Film

Pomogła setkom niewolników. Kina nie planowały pokazania nominowanego do Oscara filmu o niej

W Polsce Harriet Tubman – abolicjonistka i partyzantka – jest na tyle nieznana, że nasze kina nie planowały nawet zakupu filmu o niej, nominowanego w kilku kategoriach do Oscara. A szkoda, bo historia kobiety, która pomogła odzyskać wolność setkom czarnoskórych niewolników, przypomina życiorysy polskich powstańców czy Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.

Gdyby Harriet Tubman była białym mężczyzną, pewnie byłoby inaczej. W końcu temat niewolnictwa w USA i wojny secesyjnej, która położyła mu kres, nie jest całkiem obcy polskim odbiorcom kultury popularnej. Przeminęło z wiatrem to niezaprzeczalny kanon, na początku lat 90. masową popularnością cieszył się u nas również amerykański serial Północ-Południe, a w 2012 r. tłumy poszły do kin na Django Quentina Tarantino.

Realia, o których opowiada film Harriet są więc nam dużo lepiej znane niż np. temat powstania Szkotów przeciwko Anglikom w XIII w. Mimo to Braveheart z Melem Gibsonem w roli głównej pojawił się na ekranie polskich kin. Tymczasem z historią afroamerykańskiej bohaterki narodowej możemy zapoznać się legalnie tylko na mało u nas popularnej platformie Amazon Prime.

Dlaczego nie pójdę na nowego Tarantino

A przecież jest to jedna z tych opowieści, które kochają Polacy. Tubman jest postacią jak z powieści Sienkiewicza – prawą, nieustraszoną, ortodoksyjnie religijną i ani przez chwilę nie wątpi w słuszność swoich działań. Trudno nie rozumieć gniewu, który ją napędza, a którego powody sama w pewnym momencie wyjaśnia: „Ludzie nie powinni być własnością innych ludzi”.

Niepokorna uciekinierka

Tubman urodziła się między 1820 a 1825 r. pod nazwiskiem Araminta Ross w hrabstwie Dorchester w stanie Maryland. Jej ojciec Ben w wieku 45 lat został wolnym człowiekiem, jednak – z braku innych możliwości – pozostał zatrudniony u swojego dawnego właściciela. Jej matka Harriet (to po niej Araminta przejęła później imię) była niewolnicą i pracowała w tym samym gospodarstwie wraz z dziećmi. Ona również miała zostać uwolniona jako 45-latka, ale – mimo korzystnej opinii prawników, do których zwróciła się jej rodzina – jej pan się na to nie zgodził.

Był to jeden z impulsów, które skłoniły Tubman do ucieczki. Drugim była śmierć jej właściciela i przejęcie majątku przez jego syna. Araminta cieszyła się już wówczas opinią niepokornej i obawiała się rozłąki z bliskimi. W filmie nowy pan gospodarstwa rzeczywiście wystawia ją na sprzedaż.

Swoją reputację Tubman zawdzięczała incydentowi, do którego doszło, kiedy miała dwanaście lub trzynaście lat. Według różnych wersji jej życiorysu, stanęła w obronie albo jednego z niewolników w polu, kiedy dręczył go nadzorca, albo zbiegłego sługi, którego schwytano i chciano zwrócić właścicielowi. W czasie szarpaniny została uderzona w czoło odważnikiem. Przez resztę życia zmagała się z silnymi bólami głowy i atakami narkolepsji. W filmie pada sugestia, że Harriet słyszała przez to „głos Boga”, i dlatego nawet w najgorszych opałach nie miała wątpliwości, jak postępować.

Koleją do wolności

W życiorysie Tubman nie brakuje niejasności. Ona sama długo była niepiśmienna, a jej działalność – tajna. Dlatego nawet historia jej ucieczki ma kilka wersji. Pierwsza głosi, że Harriet na własną rękę przekradała się nocą, kierując się położeniem Gwiazdy Polarnej. Bardziej prawdopodobna wydaje się jednak ta, że skorzystała z pomocy Kolei Podziemnej.

Organizację tę założyli pod koniec XVIII w. biali abolicjoniści i byli niewolnicy w sąsiadującej ze stanem Maryland Pensylwanii. Niewolnictwo zostało tam zniesione pod naciskiem kwakrów i niemieckich imigrantów, a później także baptystów i metodystów, którzy potępiali je z powodów religijnych. Do tego doszła podwyżka taryfy płaconej za import niewolników, która powstrzymała właścicieli majątków przed ściąganiem nowej służby.

W 1780 r. władze stanowe przyjęły przepisy, które dawały wolność wszystkim dzieciom niewolnic urodzonym po tej dacie. W latach 50. następnego stulecia Pensylwania była już wolna od niewolnictwa. Jego przeciwnicy nie złożyli jednak broni i pomagali ciemiężonym Afroamerykanom z innych stanów.

Konstytucja nie zbawi demokracji. Nie po to powstała

czytaj także

Konstytucja nie zbawi demokracji. Nie po to powstała

Daron Acemoglu, James A. Robinson

Trasy, którymi Kolej Podziemna prowadziła uciekinierów do Pensylwanii, oplatały tereny Ohio, Indiany, Illinois i Iowa. Statki z niewolnikami pływały ogromnymi jeziorami Michigan i Huron. Z rzadka transportowano ich pociągami, więc nazwa „Kolej Podziemna” celowo wprowadzała ewentualnych przeciwników tej inicjatywy w błąd.

Jednak w organizacji obowiązywał szyfr oparty na autentycznym żargonie kolejowym. Przewodników nazywano „konduktorami”, zbiegów – „pasażerami” lub „paczkami”, a bezpieczne miejsca po drodze – „stacjami”. W Filadelfii byli już niewolnicy dostawali dokumenty z nowymi nazwiskami, załatwiano im zakwaterowanie i legalną pracę.


