Pod hasłem „To my jesteśmy rewolucją” idzie większość manif w tym roku. Startujemy już w pierwszy weekend marca i kontynuujemy w kolejne.
Manify są różne – jedne mają formę marszu, inne stacjonarnej demonstracji, są manify starsze i młodsze, większe i całkiem nieduże, bardziej i mniej grzeczne. Łączy je jednak feminizm i siostrzana determinacja.
Manify są dziewczyńskie. Choć jesteśmy w różnym wieku, to zawsze na manifach mam poczucie młodzieńczej energii, wkurzenia, które jest świeże i bardzo silne. Dziewczyńskość to dla mnie moc, która płynie ze szczerego oburzenia na elementarną niesprawiedliwość dotykającą kobiety. Dziewczyńskość to te wszystkie „patykowce”, czyli transparenty, które robimy przed manifami – malowane, własnoręcznie robione, kolorowe. Dziewczyńskość jest radykalna.
Dzięki Manifom 8 marca jest rzeczywistym świętem kobiet [rozmowa z Elżbietą Korolczuk]
czytaj także
Manify są moim miejscem. Każda z nas, która czuje, że żyje w kraju ograniczającym jej prawa do decydowania o własnym ciele, prawo do obrony przed przemocą fizyczną, psychiczną czy ekonomiczną, jest na manifie u siebie. Każda, którą denerwują seksistowskie żarty i takie same zaczepki, jest na manifie wśród swoich.
Manify są potrzebne. O nierównościach płciowych mówią dziś duże partie polityczne, w mainstreamie hasła równej płacy za równą pracę nie budzą już takiego oburzenia. Grzegorz Schetyna na konwencji Koalicji Obywatelskiej pt. Kobieta, Polska, Europa mówi o prawach kobiet. Super. Polska dziś to Polska, przez którą przetoczyły się czarne protesty, która zna strajki kobiet. Świetnie. Wszystko to mnie osobiście bardzo cieszy. Ale wiem też, że w tym wszystkim potrzebne są coroczne manifestacje przypominające nam co roku, że nadal jest wiele spraw do załatwienia.
czytaj także
Manify nie są dziś w Polsce oczywistą oczywistością. Poznańska została zablokowana przez środowiska prawicowe. Niemal każda manifa napotyka na swojej trasie kontrmanifestacje. Nadal przypominanie o podstawowych prawach kobiet, prawach człowieka budzi w moim kraju kontrowersje.
Tym bardziej przekonuje mnie to, żeby nie odpuszczać. Żeby na manifach być. I zachęcać innych, żeby do nas dołączali.
Widzimy się na manifach!
Gdzie i kiedy się spotykamy?
Poniżej krótki przegląd tego, kiedy, gdzie i pod jakim hasłem będziemy protestować.
„Ani pana, ani plebana. To my jesteśmy rewolucją!”, mówi w swoim haśle poznańska manifa (2 marca, godz. 14.00, Ostrów Tumski, Poznań).
Pod hasłem „To my jesteśmy rewolucją” idzie manifa warszawska (3 marca, godz. 14.00, plac Defilad).
Kielecka manifa na plakatach ma hasło „#MyNiepokorne” (9 marca, godz. 11.00, pomnik Sienkiewicza).
Śląska manifa chce pokazać wszystkim, że „Silesia je babom!” (9 marca, godz. 12.00, plac Teatralny w Katowicach).
Do solidarności odwołuje się manifa wrocławska. W tym roku idzie pod hasłem „Nie ma feminizmu bez solidarności” (9 marca o 13.00).
Łódzka manifa, podobnie jak inne w kraju, idzie pod hasłem „To my jesteśmy rewolucją”, rozwiniętym o hasło „Nie ma feminizmu bez solidarności” (9 marca, godz. 13.00, pasaż Schillera).
„My jesteśmy rewolucją!” głosi też hasło manify w Lublinie (9 marca, godz. 14.00, plac Łokietka).
Manifa w Toruniu (9 marca, godz. 15.00, pomnik Mikołaja Kopernika) idzie pod hasłem „Moce zamiast przemocy”. Na plakacie widzimy też dopisek „Stop seksistowskiej opresji”.
Krakowska manifa w tym roku krzyczy: „Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną!” (10 marca, godz. 13.00, Muzeum Narodowe). Solidarnie przeciwko systemowej dyskryminacji kobiet.
W Bydgoszczy manifa idzie pod hasłem „Bez opresji! Bez agresji!” (10 marca, godz. 13.00, ulica Mostowa).
W Rzeszowie manifa ma w tym roku hasła, pod którymi pójdzie większość marszy, czyli „Nie ma feminizmu bez solidarności. To my jesteśmy rewolucją” (16 marca, godz. 15.00, Aleja Lubomirskich).