiany płci, przemocy i mowy nienawiści wobec LGBT jako odrębnej kategorii. Ale zaczęły się represje jeszcze przed kampanią i ważniejsza stała się kwestia w ogóle możliwości przeprowadzenia uczciwych wyborów. Dlatego nasze zapytanie wysłaliśmy jako list otwarty, na który każdy kandydat i każda kandydatka mogli odpowiedzieć, jeśli chcieli. Niestety, nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Najważniejsze było pokazanie, że jesteśmy aktywistami i aktywistkami, którzy nie zajmują się wyłącznie swoimi problemami, a uczestniczą w życiu politycznym, i to się udało. Działamy razem jako organizacje LGBT, inicjatywy feministyczne i organizacje broniące praw człowieka.
Czy jest różnica między działalnością np. w Mińsku a mniejszymi miejscowościami? Słyszałem o podwójnej dyskryminacji – ze względu na postawę obywatelską i przynależność do ruchu LGBT.
N.A.: Oczywiście, różnica jest duża. Regionalne inicjatywy często są bardziej aktywne i dlatego przykuwają większą uwagę niż w Mińsku. Mamy prężnie działającą organizację LGBT w Mohylewie i naciski na nią są regularne. Wolontariusze i wolontariuszki przez cały czas dostają wezwania do KGB, składania wyjaśnień na milicji itp. A jeszcze w ostatnim czasie, szczególnie kiedy rozpoczęły się protesty, zrozumieliśmy, że mamy nowego przeciwnika, który określa się jako ruch antygenderowy.
M.L.: Właśnie, to zaczęło funkcjonować jako odrębny ruch. Skupia część nacjonalistycznej i prawicowej opozycji, ale nie tylko. Mówią o sobie antygenderyści, bo zaczęli podnosić kwestię tego, że gender i LGBT to ideologia. Posługują się tą retoryką w najbardziej prymitywny sposób, ale to przemawia do części społeczeństwa, szczególnie do wierzących. Dlatego nie jest rzadkością także poniżanie konkretnych osób ze swojego środowiska, aktywnych w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. Ich postawa jest taka, że prawa człowieka można interpretować ze względu na orientację seksualną.
A czy odnotowujecie celowe represje w stosunku do inicjatyw antydyskryminacyjnych i LGBT po rozpoczęciu protestów?
M.L.: Trudno dziś rozróżnić represje konkretnie w stosunku do LGBT. Nasi aktywiści i aktywistki byli zatrzymywani, ale za udział w akcjach jako taki. Natomiast już w areszcie homofobia wybrzmiewała bardzo wyraźnie. Wiemy, że zatrzymani byli bici, torturowani i gwałceni, niezależnie od płci. Ta przemoc seksualna wobec wszystkich zatrzymanych miała w całości charakter homofobiczny, niezależnie od orientacji zatrzymanych. To jest kwestia powszechnego występowania homofobicznych stereotypów w społeczeństwie. Jeśli ktoś z zatrzymanych wyglądał nie jako stereotypowy chłopak czy dziewczyna, to ten mechanizm włączał się automatycznie. Wszystko zależało od tego, kogo oprawcy uznają za geja czy lesbijkę. Wystarczyło mieć kolczyk, pofarbowane włosy czy wyróżniające się ubranie.
Dostawałem sygnały o bestialskim traktowaniu zatrzymanych w aresztach po protestach. Były przypadki gwałcenia kobiet i mężczyzn pałkami oraz inne tortury. Jeśli funkcjonariusze dowiadywali się, że ktoś jest osobą LGBT, to sytuacja stawała się dla takiej osoby jeszcze bardziej niebezpieczna.
N.A.: Temat rasizmu i homofobicznej dyskryminacji jest na porządku dziennym w białoruskich służbach bezpieczeństwa. Kwestia przemocy na tle dyskryminacji ze względu na orientację to w ogóle odrębna historia. Wystarczy właśnie, że milicjanci czy funkcjonariusze uznają kogoś za osobę LGBT, i wtedy rozpoczyna się piekło. Ale nie chodzi tylko o te protesty – tak było od zawsze.
Sierakowski z Mińska: Białorusini znowu się nie przestraszyli
czytaj także
M.L.: Chcę podkreślić, że nie chodzi o przemoc stricte wobec osób LGBT, ale o systemową homofobię naszego systemu. Większość świadectw przemocy seksualnej potwierdza, że przemoc homoseksualna jest często stosowana w więzieniach i aresztach w celu poniżenia jako takiego, utwierdzenia patriarchalnej hierarchii. Jest to oczywiście homofobia w swojej istocie, ale jej ofiarami nie są już wyłącznie ludzie ze środowiska LGBT, ale wszyscy uznawani przez system za swoich wrogów.
Jaką widzicie perspektywę rozwoju sytuacji dla środowiska organizacji antydyskryminacyjnych w najbliższym czasie? Szczególnie w świetle obecnych wydarzeń.
M.L.: W obecnych warunkach trudno o prognozy. Jeśli mówimy np. o możliwości przyjęcia ustawy antydyskryminacyjnej czy o przemocy domowej, to ważna jest w ogóle kwestia legitymizacji naszych organów państwowych i władz po tych wyborach. Ale i te zobowiązania międzynarodowe, które Białoruś przyjęła i formalnie ratyfikowała, np. konwencję o niestosowaniu tortur – nie są przestrzegane. Wiem też, że organizacje antydyskryminacyjne, które jeszcze do niedawna współpracowały z MSW czy innymi resortami w takich kwestiach, jak np. przeciwdziałanie przemocy domowej, już tę współpracę zakończyły.
N.A.: Jednym z głównych haseł trwających protestów jest zatrzymanie tej całej przemocy. Ale dużo zależy od społeczeństwa jako całości, od świadomości wszystkich obywateli i obywatelek. Na niektórych demonstracjach pojawiały się tęczowe flagi. Na niedawnej demonstracji w Mińsku, w której wzięło ponad 200 tysięcy ludzi, pojawiła się tęczowa flaga i bardzo przykro było słyszeć komentarze od innych protestujących w stylu „nie o taką Białoruś walczymy”. Homofobiczny hejt słychać z obu stron. Hasła typu „wszyscy jesteście pedałami” krzyczeli zarówno milicjanci i OMON-owcy do protestujących, jak i demonstranci do nich. A to niestety oddaje stan świadomości białoruskiego społeczeństwa.
***
Milana Levitskaya – aktywistka białoruskiego antydyskryminacyjnego projektu MAKEOUT.
Nick Antipov – aktywista białoruskiego antydyskryminacyjnego projektu MAKEOUT.
dr Maxim Rust – analityk polityczny i badacz społeczny, redaktor magazynu „New Eastern Europe”.