„Wielkie kolędowanie z Ostrej Bramy” pokazane w TVP w święta ma w sobie coś z cichej kolonizacji – kulturalnej polityki, która poprzez chwyty retoryczne stara się zawłaszczyć tereny Wileńszczyzny.
W pierwszy i drugi dzień świąt TVP 1 wyemitowała Wielkie kolędowanie z Ostrej Bramy w Wilnie. Było to ukoronowanie pierwszych miesięcy nadawania TVP Wilno. Litewscy Polacy mogli wysłuchać rodzimych kolęd, śpiewanych przez znanych wykonawców, z Zenkiem Martyniukiem i Marylą Rodowicz na czele.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że koncert jest kolejnym dość kontrowersyjnym przejawem polskiej polityki zagranicznej w relacjach z Litwą. Już od dwudziestolecia międzywojennego część polityków znad Wisły nie może się pogodzić z tym, że Rzeczpospolita Obojga Narodów nie przetrwała i Polska nie jest zwierzchnikiem terenów litewskich. Wielkie kolędowanie ma więc w sobie coś z cichej kolonizacji – kulturalnej polityki, która poprzez chwyty retoryczne stara się zawłaszczyć tereny Wileńszczyzny.
Obie części koncertu rozpoczął aktor Marek Bukowski, deklamując inwokację z Pana Tadeusza. Kiedy Adam Mickiewicz w latach 30. XIX wieku pisał swój poemat, był polskim emigrantem w Paryżu, świadomym represji carskich na terenach zaboru rosyjskiego po stłumionym powstaniu listopadowym.
Wielkie kolędowanie z Ostrej Bramy
Wspaniali artyści w cudownym miejscu, czyli Wielkie kolędowanie z Ostrej Bramy w #BożeNarodzenie (część 1.) i II Dzień Świąt (część 2.) o 17:30 w TVP1 ??️☺️
Opublikowany przez TVP1 Poniedziałek, 23 grudnia 2019
Pierwotny sens Mickiewiczowskiej inwokacji został w przypadku Wielkiego kolędowania znacząco zmieniony. Oto polski aktor w transmitowanym koncercie, który odbywał się w kościele świętej Teresy w Wilnie, a więc na terenie obcego państwa, recytuje słowa o utraconej Litwie.
Kto dziś tę Litwę utracił i dlaczego? Prezes TVP Jacek Kurski w swoim przemówieniu kończącym pierwszą część koncertu zaznaczył, że Polska w wyniku pojałtańskich ustaleń stała się uboższa o Wileńszczyznę. Można odnieść wrażenie, że polityczna rodzina Kurskiego nie chce w pełni pogodzić się z tym, że Wilno od 30 lat jest stolicą Litwy – niezależnego państwa europejskiego. Niestety, prowadzi to do publicznych wypowiedzi na jego terytorium o tym, że „Polska opuściła na mocy decyzji mocarstw tę ziemię”, co jest w najlepszym wypadku nietaktem, a w najgorszym razie świadomym podważaniem ustalonych granic państwowych demokratycznych krajów członkowskich Unii Europejskiej.
Spróbujmy sobie wyobrazić podobny koncert organizowany przez Niemców na Opolszczyźnie, gdzie wciąż mieszka znacząca mniejszość niemiecka (stanowiąca około dziesięciu procent mieszkańców województwa opolskiego). Byłby to koncert, podczas którego nie padłoby ani jedno słowo w języku polskim, podczas którego występowaliby tylko niemieccy artyści, a na jego koniec przemawiałby szef niemieckiej telewizji ARD. Na dodatek wydarzenie to mógłby oglądać w publicznej telewizji każdy Niemiec i Niemka po drugiej stronie Odry. Czy Polacy – a przede wszystkim rząd PiS – uznaliby to za niewinne szerzenie niemieckiego dziedzictwa na polskim terenie?
czytaj także
Jeśli trudno nam to sobie wyobrazić, to równie trudno powinna przyjść każdemu wiara w czystość intencji Wielkiego kolędowania TVP w Wilnie, będącego ostentacyjnym pokazem polskości i dowodem na lekceważącą dobre stosunki sąsiedzkie politykę zagraniczną.
Telewizyjna racja stanu
Świąteczne wydarzenie w znacznym stopniu skupiło się na martyrologii narodu polskiego – wysłuchaliśmy m.in. litanii do Matki Boskiej Ostrobramskiej. Między kolejnymi kolędami odczytywali ją Polacy mieszkający na Litwie. Wielu z nich odnosiło się do II wojny światowej (września 1939 roku, partyzantki wojennej, ofiar łagrów, bitwy pod Monte Cassino), inni zaś skupiali się na patriotyzmie i kultywowaniu polskości na ziemiach litewskich.
Tym samym TVP promowała treści nie o charakterze religijnym, a patriotycznym. Antagonizująca impreza TVP stawiała mniejszość polską na Litwie w roli uciśnionych i niezłomnych wojowników o wolność. Tego rodzaju symboliczne gesty dziwią tym bardziej, że w ostatnim czasie stosunki na linii Warszawa–Wilno znacząco się ociepliły, co potwierdzają wzajemne wizyty polityków na najwyższym szczeblu, m.in. Andrzeja Dudy, Mateusza Morawieckiego i premiera Litwy Sauliusa Skvernelisa.
