Adrien Beauduin, doktorant, został zatrzymany podczas ostatnich protestów w Budapeszcie, grozi mu kara do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Adriena Beauduina spotkałem dwa lata temu w ośrodku kultury Klinika w Pradze. Od ubiegłego roku razem studiowaliśmy na budapesztańskim Uniwersytecie Środkowoeuropejskim. Przez ostatni tydzień o Adrienie z zupełnie innych powodów pisały media węgierskie i międzynarodowe. Podczas jednego z protestów w Budapeszcie wywołanych nową ustawą „niewolniczą”, która pozwala pracodawcom narzucić pracownikom aż do 400 nadgodzin rocznie, policja losowo wyłuskała z tłumu Adriena i cztery inne osoby.
Po dwóch dniach w areszcie postawiono mu zarzut udziału w „zbiorowej napaści na urzędników służby publicznej” – przestępstwa, do którego Adrien się nie przyznaje. Rządowe media bardzo dużo uwagi poświęciły Adrienowi, który jako student belgijsko-kanadyjskiego pochodzenia, piszący doktorat na „uniwersytecie Sorosa”, wydaje się idealnym wrogiem obecnego autorytarnego rządu. W oczekiwaniu na proces rozmawiałem z Adrienem o protestach, aresztowaniu i politycznym klimacie w Europie Środkowej.
Jakub Gawkowski: Co się wydarzyło 12 grudnia, kiedy protestowałeś przed węgierskim Parlamentem?
Adrien Beauduin: Poszedłem na demonstrację, ponieważ już od dwóch tygodni wyrażałem sprzeciw wobec tej nowej „ustawy niewolniczej” i chciałem wraz z innymi studentami okazać solidarność węgierskim pracownikom. Protest przebiegał dość spokojnie, ale po dwudziestej pierwszej doszło do kilku starć protestujących z policją. Wtedy policja użyła pałek i dużych ilości gazu łzawiącego. Przed północą było już od jakiegoś czasu spokojnie i właśnie miałem wracać do domu. Oddaliłem się nieco od grupy znajomych i widziałem, że jacyś ludzie podpalają sanie, będące częścią świątecznej dekoracji. Nie zwróciłem na to większej uwagi i podszedłem bliżej szpaleru policjantów. Jest nagranie wideo, na którym widać, jak tam stoję i nie robię nic agresywnego.
czytaj także
Co stało się potem?
Potem policja zdecydowała się na natarcie. Zostałem zepchnięty w kierunku innych protestujących. Wiele osób upadło na ziemię, a kilka nawet wpadło w ten mały pożar. Próbując łapać równowagę, cofałem się w kierunku policjantów. Szedłem tyłem, aż wpadłem w ich szyk i poczułem, że policjanci mnie podnoszą. Zabrano mnie pod krużganki Parlamentu i wraz z czterema innymi osobami, aresztowanymi przede mną i po mnie, przewieziono na dość oddalony komisariat. Musieliśmy tam stać przez długi czas, nie pozwolono nam skorzystać z toalety, a później zabrano nas na badanie moczu. Dopiero rano trafiliśmy do biura prokuratury. W środku nocy przysłano mi tłumacza do pomocy.
Co czułeś, kiedy usłyszałeś zarzuty?
Całą noc nie zmrużyłem oka. Byłem wstrząśnięty, słysząc, że oskarżono mnie o zbiorową napaść na policjantów. Wydało mi się to surrealistyczne. Byłem zdruzgotany, kiedy mój prawnik, doktor Nehéz-Posony, którego skierowała do mnie Węgierska Unia Swobód Obywatelskich, powiedział mi, że takie zarzuty mogą prowadzić do kary 2-8 lat więzienia. Nie sądzę, że był jakiś konkretny powód, dla którego zostałem zatrzymany. Starałem się po prostu utrzymać na nogach podczas szturmu policji i wylądowałem w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie.
Nie jest oczywiste, dlaczego belgijsko-kanadyjski doktorant miałby protestować wraz z węgierskimi robotnikami. Dlaczego zdecydowałeś się wyjść na ulice i dołączyć do protestu?
