Polki nie uzyskały ich w wyniku dobroczynnego gestu Józefa Piłsudskiego. Dekret o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego, podpisany 28 listopada 1918 roku, wieńczył wieloletnią walkę. Z Anną Czerwińską i Agnieszką Grzybek, współautorkami wystawy „Nasze bojownice. 100-lecie praw wyborczych Polek”, której wernisaż odbywa się dziś, rozmawia Marta Knaś.
Marta Knaś: Wystawa Nasze bojownice, której jesteście autorkami, skupia się na historii walki o prawa wyborcze kobiet.
Agnieszka Grzybek: Zależało nam, aby pokazać, że kobiety nie uzyskały ich w wyniku dobroczynnego gestu Józefa Piłsudskiego. Dekret o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego, podpisany 28 listopada 1918 roku, wieńczył wieloletnią walkę. Na ziemiach polskich, pod zaborami, kobiety zaczęły upominać się o prawa wyborcze w latach 90. XIX wieku – ich uzyskanie zajęło im ponad 20 lat.
Za tą walką stoją konkretne osoby, które wy przypominacie.
AG: Bohaterkami wystawy jest pięć emancypantek. To symboliczne postaci związane z konkretnymi etapami walki o prawa wyborcze: Kazimiera Bujwidowa, Maria Dulębianka, Paulina Kuczalska-Reinschmit, Justyna Budzińska-Tylicka i Aleksandra Piłsudska.
Nie są to nazwiska obecne w powszechnej świadomości. Kim była Kazimiera Bujwidowa?
Bujwidowa walczyła o prawo kobiet do kształcenia, o dostęp do uniwersytetów. Zainicjowała akcję wysyłania przez kobiety do władz Uniwersytetu Jagiellońskiego podań o przyjęcie na studia. To jej zawdzięczamy możliwość studiowania.
A co w kontekście praw wyborczych zawdzięczamy Dulębiance?
Maria Dulębianka wsławiła się kampanią wyborczą – ubiegała się o mandat posłanki na Sejm Krajowy we Lwowie w 1908 roku, mimo że kobiety nie miały wtedy ani czynnego, ani biernego prawa wyborczego. Z kolei Paulina Kuczalska-Reinschmit była twórczynią Związku Równouprawnienia Kobiet Polskich oraz założycielką i główną redaktorką „Steru”, pierwszego pisma feministycznego wydawanego we Lwowie, a następnie w Warszawie.
Dwie ostatnie bohaterki znalazły się w samym centrum wydarzeń prowadzących do zwycięstwa w tej walce.
Gdy w 1917 roku okazało się, że w kształtowaniu polityki rodzącego się niepodległego państwa polskiego prawa wyborcze kobiet nie zostały uwzględnione, nie znalazły się bowiem w przygotowywanych wówczas projektach konstytucji i ustaw, działaczki z trzech zaborów po raz kolejny zorganizowały Zjazd Kobiet, podczas którego sformułowano żądania dotyczące praw wyborczych. Justyna Budzińska-Tylicka stanęła na czele delegacji do Józefa Piłsudskiego, która negocjowała z nim kwestię uzyskania przez kobiety praw wyborczych. Aleksandra Piłsudska także odegrała w tym swoją rolę. To ponoć ona przekonała Piłsudskiego do podpisania ordynacji wyborczej przyznającej powszechne prawo głosowania „bez różnicy płci”, choć dla nas to przede wszystkim bojownica PPS, konspiratorka, która przemycała broń, organizowała bojówki, podkładała bomby.
czytaj także
Dużym osiągnięciem tych kobiet było to, że udało im się zbudować poczucie solidarności między obywatelkami spod różnych zaborów.
Anna Czerwińska: Było to bardzo trudne, bo sytuacja w każdym zaborze była inna. Najsilniejszy ruch kobiecy rozwinął się w Galicji, w Krakowie, gdzie obywatele mieli najwięcej swobód za sprawą autonomii galicyjskiej. To tam działały czołowe emancypantki. Większość organizacji kobiecych, które powstawały w tym czasie, miała charakter trójzaborowy. Ich działaczkom zależało na tym, aby angażować feministki z różnych stron Polski. Może będzie to zaskoczeniem, ale kobiety dużo wtedy podróżowały i spotykały się za granicą, na studiach, to tam często zaczynały swoją aktywność w organizacjach politycznych i kobiecych, ale też nadsyłały korespondencje o międzynarodowym ruchu kobiet do czasopism, które ukazywały się w Polsce.
AG: W żadnym z zaborów kobiety nie mogły działać w organizacjach politycznych, dlatego duża część ich ówczesnej aktywności miała charakter edukacyjny czy charytatywny. Działalność polityczną prowadziły pod przykrywką tego typu organizacji. Świetnym przykładem ich mobilizacji są trójzaborowe Zjazdy Kobiet, które odbywały się od 1891 roku w Warszawie, Lwowie, Zakopanem i Krakowie. Pierwszy oficjalny Zjazd miał miejsce dopiero w 1905 roku w Krakowie, gdzie emancypantki z trzech zaborów przyjęły program wspólnej pracy kobiet, w którym oficjalnie sformułowano postulat zagwarantowania pięcioprzymiotnikowego prawa wyborczego „bez różnicy płci”.