Niewiele wiadomo o ucieczce samej Tubman. Miała do pokonania 145 kilometrów piechotą, co mogło jej zająć do trzech tygodni. W Pensylwanii skontaktowała się z Koleją Podziemną i wkrótce została „konduktorką”. Najpierw sprowadziła z Maryland członków swojej rodziny, potem wróciła po męża, Johna Tubmana. Powody, dla których nie zabrała go ze sobą w czasie własnej ucieczki, pozostają niejasne – być może nie miała czasu się z nim wtedy skontaktować. John nie chciał do niej dołączyć: był wolnym człowiekiem i do tego czasu ożenił się po raz drugi.

Wolni albo martwi

Harriet kontynuowała więc swoje „konduktorowanie” w pojedynkę – i okazała się niezwykle skuteczna. Dzięki niej do Pensylwanii mogło trafić kilkuset zbiegłych Afroamerykanów. Nie straciła po drodze żadnego z nich. Przez lata wypracowała metody, które jej w tym pomogły.

20 wydarzeń, które zmieniły Amerykę od 2000 roku

Po pierwsze, zawsze wyprowadzała uciekinierów w sobotni wieczór. Gazety ukazywały się w poniedziałki i dopiero wtedy publikowały informacje o poszukiwanych. Do tego czasu zbiegli byli już daleko. Po drugie, Harriet nosiła przy sobie wyciąg z opium, którym usypiała dzieci uczestników wyprawy, jeśli ich płacz czy krzyk mógł ściągnąć czyjąś uwagę. Po trzecie, używała przebrań: kiedyś wyprawiła się po grupę niewolników w czepku i z dwoma żywymi kurczakami pod pachami, udając służącą w drodze z targu. Po czwarte, w sytuacji ostatecznej sięgała po broń. Jeśli tych, których prowadziła, dopadały wątpliwości albo czuli się zbyt zmęczeni, żeby iść dalej, mierzyła do nich z pistoletu, mówiąc: „Będziecie wolni albo martwi”.

Właściciele gospodarstw w Maryland, którym zaczęło ubywać służby, wystawili za nią list gończy. Nagroda według różnych źródeł wynosiła od 12 do 40 tys. dolarów (choć ta ostatnia kwota jest mało prawdopodobna, skoro Johna Wilkesa Bootha, zabójcę prezydenta Lincolna, „wyceniono” na 25 tys.).

Harriet kontynuowała swoje „konduktorowanie” w pojedynkę.

Osoba podejrzewana o wyprowadzanie niewolników była w nim opisana jako „Moses”. Chodziło o nawiązanie do biblijnego Mojżesza, który wyprowadził z niewoli Izraelitów, ale było to jednocześnie popularne imię męskie – poszukiwano więc mężczyzny. Nikt nigdy nie namierzył Tubman, choć ryzykowała, że zostanie rozpoznana, bo ciągle poruszała się po Maryland. Umiała jednak szybko reagować: kiedy sądziła, że przygląda jej się jeden z dawnych właścicieli, który pamiętał ją jako niepiśmienną niewolnicę – chwyciła gazetę i udawała, że czyta.

Na różnych frontach

W 1860 r. Tubman poprowadziła ostatnią grupę zbiegłych niewolników. Wkrótce jednak zaangażowała się w działania po stronie wojsk Unii w wojnie secesyjnej. Była kucharką, sanitariuszką, ale też przedzierała się na tereny kontrolowane przez Konfederatów w przebraniu staruszki i wyciągała od niewolników informacje o ruchach armii Południa czy jej szlakach dostaw.

2 czerwca 1863 r. poprowadziła atak na plantacje wzdłuż Combahee River. Żołnierze Unii podpłynęli do nich i podpalili je, zabierając na łodzie siedmiuset pięćdziesięciu pracujących tam niewolników.

W ostatnich latach życia angażowała się w ruch sufrażystek. Pytana przez reportera, dlaczego chce prawa do głosowania dla kobiet, odpowiedziała: „Wycierpiałam wystarczająco dużo, by się tego domagać”. Kiedy w 1896 r. powstał Narodowy Związek Afroamerykanek, była główną mówczynią na jego pierwszym spotkaniu.

Choć do tego czasu stała się sławna, przez całe życie borykała się z biedą. Jeden z zaprzyjaźnionych abolicjonistów sprzedał jej farmę w Auburn, jednak zajęta walką o sprawiedliwość Tubman nigdy na niej nie zarobiła. Żeby móc jeździć chociażby na własne wykłady, sprzedawała krowy. Z powodu jej niejasnego statusu w czasie wojny secesyjnej, nie dostała także renty kombatanckiej. Zmarła 10 marca 1913 r., w domu starców, który sama otworzyła niedaleko posiadłości w Auburn.

Jak kobiety uczyły się mówić

Film o jej życiu jest trochę staromodnym westernem o „jedynej sprawiedliwej”. Z drugiej strony to samo można powiedzieć o wspomnianych Braveheart czy Django. Ich nie pominięto jednak w oscarowym wyścigu i nie zostały zlekceważone przez polskich dystrybutorów filmowych. Najwyraźniej im również nie mieści się w głowach to, co pozwoliło Harriet latami działać jako „Moses”: że takich rzeczy mogła dokonać kobieta, i to czarna.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Karolina Wasielewska
Karolina Wasielewska
Autorka książki „Cyfrodziewczyny”
Autorka tech-feministycznego bloga Girls Gone Tech.pl i reportażu o pionierkach polskiej informatyki „Cyfrodziewczyny”, który ukazał się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij