Pytanie, czy wierzyli, niesie w sobie już na wstępie dość wyraźne założenie: jak można było w te bzdury wierzyć? Kinga Dunin czyta biografie Bieruta, Gomułki i Cyrankiewicza.
Piotr Lipiński, Cyrankiewicz. Wieczny premier, Czarne 2016
Piotr Lipiński, Bierut. Kiedy partia była bogiem, Czarne 2017
Piotr Lipiński, Gomułka. Władzy nie oddamy, Czarne 2019
Od kiedy pamiętam, nurtowało mnie dziecinne pytanie: czy komuniści wierzą w to, co mówią?
Takie pytanie znajdujemy na początku biografii Bieruta. Autor rozmawia z ostatnimi żyjącymi komunistami, głównie byłymi komunistami, bada trzy ważne postacie nie tak dawnej polskiej historii. Czy znajduje odpowiedź? Raczej nam pozostawia jej udzielenie.
Bierut, Gomułka, Cyrankiewicz. Dla porządku przypomnę w telegraficznym skrócie:
Bolesław Bierut (1882), z rodziny chłopskiej, pięć klas szkoły powszechnej, samouk, od zawsze związany z ruchem socjalistycznym i komunistycznym, funkcyjny Komunistycznej Partii Polski, szkolony w Moskwie w szkole dla aktywu, wysyłany do różnych krajów, w Polsce więzień polityczny, dzięki czemu przetrwał stalinowską czystkę. Wojnę przeżył w Związku Radzieckim, po wojnie prezydent PRL do 1952 roku, potem przywódca PZPR. Zmarł w Moskwie w 1956 roku, krótko po referacie Chruszczowa, w którym ujawnione zostały zbrodnie Stalina.
Polski Stalin, odpowiedzialny za terror, tortury, polityczne procesy, posłuszny radzieckim doradcom.
czytaj także
Władysław Gomułka (1905), początek życiorysu podobny do Bieruta, również szkolony w Moskwie, ale krócej, i działał głównie w Polsce, tutaj również spędził okupację, I sekretarz PPR po śmierci Nowotki, którego chyba zabił Mołojec, a Mołojca Janek Krasicki.
Potem przywódca PPR/PZPR, odsunięty od władzy w 1948 roku, więziony w latach 1951–1954, powrócił do władzy na fali poststalinowskiej odwilży w 1956 roku – z ogromnym poparciem społecznym. Szybko wycofał się z reform, odpowiada za antysemickie wydarzenia 1968 roku. Po wydarzeniach grudniowych na Wybrzeżu, zakończonych strzelaniem do robotników i trupami, Gomułkę zastąpił Gierek.
Ciemniak o łatwym do sparodiowania głosie.
Józef Cyrankiewicz (1911), krakowski socjalista, w czasie wojny więzień Auschwitz, gdzie tworzył ruch oporu, po zjednoczeniu PPS i PPR znalazł się w PZPR i szybko został premierem. Pełnił tę funkcję z krótką przerwą od 1952 do 1970 roku. Zapamiętany z przemówienia po poznańskich wydarzeniach w czerwcu 1956 roku, w którym zapowiadał odcięcie każdej ręki podniesionej na socjalizm.
Inteligent, kulturalny, przez parę lat mąż Niny Andrycz, wielkiej aktorki.
Wraz z ich szczegółowymi biografiami poznajemy polityczną historię instalowania i funkcjonowania w Polsce ustroju niedemokratycznego, przez pewien czas totalitarnego, później autorytarnego, czyli PRL-u do roku 1970. W skrócie nazywanego komuną. Kogo interesują szczegóły, znajdzie je, a w najprostszym zarysie jest to przecież znana narracja. To Armia Czerwona wyzwoliła lub, jak kto woli, podbiła Polskę, decyzje podjęto w Jałcie, i to Związek Radziecki w czasach krwawych rządów Stalina zdecydował, jak ona będzie.
Biografie czytamy jednak dla historii ludzi. Może właśnie po to, żeby ich zrozumieć, a przy okazji może odpowiedzieć na pytanie: czy wierzyli? Autor wstrzymuje się od własnych ocen – ludzi, a nie PRL, bo wiadomo, że ten generalnie na obronę nie zasługuje.
Pytanie, czy wierzyli, niesie w sobie już na wstępie dość wyraźne założenie: jak można było w te bzdury wierzyć. „W te magiczne zaklęcia o łączeniu się proletariuszy wszystkich krajów, zaostrzającej się walce klasowej, o przodującej roli klasy robotniczej”.
