W dużych miastach zaobserwować można rozkwit kwiaciarni w nowym stylu – już nie osiedlowych sklepików wypełnionych bukietami z róż przybranych gipsówką, ale przedsiębiorstw sprzedających wyobrażenie o milenialsie-domowym ogrodniku. A wręcz: roślinnym rodzicu. Estetykę takich miejsc kształtują plantfluencerzy.
Dwie pierwsze kupiłam, bo podobały mi się betonowe doniczki. Wcale nie byłam przekonana do hodowli roślin – wydawała mi się czasochłonna, a przede wszystkim skazana na niepowodzenie. Kiedy pojawiły się w domu, okazało się, że może nie mam tzw. ręki do roślin, ale lubię na nie patrzeć i je podlewać, wypatrując żółknących listków. No i nagle się okazało, że to nie tylko moje hobby, bo monstery, pilee, zamiokulkasy, fikusy czy palmy hodują prawie wszyscy (a przynajmniej prawie wszystkie) w mojej bańce.
Nie tylko zresztą w bańce. Kiedy kongresmenka Alexandra Ocasio-Cortez wyjechała wiosną na dwa tygodnie z Waszyngtonu, jedna z pierwszych relacji na Instagramie po powrocie do DC dotyczyła stanu jej ogródka na dachu. Razem z AOC przed ekranami drżeli jej followersi: czy kapusta pastewna wytrzymała rozłąkę? Dzięki wstawionym do ziemi butelkom z wodą rośliny wytrzymały, a polityczka mogła zjeść sałatkę.
My community garden plot is doing well!
I was nervous checking up on it today, because Congress has been out of session for 2 weeks for district work. I left it with a bunch of watering stakes/bottles and hoped for the best.
They blew up! Peep the collard greens! ?? pic.twitter.com/QvBEX85eAd
— Alexandria Ocasio-Cortez (@AOC) April 30, 2019
„Uważam, że rośliny są doskonałymi parterami do ćwiczenia odpowiedzialności, ponieważ dosłownie umierają, jeśli nie poświęcisz czasu sobie i im” – skomentowała na swoim Instagramie. O swoich roślinach chętnie opowiadają również instagramerki i youtuberki – półgodzinne wideo internetowej gwiazdy Jenny Marbles, w którym pokazuje wszystkie rośliny w swoim domu, ma 5 milionów odsłon.
W Stanach Zjednoczonych fenomen ten generuje konkretne przychody – milenialsi odpowiadają za ok. 30 procent zakupów roślin doniczkowych, a kolejne firmy zajmujące się ich sprzedażą rosną. Trudno oszacować, czy i polski rynek kwiatów zyskał coś na tej miłości dwudziesto- i trzydziestolatków do hodowania zieleni doniczkowej, zakładania balkonowych ogródków i częstszych niż rozsądne wizyt w centrach ogrodniczych i butikach z roślinami.
Dostępne badania dotyczą raczej kwot przeznaczanych przeciętnie przez Polaków na kwiaty, bez rozróżnienia na cięte i doniczkowe – w 2005 roku było to 38 złotych rocznie, w 2012 – już 90. W dużych miastach zaobserwować można rozkwit (nomen omen) kwiaciarni w nowym stylu – już nie osiedlowych sklepików wypełnionych bukietami z róż przybranych gipsówką, ale przedsiębiorstw sprzedających wyobrażenie o milenialsie-domowym ogrodniku. Tu, wśród nakrapianych kalatei czy wybarwionych na biało monster (gatunek poszukiwany), skrywa się wybór odpowiednich doniczek, podstawki na oplątwy czy kule z mchu.
Estetykę tych miejsc kształtują plantfluencerzy, czyli influencerzy prowadzący roślinne Instagramy i kanały na YouTube’ie. Proste donice, makramy na donice wiszące i stojące kwietniki z giętego metalu – a w nich, rzecz jasna, modne gatunki roślin. Niektórzy z nich, tak jak duet prowadzący instagramowe konto haarkon, skupiają się na roślinnych zdjęciach z podróży, inni – jak Darryl Cheng (na Instagramie jako houseplantjournal) czy Lauren Sharfman i Amanda Switzer (YouTube i Instagram – planterina) opowiadają o konkretnych gatunkach i jak o nie dbać. Kont poświęconych roślinom – podobnie zresztą jak zwierzętom – przybywa w takim tempie, że w Stanach, gdzie zjawisko rozwinęło się najbardziej, kształtuje popyt i podaż na konkretne okazy.
