Kraj

Będzie Ankara w Warszawie

Prezydent Duda złożył w trakcie wizyty Erdoğana zdumiewającą deklarację, że Polska „zawsze popierała i będzie popierać starania Turcji o wejście do UE”. Dobra zmiano, serio?!

We wtorek Warszawę odwiedził turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan. To jego pierwsza oficjalna wizyta w kraju UE po stłumieniu wymierzonego w niego zamachu stanu z zeszłego roku. Przekaz dnia PiS będzie zapewne przedstawiał to jako kolejny – po lipcowej wizycie Trumpa – wielki sukces polskiej dyplomacji, dowodzący „znaczenia polski w świecie”.

Polacy, którzy kochają Trumpa

Od reformatora do dyktatora

Trudno uznać jednak tę wizytę za oczywisty sukces. Erdoğan jest dziś postrzegany w Europie i Stanach jako polityk coraz bardziej zbliżający się do pozycji dyktatorskich, ktoś z tego samego porządku co Łukaszenka albo Putin.

I faktycznie, od 2016 roku Turcja staje się państwem coraz bardziej ciążącym ku co najmniej miękkiej dyktaturze. Nieudany zamach stanu został wykorzystany przez Erdoğana jako pretekst do szeroko zakrojonych represji, wymierzonych w ludzi podejrzanych o opozycyjne poglądy. Zwłaszcza tych pracujących w wojsku, administracji cywilnej, sądownictwie, czy mediach. W więzieniach siedzi 150 tysięcy osób oskarżonych o udział w puczu, dziesiątki tysięcy straciło pracę. Wiele niezależnych instytucji, od organizacji trzeciego sektora, po opozycyjne gazety władze przymusowo zamknęły.

Balcer: Erdoğana od władzy „odpiłować” może już chyba tylko śmierć. Albo rewolucja

Ostry kurs przeciw społeczeństwu obywatelskiemu i przeciwnikom politycznym (zwłaszcza kurdyjskim) zaczął się przy tym w Turcji już jakiś czas przed zamachem. Tak samo jak polityka wycofująca się z tureckiego modelu świeckości, coraz silniej podporządkowująca sferę publiczną Turcji przekonaniom religijnym.

Ta ewolucja Erdoğana jest szczególnie przykra, gdy pamięta się o początkach tego polityka. W pierwszych latach sprawowania władzy wydawało się, że turecki premier jest kimś, komu może się w końcu udać budowa jakiegoś islamskiego odpowiednika chrześcijańskiej demokracji. Erdoğan przeprowadził w Turcji szereg koniecznych reform. Wykonał kilka ważnych gestów wobec Kurdów, wprowadził pewne podstawowe mechanizmy cywilnej kontroli nad armią, zniósł – czasem faktycznie zbyt daleko idące w Turcji – przepisy ograniczające publiczną obecność religii.

Dobra zmiano, serio?!

Wszystkie te osiągnięcia przekreśla jednak polityka Ankary ostatnich kilku lat. Sprawia ona, że Erdoğan staje się bardzo kłopotliwym sojusznikiem dla każdego państwa, które poważnie traktuje podstawowe prawa człowieka. Zapisane także w polskiej konstytucji i ratyfikowanych przez nasz kraj traktatach międzynarodowych.

Problematyczności postaci Erdoğana nie było jednak w ogóle widać w tym, jak został on przyjęty przez obecny obóz rządzący w Warszawie. Turecki prezydent otrzymał iście sułtańskie przyjęcie. Najpierw spotkanie z prezydentem Andrzejem Dudą, następnie obiad z premier Beatą Szydło, w końcu kolacja w parlamencie z udziałem marszałków obu jego izb. Spotkanie z panią premier zostało odwołane, ze względu na „sytuację wewnętrzną w Turcji” (zawalenie się kopalni węgla i śmierć kilku górników), wymagającą osobistej uwagi Erdoğana, ale i tak wizyta tureckiego lidera otrzymała najwyższą uwagę polskich władz.

Prezydent Duda we wspólnym wystąpieniu z Erdoğanem ani słowem nie zająknął się o problemach z prawami człowieka w Turcji. Złożył za to naprawdę zdumiewającą deklarację. Powiedział mianowicie, iż Polska „zawsze popierała i będzie popierać starania Turcji o wejście do Unii Europejskiej”. Jedyna reakcja, jaka ciśnie się na usta na te słowa, to pytanie, „dobra zmiano, serio?!”.

Nie mam pojęcia, jak prezydentowi Dudzie poparcie dla akcesji Turcji do UE daje się pogodzić z histerią wokół rzekomej „islamizacji Europy”, jaką podsyca w Polkach i Polakach jego własny obóz polityczny. Tworzący go politycy i sympatyzujący z nimi dziennikarze nieustannie przecież atakują mieszkających w Europie muzułmanów, odmawiają im prawa do bycia prawdziwymi Europejczykami, domagając się od żyjących tu od kilku pokoleń ludzi kolejnych dowodów „prawdziwej integracji” z europejską kulturą. Same w sobie te ataki są politycznie szkodliwe, a etycznie dość niskie, gdy jednak dochodzi do nich wyrażone przez prezydenta poparcie dla dyktatora, który rozmontowuje jedną z niewielu świeckich republik w świecie islamu, zastępując ją miękką, religijną dyktaturą, całość zyskuje wyjątkowo nieprzyjemny posmak.