W 1918 roku, w kontekście świeżo uzyskanej niepodległości, uzyskanie przez kobiety praw wyborczych było odbierane jako sukces całego społeczeństwa, a nie samych kobiet. Jednak cały czas mówi się o „przyznaniu” praw wyborczych kobietom, choć bardziej adekwatne wydaje się słowo „wywalczenie”.
AG: To bardzo ważne rozróżnienie, które pokazuje, że prawa wyborcze nie były prezentem dla kobiet, ale efektem długiej pracy. Warto podkreślić, że działające wówczas stronnictwa polityczne bynajmniej nie były skore do przyznania kobietom praw wyborczych. Narodowi demokraci uważali, że ważniejsza jest walka o niepodległość i dopiero w wolnym państwie będzie się można zająć postulatami kobiet. Z kolei socjaliści twierdzili, że najpierw trzeba wywalczyć sprawiedliwy ustrój społeczny, w którym kobiety będą miały swoje prawa. Z krytykami walki o prawa kobiet rozprawiała się Maria Dulębianka w Politycznym stanowisku kobiety, przekonując, że postulaty emancypantek powinny być traktowane odrębnie. Jednocześnie pisała, że Polacy nigdy nie staną się wolnym narodem, jeżeli jego połowa będzie pozbawiona podstawowych praw.
Dlaczego przez tak dług czas opowiadanie o polskiej historii pozbawione było kobiecej narracji?
AC: Pamiętam, że 90-lecie przyznania kobietom praw wyborczych świętowała w 2008 roku garstka feministek, a wydarzenie przeszło całkowicie niezauważone przez mainstreamowe media. Ostatnio zadałam to samo pytanie gościom debaty okołorocznicowej w Domu Spotkań z Historią. Była to debata trójzaborowa, gdzie każdy z zaborów reprezentowali: Agnieszka Grzybek (Kongresówka), Maciej Duda z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu (zabór pruski) oraz Ewa Furgał, twórczyni Fundacji Przestrzeń Kobiet i Archiwum Historii Kobiet (Galicja). Wszyscy udzielili podobnych odpowiedzi: podkreślali, że obchodom 100-lecia praw wyborczych kobiet sprzyja sytuacja polityczna. Nastąpiło przebudzenie obywatelek, a momentem zwrotnym był Czarny Protest z 2016 roku.
AG: Ale też powiedzmy, że nie jest do końca prawdą, że kobieca narracja wcześniej nie istniała. Od lat 90. rozwija się w Polsce nurt, który zajmuje się badaniem roli i sytuacji kobiet w historii. Profesor Anna Żarnowska z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego zgromadziła interdyscyplinarny zespół badawczy, którego prace złożyły się później na serię książek pt. Kobieta i…, m.in. Kobieta i świat polityki, czy Kobieta i społeczeństwo.
Istotną rolę odegrały książki Sławomiry Walczewskiej Damy, rycerze i feministki oraz Anety Górnickiej-Boratyńskiej Chcemy całego życia i Stańmy się sobą. Górnicka-Boratyńska wydobyła z zapomnienia teksty emancypantek z przełomu wieków i zrekonstruowała projekty emancypacyjne.
Od około dekady rozwija się też ruch „herstoryczny”, czyli próba przełożenia zainteresowań naukowych historią kobiet na język bardziej popularny, mniej hermetyczny. Przykładem tego są inicjatywy takie jak Archiwum Historii Kobiet, Krakowski Szlak Kobiet czy Łódzki Szlak Kobiet. Dziś takie projekty można znaleźć w większości dużych miast.
Naprawdę duchy kobiet nic ciekawego nie mają nam do powiedzenia?
czytaj także
Jednym z waszych działań „herstorycznych” jest kampania Ulice dla kobiet. Agitujecie, aby upamiętnić kobiety w nazwach ulic i obiektów publicznych w Warszawie. Obecnie tylko 170 spośród 5471 obiektów miejskich nosi nazwę na cześć kobiecych bohaterek.
AC: Akcję Ulice dla kobiet zainicjowałyśmy ponad rok temu przy wsparciu Stowarzyszenia Miasto jest Nasze. Zależy nam na upamiętnieniu kobiet poprzez uwzględnienie ich przy wyborze nazw ulic, skwerów czy decyzji dotyczących budowy nowych pomników. Takie akcje prowadzone są na całym świecie, nie jesteśmy tutaj wyjątkiem. W ubiegłym roku w Poznaniu przyjęto uchwałę, która gwarantowała, że w 2018 roku, ogłoszonym przez Sejm Rokiem Praw Kobiet, wszystkie nazwy nowych ulic zostaną poświęcone kobietom. Podobne stanowisko przyjęła także rada Warszawy w listopadzie 2017 roku, ale niewiele z tego wynikło.