Wiele najpopularniejszych kont – zwłaszcza tych youtube’owych – nie ogranicza się do pięknych ujęć zieleni: podaje też konkretne instrukcje dotyczące dbania o rośliny. Filmy Summer Ranyne Oaks sięgają kilkuset tysięcy odsłon, chociaż po „fajne sposoby na podlewanie” moglibyśmy pewnie równie dobrze zadzwonić do babć. Niektórzy plantfluencerzy – jak wspomniana przed chwilą była modelka – są biologami, ogrodnikami czy zajmują się środowiskiem, co pozwala im z przekonaniem udzielać tysiącom widzów dobrych rad.
Popularność roślinnych twórców kontentu wśród milenialsów oraz miłość do roślin doniczkowych wynika z innych niż we wcześniejszych pokoleniach potrzeb, możliwości i aspiracji. Jak wiemy, dwudziesto- czy trzydziestolatkowie częściej wynajmują mieszkania, niż myślą o ich zakupie. Kilka, kilkanaście (czasem kilkadziesiąt…) doniczek można bez problemu przewieźć do kolejnego mieszkania, a do tego nie wymaga to żadnych zgód właścicieli, jak w przypadku zwierząt domowych.
Można się nimi zajmować, ćwiczyć się w odpowiedzialności i umówmy się: nie wymaga to więcej uwagi niż tamagochi. Roślin nie trzeba codziennie karmić, a przesuszenie o kolejny dzień znoszą z godnością. Obserwując plantfluencerów, można poczuć się odpowiedzialnym hodowcą lub, by zastosować ich terminologię – „roślinnym rodzicem”.
Opieka nad roślinami jest przecież także formą dbania o siebie, możliwą do przeprowadzenia niemal wszędzie. Kontakt z przyrodą, choćby i w mieście, sprzyja pielęgnowaniu zdrowia psychicznego, o czym przekonują liczne badania – ideałem byłby spacer po lesie albo chociaż parku, ale pomaga nawet hodowanie zieleni w doniczkach.
Żeby mieć rośliny, nie trzeba wcale mieszkać w domu z ogrodem – a plantfluencerzy pomogą dopasować gatunki do stylu życia i warunków mieszkaniowych. Nic dziwnego, że popularnością cieszą się tutoriale hodowania paprotek pod prysznicem, w łazience bez światła naturalnego, nagrzewające lampy, które stymulują wzrost czy sukulenty dla zapracowanych.
Hodowla roślin doskonale wpisuje się też w powszechną w młodszych pokoleniach dbałość o środowisko i postapokaliptyczne przeczucia. Jeśli domowa hodowla przechodzi w fazę produkcji jedzenia (choćby miały to być zioła i kiełki rzeżuchy), można poczuć się prawdziwym ogrodnikiem. Emocje, które towarzyszą przyglądaniu się nowym liściom i listkom, uważna obserwacja roślin rosnących w skrzynkach daje poczucie sprawczości, o które trudno przy zakupach na targu.
Bycie producentem własnej sałaty – jak Alexandra Ocasio-Cortez – wpisuje się w szerszy nurt minirolnictwa prowadzonego w miejskiej pustyni. Niestety jednak większości hodowców w liściach szpinaku czy bazylii łatwiej znaleźć satysfakcję niż pomysł na Green New Deal.
Amerykańscy antykomuniści odkryli: 70% millenialsów woli socjalizm
czytaj także
Coraz częściej o miejskim ogrodnictwie myśli się nie tylko jako o hobby, ale i czynności, która może przynieść realną zmianę. Koncepcję ogrodnictwa jako działania rewolucyjnego bada choćby wystawa Floraphilia kuratorowana przez Anetę Rostkowską, którą do końca grudnia można oglądać w Biennale Warszawa. „Rewolucja roślin wydobywa świat roślin z reakcyjnego kontekstu modnych magazynów wnętrzarskich i powierzchownych ekotrendów, ujawniając ich emancypacyjny potencjał prowadzący ku społecznej transformacji” – pisze kuratorka. Czyżby plantfluencerzy nieświadomie przygotowywali świat do wielkiej roślinnej rewolucji?
***
Martyna Nowicka (ur. 1990) – historyczka i krytyczka sztuki, kuratorka. Współprowadzi efemeryczną instytucję kultury Elementarz dla mieszkańców miast, współpracuje z „Gazetą Wyborczą” i Magazynem Szum.