Zacznijmy od tego, że ludzie w różne dziwne rzeczy wierzą i wiara ta jest nie tyle przyczyną, ile rezultatem pewnych praktyk społecznych. Nie modlimy się dlatego, że wierzymy, tylko budujemy naszą wiarę przez modlitwę. To codzienne działania – w grupach, środowiskach, instytucjach, określonych kontekstach społecznych – są naszym prawdziwym życiem, a nie pytania, co za tym stoi. Czy politycy, którzy w kościele biją się w piersi i powtarzają: moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina, naprawdę w to wierzą? Czy chociaż przez chwilę się nad tym zastanawiają? Wiedzą, że nie wierzą?
Pozostawmy w spokoju religię, chociaż autor po wielokroć porównuje komunizm do świeckiej religii – czy jakikolwiek współczesny polityk literalnie wierzy w swoje przemówienia? Jest przede wszystkim użytkownikiem retoryki – tej lub innej – którą możemy odrzucać, jeśli to nie nasz obóz polityczny, ale przecież aż tak bardzo nas nie dziwi. Retoryka komunistyczna wydaje się z perspektywy czasu kuriozalna, dla części społeczeństwa zawsze była kuriozalna, ale dla uprawiających ją była po prostu ich językiem. W części rytualnym, a w części służącym jednak przekazywaniu pewnych informacji. A że niedemokratyczni władcy nie zależeli od opinii publicznej, mogli przemawiać godzinami.
Oczywiście wszyscy mamy też jakieś ogólne poglądy, ale przekonanie, że łatwo ulęgną one zmianie w zderzeniu z faktami, które im przeczą i powinny skłaniać do zmiany, jest dość złudne. Jest wiele sposobów, żeby zagłuszyć wątpliwość i trzymać się swojego. A im bardziej jesteśmy w jakieś działania zaangażowani i im bardziej nie leży w naszym interesie zmiana poglądów, tym mniej jest na nią szans. (Myślicie, że papież może stracić wiarę?) Zawsze znajdą się jakieś racjonalizacje: idea jest słuszna, ale pojawiają się wypaczenia, to tylko błędy jednostek, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą… Wiara i przekonania z czasem mogą ewoluować, może dojść do kryzysu, przewartościowania, ale zwykle również to jest związane z szerszymi procesami społecznymi.
Jak zatem do tego doszło, że dziecko chłopskie, robotnicze albo młody inteligent uwierzyli w to, że świat, który widzą, jest głęboko niesprawiedliwy i wymaga zmiany?
Wiadomo, że Polska międzywojenna nie była krajem, gdzie każdy mieszkał w pięknej kamienicy, zaopatrywał się u braci Jabłkowskich, ułani maszerowali, a Wieniawa-Długoszowski konno wjeżdżał do Ziemiańskiej. Wszyscy bohaterowie tych biografii byli lewicowi i zaczynali jako socjaliści. Cyrankiewicz działał w PPS do końca, przed wojną był między innymi aktywny w akcjach przeciwko antysemickim ekscesom na uniwersytetach. Bierut i Gomułka wstąpili do KPP, ale też działali w innych organizacjach: spółdzielniach, związkach zawodowych. To chyba nie jest trudne do zrozumienia.
A dlaczego komunizm? Bo jest świecką wiarą, ze swoją eschatologią. Bo obiecywał sprawiedliwość, której brakowało. Bo rewolucja się udała, carat został obalony, więc istniał dowód na to, że można. Bo internacjonalizm, jeden wspólny świat dla wszystkich, to piękna idea. Bo przemoc po wojnie – pierwszej, drugiej – nie była czymś nadzwyczajnym. Bo Polska się faszyzowała, a w więzieniach siedziało tysiące więźniów politycznych skazanych za komunizowanie. Więcej niż członków tej partii. Więzienie raczej nie sprzyja zmianie poglądów. Dla Żydów – żaden z nich nie był Żydem, tylko żona Gomułki – była to ucieczka przed antysemityzmem i polskim nacjonalizmem.
Im bardziej jesteśmy w jakieś działania zaangażowani i im bardziej nie leży w naszym interesie zmiana poglądów, tym mniej jest na nią szans.
Potem zaś zdecydowała polityka i Jałta. Jeśli ktoś już uwierzył i tkwił w tych praktykach, które określały całe jego życie, po wojnie na szczytach władzy, to działał i myślał zgodnie z logiką sytuacji. Co nie znaczy, że panowie między sobą się nie różnili, również charakterologicznie. Gomułka był sknerą i cholerykiem, Bierut cichym, uprzejmym człowiekiem. Obaj nie mieli jakichś wielkich potrzeb materialnych, natomiast Cyrankiewicz był sybarytą. Wszyscy mieli za sobą ciężkie doświadczenia, nieporównywalne z tym, co może się przytrafić dzisiaj. Ich życie prywatne też – poza dramatami wynikającymi z historii – nie było szczególnie ekscytujące.