Warszawa jest coś winna pani Stefie [rozmowa z Magdaleną Kicińską]
czytaj także
Wasza akcja to swego rodzaju ściągawka dla miasta.
AG: Chciałyśmy upamiętnić konkretne kobiety. Przygotowałyśmy listę 18 patronek, a kluczem w ich doborze była nadchodząca rocznica stulecia przyznania kobietom praw wyborczych. Znalazły się tam pierwsze posłanki na sejm ustawodawczy, które nie mają jeszcze swoich ulic w Warszawie, ale także bohaterki naszej wystawy. Zaapelowałyśmy też na naszym fejsbukowym profilu o zgłaszanie kandydatur kobiet, które na takie upamiętnienie zasługują. Stąd na listę trafiła także publicystka Irena Krzywicka, profesor Zofia Kuratowska czy jedna z pierwszych adwokatek, Aniela Steinsbergowa.
We wrześniu wasza petycja została przyjęta przez radę miasta.
AG: Tak, uważamy to za sukces. Od tego czasu odsłonięto skwer imienia profesor Zofii Kuratowskiej przy ulicy Stawki oraz skwer Anieli Steinsbergowej na Dolnym Mokotowie. Pozostałe bohaterki upamiętniono sadem jabłoni na Polach Mokotowskich. Nie poddajemy się i walka w ramach tej akcji trwa dalej.
Wybrane przez was patronki to wybitne postacie, ale nie funkcjonują one w szerszej świadomości społecznej. Nie pamiętam, aby mówiono o nich na lekcjach historii.
AC: W swoich czasach te kobiety były autorytetami. Myślę, że ówcześni obywatele nie uwierzyliby, gdyby powiedziano im, że kilkadziesiąt lat później nie będziemy o nich pamiętać. Są to także niezwykle ciekawe, nietuzinkowe i niesłusznie zapomniane biografie, o których warto przypominać po to, aby budować kobiecą tożsamość wśród młodszych pokoleń. Życie Józefa Piłsudskiego wydaje mi się o wiele mniej ciekawe od biografii jego żony, Aleksandry.
czytaj także
Jak można wspierać pamięć o wybitnych Polkach dzisiaj?
AC: Poprzez zainteresowanie inicjatywami„herstorycznymi”, wspieranie działalności fundacji działających w obszarze przypominania, odkrywania historii kobiet czy zgłaszanie apeli do radnych miast. Listopad jest też miesiącem wydarzeń związanych ze świętowaniem stulecia uzyskania praw wyborczych. Jako STER będziemy organizować akcje performatywne w Galerii W-Z, w dniach 10 i 17 listopada odbędą się też kolejne spacery śladami naszych bohaterek w ramach kampanii „Ulice dla kobiet”. Przygotowujemy także debatę na temat czynnego udziału kobiet w działaniach militarnych w walce o niepodległość.
AG: Chciałybyśmy, aby wszystkie wysiłki podejmowane w tym roku ze względu na rocznicę nie były jednorazowym fajerwerkiem, lecz rozwijały się. Historia kobiet powinna wkroczyć do podręczników szkolnych, aby przedstawiać emancypantki nie tylko przy okazji omawiania epoki pozytywizmu (zresztą nawet wtedy niekoniecznie się o nich mówi), lecz całej ich działalności, która jest istotnym fragmentem polskiej historii.
„Naukowe” podstawy dyskryminacji kobiet? Ona z nimi walczyła
czytaj także
AC: Kobiety to połowa społeczeństwa, dlatego zasługujemy na taką samą atencję, jeśli chodzi o liczbę stron w podręcznikach, pomników, nazw ulic czy uroczystości. Mamy nadzieję, że 2018 rok będzie pod tym względem przełomowy.
*
Wernisaż wystawy Nasze bojownice. 100-lecie praw wyborczych Polek odbędzie się we wtorek, 7 listopada, o godzinie 18.30 w Galerii W-Z przy Placu Zamkowym. Organizatorzy: Dom Spotkań z Historią, Fundacja na rzecz Równości i Emancypacji STER, Fundacja Warszawa jest kobietą. Autorki: Agnieszka Grzybek i Anna Czerwińska; kuratorki: Kinga Sochacka i Alicja Smotryś; rysunki: Beata Sosnowska.
**
Agnieszka Grzybek – tłumaczka, redaktorka, działaczka społeczna i polityczna, ekspertka równościowa, współzałożycielka Fundacji na rzecz Równości i Emancypacji STER.
Anna Czerwińska – działaczka na rzecz praw kobiet, ekspertka równościowa; współzałożycielka Fundacji na rzecz Równości i Emancypacji STER.