Koncepcja powstania oddziału telewizji polskiej w Wilnie narodziła się już w 2009 roku, ale na realizację pomysłu trzeba było czekać aż 10 lat. Ostatecznie, według słów Mirosława Ciunowicza, wicedyrektora TVP Polonia do spraw TVP Wilno, w doprowadzeniu projektu do finału pomogły odpowiednie polsko-litewskie relacje dyplomatyczne. Władze litewskie wiązały pewne nadzieje z powstaniem stacji, której nadawanie miała skutkować większą dywersyfikacją treści medialnych w kraju, gdzie duża część przekazu płynie ze stacji rosyjskich, a wraz z nimi na Litwie pojawia się kremlowska propaganda. Podczas inauguracji transmisji TVP Wilno, 17 września ubiegłego roku (wybranie daty radzieckiej agresji na Polskę w 1939 roku nie było przypadkowe), premier Morawiecki podkreślił, że kanał w obliczu dezinformacyjnych praktyk nadawców rosyjskich będzie miał na celu „prostowanie i pokazywanie prawdy w jej różnych odsłonach – polskiej, litewskiej”. Nadzieje, że TVP Wilno okaże się projektem łączącym Polaków i Litwinów wyraziła również czuwająca nad całością z ramienia telewizji polskiej Marzena Paczuska. Z drugiej strony wiceminister spraw zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk twierdzi, że istotą nadawania kanału ma być przede wszystkim polska racja stanu. Być może dlatego rząd nie szczędzi na projekt środków. TVP Wilno finansowane jest z pieniędzy Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Podczas wspomnianego przemówieniu Jacka Kurskiego TVP Wilno zostało przedstawione jako symbol walki o wolność i niezależność polskiej mniejszości na Litwie. Ta kulturalna propaganda i retoryka zaserwowana podczas Wielkiego kolędowania zachęca obie strony – polską i litewską – do wzmacniania radykalnego, nacjonalistycznego przekazu. A ten, według publicystów i polityków takich jak Audronius Ažubalis (były litewski minister spraw zagranicznych) czy Andrzej Pukszto, stanowi jeden z największych problemów w relacjach Polaków na Litwie z miejscowymi władzami.
Druga Rzeczpospolita Bis
Przekaz skierowany do polskiej mniejszości to jednak tylko jeden z celów retorycznej ekwilibrystyki Wielkiego kolędowania. Drugim jest zapoznanie Polek i Polaków nad Wisłą z aspiracjami politycznymi aktualnej władzy. Kiedy polski rząd ma wątłą pozycję na arenie międzynarodowej, a za sukces uznaje m.in. samotny sprzeciw wobec polityki Unii Europejskiej prowadzącej do neutralności klimatycznej, zorganizowanie koncertu promującego polskość w takim miejscu jak wileńska Ostra Brama ma być symboliczną ekspansją na ziemie utracone po II wojnie światowej.
czytaj także
Większość Polaków jest jedynie pobieżnie zapoznana z niuansami problematyki polsko-litewskiej, za to wszyscy wiedzą, że Wilno to miejsca dla Polski ważne, a po 1945 roku utracone. Wyborcy z nastawieniem patriotycznym ucieszą się więc z koncertu polskich kolęd pod Ostrą Bramą i w ten sposób poczują jeszcze głębszy związek z Wileńszczyzną. Dla podkreślenia narodowego charakteru wydarzenia słowo „Polska” zostało w wystąpieniu Jacka Kurskiego odmienione bodaj przez wszystkie przypadki. Przekaz jest oczywisty – telewizja publiczna niesie Polakom za granicą kaganek rodzimej kultury i choćby w ten symboliczny sposób odzyskuje to, co „nasze”.
Trwa szał wymazywania peerelowskich festiwali. Dumę zastąpił wstyd
czytaj także
Czy tego rodzaju inicjatywa będzie odosobniona, czy też wpisze się w szerszą politykę kulturalnej kolonizacji terenów dawnej Drugiej Rzeczpospolitej? Dzisiaj trudno na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie, chociaż widać, że prezes Kurski wiąże z TVP Wilno duże nadzieje i chce za jej pomocą konsolidować środowisko polskiej mniejszości na Litwie. Można jedynie żałować, że Wielkie kolędowanie nie obyło się bez akcentów politycznych. Koncert mógł być przecież pozytywnym i uniwersalizującym wyrazem świętowania Bożego Narodzenia u europejskich sąsiadów, a stał się lamentem za „utraconą Litwą” i zupełnie niepotrzebną próbą odwracania biegu historii.
***
Mateusz Żebrowski – kulturoznawca i krytyk filmowy, łodzianin, doktorant UŁ; współpracuje z „Czasem Kultury”, współprowadzi vloga Drugi Seans, przygotowuje prace o ojczyznach magicznych w kinie i literaturze.