Zresztą dla Gomułki i Bieruta najważniejsza była polityka, tym żyli. I w ramach podobnego światopoglądu mieli różne poglądy, od początku. Bierut był stalinistą, chciał, aby Polska upodobniała się do Sowietów. Gomułka chciał polskiej drogi, raczej socjalistycznej, i szukał poparcia społecznego. Ale Polska nie była krajem suwerennym. Oceniając ich, zawsze będziemy zadawali sobie pytanie, czy można było w granicach możliwości wyznaczanych z zewnątrz postępować lepiej. I pewno warto spokojnie się nad tym zastanawiać. W końcu jakąś Polskę stworzyli, coś zbudowali, doprowadzili do emancypacji klasy ludowej, zależało im na gwarancjach dla Ziem Zachodnich i właśnie w 1970 roku udało się doprowadzić do podpisania układu z NRF (tak to się wtedy po polsku nazywało), uznającego naszą zachodnią granicę.
Oczkiem w głowie Bieruta była odbudowa Warszawy, a dzisiejsze kłopoty z dekretem Bieruta wynikają z transformacyjnej decyzji o reprywatyzacji, którą osobiście uważam za błędną. Natomiast jednego nie mogę mu wybaczyć. Podobno mogliśmy wybierać, jaki prezent od Stalina chcemy: pałac, dzielnicę mieszkaniową czy metro? Tu na pewno Bierut mógł wybrać lepiej.
czytaj także
Najbardziej brakowało mi w książkach Lipińskiego pokazania tego, co robili komuniści, poza wewnątrzpartyjnymi grami, układami z Rosjanami, rozprawą z opozycją i torturowaniem niewinnych. Pojawia się właściwie tylko odbudowa Warszawy i kwestia Ziem Zachodnich.
Interesuje mnie też inny eksperyment myślowy. Co by było, gdyby po wojnie rzeczywiście PPS i komuniści zdobyli władzę, ale bez sowieckiej kurateli? Co by wtedy zrobili? Gomułka wyobrażał sobie demokrację ludową jednak jako mniej więcej wielopartyjną, ale tylko dla tych, którzy akceptują nowy ustrój – parcelacja ziemi, nacjonalizacja przemysłu. Jak mogłaby wyglądać taka alternatywna historia?
Ale wracając do naszych bohaterów: pozostał jeszcze Cyrankiewicz. I właśnie on jest najbardziej podejrzany o to, że był oportunistą i cynikiem. Poza słynnym odcinaniem ręki lubił luksus, kawior, koniak, piękne kobiety i szybkie samochody. Pracę zostawiał ministrom, jak trzeba było komuś zrobić świństwo, to robił, byle utrzymać się na stanowisku. To on akceptował i jako premier realizował decyzje Gomułki o strzelaniu do robotników w 1970 roku. Miał dobre kontakty z ludźmi kultury, niektórym pomagał, o ile niczym to nie groziło. Pojawiają się sugestie, że po tym, co widział i przeżył w obozie, jego jedynym celem było żyć dalej jak najwygodniej. Śmiertelnie też obawiał się Rosjan – w końcu były to czasy procesów, wywózek, wyroków wykonywanych na swoich – László Rajk czy Rudolf Slánský nie doczekali żadnej odwilży. Ale to właśnie Cyrankiewicz zdaje się budzić najwięcej sympatii autora tych trzech biografii. W końcu jakiś normalny człowiek, a nie nawiedzony komuch.
Odwilży i powrotu do władzy doczekał natomiast Gomułka. Czemu Bierut nie zdecydował się na jego proces i likwidację? Bo był lepszy od innych komunistów czy raczej bał się, że może być następny? Gomułka spędził trzy lata w tajnym więzieniu w willi Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Miedzeszynie. Podobnie jak żona przetrzymywany był sam, co może nie jest łatwe psychologicznie, ale w porównaniu z warunkami innych więźniów politycznych było jednak dość luksusowe. A to jadłospis osadzonego w dniu 1 stycznia 1952 roku:
Śniadanie:
Talerzyk kaszki manny na mleku, bułka z masłem, ser tylżycki, herbata.
Drugie śniadanie:
Bułka z masłem, herbata z mlekiem.
Obiad:
Kartoflanka, cielęcina z kartoflami, kompot.
Podwieczorek:
Herbatniki, herbata
Kolacja:
Płatki owsiane, bułka z masłem, szynka, herbata.