Przeglądam, co napisałam o książkach w tym roku, albo o czym rozmawiałam z ich autorami. I szukam pięciu, bo podobno ma być pięć – tych najważniejszych. Może jednak będzie ich więcej.
Gdybym miała zaufać lajkom, a te akurat da się policzyć, to co czytelników najbardziej zainteresowało?
Żydzi, Holocaust, antysemityzm.
W związku z tym zestawem przychodzi mi do głowy kilka żartów, ale nie są to dobre żarty, więc zachowam je dla siebie. Jak widać, poza Tokarczuk, literatury pięknej raczej brak, a i tu nie wiadomo, czy nie zadecydował Booker.
Trzymając się jednak, przynajmniej na początku, tegorocznej literatury, przypomnę pięć książek polskich pisarek, które, moim zdaniem, warto było przeczytać.
Zyta Rudzka, Krótka wymiana ognia. Trzy pokolenia kobiet, misterna saga rodzinna w pigułce.
czytaj także
Patrycja Pustkowiak, Maszkaron. Narzekano na tę powieść, ale mnie się podobała – tyle w niej kobiecej złości i żółci. Ale przecież nie zawsze musimy być grzeczne?
Pustkowiak: W życiu jestem bardzo miła, w pisaniu bardzo niemiła
czytaj także
Natalia Fiedorczuk, Ulga. Depresyjna, to nie zarzut. I ciekawy wątek dotyczący kobiecej religijności.
czytaj także
Dorota Masłowska, Inni ludzie. Wiadomo. Książka wzbudziła, moim zdaniem, nadmierne zachwyty, ale lepiej z Masłowską zgubić niż z niejednym znaleźć.
Katarzyna Kochmańska, Nieuprzejmość (zajrzyjcie na stronę wydawnictwa KP).
czytaj także
(Nie wspominam o Oldze Tokarczuk, bo to trudno było przegapić. Chociaż Opowiadania bizarne, fajne!, trochę zniknęły, bo Booker był za Biegunów).
czytaj także
Było też sporo ciekawych pisarek niepolskich – Lize Spit, Szpadel; Petra Hulova, Macocha, Carmen Machado, Jej ciało i inne strony… Jednak w mojej bańce hitem była powieść Siła Naomi Alderman. Wyzwalająca dystopia – chociaż uważam, że zakończenie mimo wszystko jest optymistyczne – o kobietach, które uzyskują wyjątkowe moce i naprawdę stają silniejsze od mężczyzn. Poleje się krew.
Nie chcę pomijać mężczyzn, trudniej mi jednak coś znaleźć. No i chciałabym cofnąć się o rok, bo myślę o tegorocznych nagrodach literackich – dla panów. Oraz towarzyszących im zachwytach. Przyznaję, że przynajmniej w jednym wypadku ich nie podzielam – Paweł Sołtys, Mikrotyki. Nie pisałam o tej książce, bo chociaż dwukrotnie próbowałam ją przeczytać, to jakoś nie mogłam do końca. Miałam wrażenie, że już sto razy czytałam takie opowiadania – panowie w PRL-u piją piwo. Bardzo trafny wybór, jeśli chodzi o nagrodę im. Marka Nowakowskiego, bo rzeczywiście przypominał mi się Nowakowski, ale żeby „Gdynia”? Taka wysmakowana nagroda? Pewno czegoś nie rozumiem. Z nominowanej piątki wyróżniłabym Kijanki i kretowiska Alicji Zielińskiej.
czytaj także
Marcina Wichę natomiast doceniam. Rzeczy, których nie wyrzuciłem to bardzo sympatyczna książka, cieszyłam się z Paszportu „Polityki” dla niego. Jednak z Nike – już nie, bo miałam inne typy. Przede wszystkim kibicowałam Annie Bikont, czyli biografii Ireny Sendlerowej. O tym, czemu taka właśnie narracja o „polskich sprawiedliwych” jest wyjątkowa i ważna, rozmawiałam z Piotrem Foreckim.
czytaj także
Sądzę też, że niedoceniona została Klementyna Suchanow za inną biografię – Gombrowicza. Udało jej się pokazać, jak przy całej swojej wielkości Gombrowicz był też postacią żenującą. Bo chyba był.
czytaj także
No i znowu wróciliśmy do kobiet – przepraszam. Już próbuję odzyskać gender balance. Wciągnęła mnie powieść Eustachego Rylskiego Blask i lubię jego język – ale jest taaaka konserwatywna…
czytaj także
Pod koniec roku ukazały się dwie pozycje z pewnością literacko bez zarzutu: Wiesława Myśliwskiego Ucho igielne oraz Marka Bieńczyka Kontener. Niestety, też zabrakło mi siły, żeby je skończyć. To takie medytacje o życiu, śmierci, przemijaniu, odchodzeniu bliskich. Mam dosyć własnych medytacji na ten temat.
Wiem, wiem, jest też Szczepan Twardoch, Królestwo. I pewno jest to już bestseller. Napiszę o tym niedługo.
A na koniec coś z zupełnie innej beczki (Monthy Python to też literatura! I wciąż cieszy). Ukazał się ostatni tom chińskiej trylogii SF Cixin Liu, Wspomnienia o przeszłości Ziemi. Tak, Ziemia pod koniec powieści jest już przeszłością. To nie klimat nas zabije, ale katastroficzny nastrój jest jak najbardziej na czasie.
Przeczytałam / obejrzałam też całkiem sporo, prawie zawsze z przyjemnością, komiksów. Ale tu nie mam kłopotu, żeby powiedzieć, który jest wyjątkowy. To Pantera, scenariusz i rysunki Brechta Evensa. Niepokojąca opowieść o ojcu molestującym córeczkę. Chociaż nic nie jest tam pokazane ani dopowiedziane i niektórzy twierdzą, że to wcale nie jest o tym.
czytaj także
Oczywiście jest to przegląd nieobiektywny. I pozostaję z całym szacunkiem oraz podziwem dla wszystkich, którzy wiedzą, co naprawdę w tym roku było najlepszego i najważniejszego w literaturze. A Czytelnikom życzę mnóstwa książkowych recenzji napisanych przez wielu niezgadzających się ze sobą recenzentów.