Jak Dudzie poparcie dla akcesji Turcji do UE daje się pogodzić z histerią wokół rzekomej „islamizacji Europy”?

Namaszczenie Erdoğana na europejskiego przywódcę, jakiego dokonał polski prezydent, jest zdradą wobec wszystkich tych obywateli i obywatelek Turcji, którzy faktycznie przywiązani są do konstytucyjnych dla europejskiej wspólnoty wartości – i płacą za to często cenę zawodowej dyskryminacji, przemocy, więzienia, przymusowej emigracji.

Po co nam Erdoğan?

Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że świat stosunków międzynarodowych nie jest obszarem, gdzie rządy mogą kierować się tylko wartościami i prawami człowieka. Najlepiej urządzone demokracje muszą czasami współpracować z państwami jawnie niedemokratycznymi, łamiącymi prawa własnych obywateli. Nie da się prowadzić polityki w Azji Wschodniej wybierając na strategicznego sojusznika Tybet, polityka bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie wymaga współpracy z Arabią Saudyjską – jednym z najbardziej represyjnych reżimów na tej planecie.

Kłopot z naszym brataniem się z Erdoğanem polega jednak także na tym, że nie bardzo wiadomo, czemu ono ma służyć. Oficjalnym powodem wizyty jest polsko-tureckie forum gospodarcze oraz negocjacje dwustronnych umów handlowych. W porządku, ale czy porozumienie tego typu naprawdę wymagały aż takiej politycznej oprawy? Aż tak wyraźnego dowartościowania przez polską stronę tak wątpliwego przywódcy jak Erdoğan?

Gebert: Erdoğan szaleje, bo i jest szalony

Jak pisze Paul Flückinger na łamach „Deutsche Welle”, Warszawa pragnie stać się pośredniczką między Turcją, a UE. W przeciwieństwie do Berlina, czy Paryża polscy przywódcy mają być bowiem otwarci na „turecką optykę”. Jako, że rząd PiS sam ma ciągłe problemy z instytucjami europejskimi, krytykującymi go za naruszenia zasad praworządności, to nie będzie wytykał Ankarze pogwałcenia zasad demokracji i praw człowieka. Co ma dobrze nastawiać Turków do współpracy z Polską.

Kłopot w tym, że by pośredniczyć między dwoma stronami trzeba mieć dobre notowania u obu z nich. Tymczasem obóz Zjednoczonej Prawicy zrobił wszystko, by popsuć nasze relacje z Brukselą i najważniejszymi europejskimi stolicami. Wspólne fotki prezydenta Dudy z Erdoğanem nie poprawią naszych europejskich notowań. Wręcz przeciwnie – wzmocnią przekonanie zachodniej opinii publicznej, że Polska na własne życzenie symbolicznie wypisuje się z głównego nurtu europejskiej polityki, stawiając na sojusz ze skonfliktowanymi z nim politykami: Orbánem, Trumpem, Erdoğanem. W tym towarzystwie brakuje jeszcze (jak dotąd) Putina, ale już o Łukaszence marszałek Senatu Stanisław Karczewski miał do powiedzenia bardzo ciepłe słowa.

Wspólne fotki prezydenta Dudy z Erdoğanem nie poprawią naszych europejskich notowań.

Polityka konfliktu z wszystkimi ważnymi sąsiadami i sojuszu z odległymi graczami, dla których Polska pozostaje – z obiektywnym geograficznych i gospodarczych przyczyn – drugorzędnym partnerem jest receptą na katastrofę. A jest to niestety polityka, jaką prowadzi dziś obóz władzy. Niemal wszystkie zasoby stawia on na aliantów tak odległych i nieprzewidywalnych jak Trump; tak marginalnych z punktu widzenia kluczowych interesów Polski jak Orbán; tak kłopotliwych jak Erdoğan.

Korepetycje z dyktatury

Wspólny występ prezydenta Dudy i Kaczyńskiego tworzy symbol groźny także w kontekście naszej wewnętrznej polityki.

W Turcji Erdoğana dzieje się dziś wszystko to, co – jak obawia się znaczna część opinii publicznej – stać się może w najbliższej przyszłości w Polsce. Przeciwnicy rządu tracą możliwość pracy w zawodzie, duszona jest wolność akademii, szkole narzucony zostaje bardzo konserwatywny, fundamentalistyczny program, zamykane są opozycyjne dzienniki i organizacje.

Sam lider Zjednoczonej Prawicy, Jarosław Kaczyński mówił: „Trzeba czynić wszystko, by Polska była tym, czym jest dziś Turcja. O niej mówi się, że to poważne państwo”. Słowa te padły w 2014 roku, więc jeszcze przed nieudanym zamachem i postępującej po nim fali represji. Jednak już wtedy widać było przesuwanie się Turcji w autorytarną stronę.

Oczywiście, cały szereg uwarunkowań uniemożliwia PiS skopiowanie nad Wisłą rozwiązań tureckich. Uściski Dudy z Erdoğanem są jednak głęboko niepokojącym symbolem. Sprzeciwić się mu dziś powinna nie tylko protestująca pod Pałacem Prezydenckim lewica, ale także parlamentarna opozycja – podobno liberalna.

Transmisja na żywo z demonstracji Korepetycje z dyktatury? Przeciwko wizycie Recepa Erdoğana. przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie!

Opublikowany przez Razem na 17 października 2017

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij