Michałowi Pytlikowi, członkowi zespołu Krytyki Politycznej i aktywiście Partii Razem grozi ograniczenie wolności za to, że w 2016 roku protestował przeciwko zaostrzaniu przepisów aborcyjnych. – Napisanie tego tekstu wymagało ode mnie rozstrzygnięcia pewnego dylematu. Publicystykę rzadko piszę bowiem w pierwszej osobie, a kiedy o prawach kobiet już musi wypowiedzieć się mężczyzna, to tym bardziej nie powinien on zawłaszczać tematu słowem „ja”. Jest tylko jeden problem: to mnie ciągają dziś po sądach za obronę praw kobiet – komentuje Michał w tekście dla KrytykaPolityczna.pl.
Z tego, co mi wiadomo, to jestem jedyną osobą w Polsce, która bezpośrednio użera się z systemem sprawiedliwości po tzw. „demonstracjach wieszakowych”. Uznałem, że skoro już zrobiło się głośno na temat Michała Pytlika, który ma sprawę w sądzie z powodu protestowania w obronie praw kobiet, to spróbuję wykorzystać tę okazję do przekazania kilku słów.
#MichałPytlik: Żaden proces, jaki mi wytoczą, nie zniechęci mnie do dalszego protestowania. A wręcz przeciwnie, wzmacnia jedynie moją chęć głośnego wyrażania swojego zdania i stawania po stronie tych, których chce się skazać na tortury. #CzarnyProtesthttps://t.co/DzG7NAs7Eo
— Razem Opolskie (@RazemOpolskie) March 28, 2018
Początek kwietnia 2016 r. był znacznie cieplejszy niż tegoroczny. Wraz z przyjaciółkami i przyjaciółmi z opolskiego okręgu Partii Razem zgromadziliśmy się pod Urzędem Wojewódzkim w Opolu. Tej niedzieli w kościołach w całej Polsce odczytano list biskupów, którzy poparli antyaborcyjne plany PiS-owskiego rządu. Chodziło o całkowity, bezwarunkowy zakaz aborcji. Był kwiecień 2016, hasła „Czarny Protest” jeszcze nie wymyślono.
Opole było wówczas jednym z kilkunastu miast na mapie kraju: w Toruniu, Wrocławiu, Białymstoku czy Gorzowie Wielkopolskim w odpowiedzi na list biskupów kobiety równie spontanicznie wyszły na ulice. Przynosiły wieszaki, które następnie wysyłaliśmy do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Przymiotnik „spontanicznie” jest tu kluczowy – kategoria zgromadzenia spontanicznego znajduje się bowiem w ustawie z 2015 r. Prawo o zgromadzeniach publicznych. W art. 3 ust. 2 czytamy: „Zgromadzeniem spontanicznym jest zgromadzenie, które odbywa się w związku z zaistniałym nagłym i niemożliwym do wcześniejszego przewidzenia wydarzeniem związanym ze sferą publiczną, którego odbycie w innym terminie byłoby niecelowe lub mało istotne z punktu widzenia debaty publicznej”.
Tym właśnie były „demonstracje wieszakowe”. Żadna z nich, również w Opolu, nie złamała warunków, jakie określa ustawa. Nie zakłócała przebiegu innej demonstracji ani nie narażała nikogo na niebezpieczeństwo.
Kiedy pod Urzędem Wojewódzkim w Opolu zebrały się protestujące, ktoś musiał wziąć mikrofon i coś powiedzieć. Mieliśmy nadzieję, że pierwsza zgłosi się któraś z kobiet. Manifestacja była jednak spontaniczna, nikt nie czuł się dość przygotowany, żeby pierwszy zabrać głos. Ostatecznie padło więc na mnie, jako że jestem rzecznikiem Razem w swoim okręgu. Powiedziałem przez mikrofon, dlaczego decyzja o przerwaniu lub utrzymaniu ciąży powinna należeć do kobiety. Wspomniałem o tym, że z prawem do aborcji łączy się również problem biedy. Przeczytałem krótkie przemówienie z kartki oraz cytaty z Boya-Żeleńskiego. Następnie chwyciłem za gitarę, zaśpiewaliśmy Women of the Working Class i jeszcze którąś z ważnych i fajnych piosenek. Po kilkunastu minutach zgromadzenie samoczynnie się rozwiązało.