Gdziekolwiek mieszkałem, zawsze stawałem w obronie spraw, które uważam za słuszne. Warunki pracy na Węgrzech są opłakane, pracuje się długo, a wynagrodzenia są niskie. Dlatego było dla mnie ważne, żeby pokazać moją solidarność – zwłaszcza w momencie, kiedy te warunki mają się jeszcze pogorszyć. Już wcześniej, 27 listopada i przy innych okazjach, protestowaliśmy przeciw tej ustawie w grupie studentów. Kiedy ustawa została przyjęta, uważałem, że trzeba pójść i pokazać, że się z tym nie zgadzam, zwłaszcza że ustawę przyjęto z pominięciem procedur parlamentarnych. Tego samego dnia inna ustawa osłabiła niezawisłość sądów, co także było powodem do wyrażenia sprzeciwu. I tego samego dnia zostałem aresztowany.
Po aresztowaniu stałeś się tematem doniesień w prorządowych mediach, które opisują cię jako „aktywistę Sorosa”.
Od początku wiedziałem, że prorządowe media wykorzystają aresztowanie mnie do celów propagandowych. Nie mówię dobrze po węgiersku i starałem się ignorować tę całą kampanię pomówień, ale oczywiście boję się, że niektórzy mogą uwierzyć w to, co się o mnie mówi, i wyrządzą krzywdę mnie albo komuś innemu.
To nie był pierwszy protest, w którym uczestniczyłeś w ciągu ostatnich tygodni w Budapeszcie. Od października angażujesz się w działania ruchu studenckiego Szabad Egyetem (Wolny Uniwersytet), byłeś też jednym z organizatorów tygodniowej okupacji placu przed parlamentem.
Zaczęliśmy jako grupa osób, które chciały wyrazić sprzeciw wobec nadchodzącego zamknięcia Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego, ale nie tylko. Chcieliśmy sprzeciwić się nowej fali ataków na wolność akademicką: zakazowi prowadzenia zajęć z gender studies w październiku 2018 roku, cenzurze w Akademii Nauk, cięciom budżetowym i planom sprywatyzowania Uniwersytetu Korwina. Zwróciliśmy się do innych studentów i organizacji w poszukiwaniu sojuszników. Po wielkiej demonstracji 24 listopada okupowaliśmy plac przed Parlamentem przez ostatni tydzień działania naszej uczelni w kraju. Pomimo deszczu, zimna i śniegu udało nam się zorganizować Otwarty Uniwersytet, gdzie świętowaliśmy wolność akademicką, organizując zajęcia i wykłady prowadzone przez profesorów z wielu węgierskich uniwersytetów, w języku węgierskim i angielskim. Zorganizowaliśmy także forum, by wspomóc tworzenie nowego Związku Studentów.
czytaj także
Jak to się stało, że Szabad Egyetem i uczestniczący w nim studenci dołączyli do walki węgierskich pracowników?
Kiedy usłyszeliśmy o projekcie „ustawy niewolniczej”, od razu pomyśleliśmy, że musimy okazać solidarność z pracownikami. Na Węgrzech może to wydawać się czymś niezwykłym, ale wielu z nas, pochodzących z innych krajów, jest przyzwyczajonych do łączenia sił, np. właśnie ruchu studenckiego i pracowniczego. Węgierscy studenci i związki zawodowe podeszły do tego bardzo entuzjastycznie, więc zrealizowaliśmy pomysł, budując przy okazji wzajemne powiązania i zaufanie. Sądzimy, że związki zawodowe doceniają naszą solidarność i to, że czynnie i głośno uczestniczymy w organizowanych przez nich wydarzeniach. Mamy nadzieję, że ruch studencki i ruch pracowniczy mogą sobie nawzajem pomóc, stając w obronie swoich praw.
Protesty osiągnęły skalę społecznej mobilizacji nienotowaną na Węgrzech od lat, ale to nie powstrzymało rządu. Prezydent János Áder podpisał ustawę. „Niewolnicze” prawo wejdzie w życie 1 stycznia 2019 roku. Czy to oznacza, że cała akcja protestacyjna poszła na marne?
Osobiście nigdy nie sądziłem, że jakiekolwiek z naszych działań mają szansę odnieść bezpośredni sukces. Wiedziałem, że nie zdołamy zapobiec zamknięciu CEU, wiedziałem, że nie zdołamy odzyskać akredytacji dla gender studies, nie przywrócimy autonomii uniwersytetom, nie zapobiegniemy przyjęciu tej ustawy. Ale myślę, że pokazaliśmy, że wszystkie te rzeczy nie są normalne, że uniwersytetów nie wolno zamykać, a pracownicy powinni godnie zarabiać w ramach normalnych godzin pracy. Wszyscy mamy nadzieję, że budujemy większy ruch, który doprowadzi do wolnego, wykształconego i sprawiedliwego społeczeństwa.
czytaj także
Jesteś Belgiem i Kanadyjczykiem, ale tak naprawdę jesteś jedną z niewielu osób, które mogę określić mianem „środkowoeuropejczyków”. Zanim przyjechałeś do Budapesztu mieszkałeś w Pradze i w Warszawie, a jako badacz i aktywista angażujesz się w to, co się dzieje w naszym regionie. Czy ostatnie wydarzenia zmieniły Twoją perspektywę na tę część Europy?
Rzeczywiście, miałem szczęście mieszkać w trzech z czterech krajów regionu wyszehradzkiego, widziałem także, jak ten region się zmienia. Aż do początku drugiej dekady XXI w. nikt nie podważał prozachodniej, neoliberalnej polityki, a potem nastąpiło przesunięcie, które otworzyło pewne możliwości. Niestety, krytykę ery postkomunistycznej zawłaszczyły siły prawicowe i ultraprawicowe, takie jak ugrupowania Orbána czy Kaczyńskiego. Widzę jednak także możliwości dla innych sił politycznych i społecznych. Dlatego teraz jesteśmy świadkami odradzania się w regionie związków zawodowych – mamy strajk nauczycieli i strajk w zakładach Volkswagena na Słowacji, strajk pracowników Tesco na Węgrzech, zapowiedzi strajku w zakładach Škody w Czechach, trwający strajk nauczycieli na Litwie, a teraz tę bezprecedensową mobilizację związków zawodowych na Węgrzech.
czytaj także
Czy uważasz, że to daje szansę zwalczenia populistycznego autorytaryzmu?
Na razie nie ma wielu politycznych alternatyw na poziomie parlamentarnym, które pozwoliłyby uciec od duopolu nacjonalistów i liberałów. Ale być może siły społeczne takie jak związki zawodowe i ruchy studenckie staną się zaczynem pozytywnych zmian w regionie. Już teraz wydaje się, że rządowa propaganda o rzekomych „agentach Sorosa” zaczyna tracić moc, w miarę jak coraz więcej ludzi zaczyna rozumieć, że to nie Soros odpowiada za ich niskie zarobki, i to nie imigranci sprawiają, że na koniec miesiąca trudno jest związać koniec z końcem.
Czy czujesz się teraz na Węgrzech mile widziany?
Szczerze mówiąc, obawiam się maleńkiej mniejszości fanatyków Fideszu, którzy mogą chcieć zaatakować mnie I innych, ale jednocześnie dostaję ogromne wsparcie od zwykłych obywateli Węgier. Więc tak, nadal czuję się tu jak u siebie.
czytaj także
Obawiasz się nadchodzącego procesu?
Tak, oczywiście że tak. Jeśli nie znajdziemy w końcu pełnego nagrania z mojego zatrzymania, proces może być kwestią mojego słowa przeciw słowu policjantów. Obawiam się, że szerszy kontekst polityczny i sposób, w jaki opisują mnie prorządowe media, mogą działać na moją niekorzyść. Nie widzę także zdecydowanej reakcji ze strony władz innych państw UE na to, co dzieje się na Węgrzech. Uwaga międzynarodowej opinii publicznej nie skupia się niestety na tych, którym węgierskie sądy postawiły tak ciężkie zarzuty.
**
Adrien Beauduin jest doktorantem na wydziale gender studies na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie (Central European University). Pracę magisterską z tematyki płci kulturowej obronił na tym samym wydziale, a wcześniej ukończył studia magisterskie z europeistyki w Kolegium Europejskim w Warszawie, studia magisterskie z nauk politycznych na londyńskim uniwersytecie UCL oraz Uniwersytecie Karola w Pradze, przedtem zaś obronił licencjat z historii na McGill University w Montrealu.
Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.