Kilka dni później dostałem wezwanie na komisariat. Policja, której nawet nie było na miejscu, oskarża mnie o przewodniczenie niezgłoszonej manifestacji. Zarzut tyle śmieszny, ile absurdalny: zgromadzenie nie musiało być bowiem zgłoszone, a na dodatek w żaden sposób mu nie przewodniczyłem. Powiedziałem jedynie kilka słów do mikrofonu.
Minęło 19 miesięcy od czasu, kiedy dostałem wezwanie na policję i zdążyłem przyzwyczaić się do myśli, że sąd po prostu będzie musiał odrzucić wniosek policji. Ale nie odrzucił. „Nie mają się czym zajmować”, stwierdziła ochroniarka Sądu Rejonowego w Opolu. Grozi mi rok ograniczenia wolności. Policja – mimo jasnych i spójnych zeznań świadków – wnioskuje o 20 godzin prac społecznych. Wyrok zapadnie 11 kwietnia.
czytaj także
Wiadomość o chłopaku, który ma sprawę w sądzie z powodu obrony praw kobiet, rozeszła się bardzo szeroko w internecie. Doświadczam ogromu wsparcia, czytam wiele ciepłych słów. Z jednej strony wydaje się to dość abstrakcyjne – sprawa jest ewidentnie dęta i wcale nie martwi mnie jej wynik. Z drugiej strony tak szeroko zakrojone uruchomienie solidarności spowodowane walką o prawa kobiet może być niezwykle krzepiące i dawać nadzieję na wywalczenie tych praw w przyszłości. Oby niedalekiej.
Choć chodzenie po sądach może być męczące, nie jestem żadnym męczennikiem. Nawet gdybym wiedział, że będę siedział na ławie oskarżonych, 3 kwietnia 2016 r. zrobiłbym dokładnie to samo. Nie żałuję ani odrobinę, że przyszedłem na tamtą demonstrację i wziąłem do ręki mikrofon. Gdybym nie chciał tego powtarzać, to raczej z tego względu, że to nie mężczyzna powinienem w tych momentach zabrać pierwszy głos, albo dlatego, że najlepiej by było, aby takie demonstracje w ogóle nie były potrzebne.
Są sprawy, w których nie można stać pośrodku. Prawa kobiet to właśnie taka sprawa. Warto się jej poświęcić, nawet ryzykując sprawą w sądzie. Żaden wyrok PiS-owskiego sądu nie będzie straszny, jeśli wszystkie i wszyscy będziemy razem.
Wiele osób pyta mnie, czy można mi jakoś pomóc, czy można coś zrobić, czy potrzebny mi adwokat itd. Jestem wdzięczny za każde takie pytanie. Mam już obrończynię, która moją sprawę związaną z rzekomym przewodniczeniem demonstracji w obronie praw kobiet prowadzi wzorowo. Ufam jej całkowicie i jestem dobrej myśli.
Czy można mi jakoś pomóc? Tak. Bierzcie udział w demonstracjach w obronie praw kobiet. Podpisujcie projekty ustaw, które mogą odwrócić to szaleństwo. Nie bójcie się bronić Waszych córek, matek, sióstr i koleżanek przed szaleńcami w garniturach. Nie bójcie się straszenia sądem, gdy ktoś odziera innych z godności.
Jeśli faktycznie mogę dziś o coś poprosić, to chciałbym, byście bronili tych, którym dzieje się krzywda. Pamiętajcie. Mówcie. Działajcie. Stawiajcie opór. To największa pomoc, jaką możecie mi dziś dać. Liczę na Was!