W ostatnich paru latach zbiorowe pozwy o molestowanie seksualne posypały się jak domino. Bohaterem najgłośniejszego z nich jest ukochany tata Ameryka – i nie tylko Ameryki, bo pamiętam jak bardzo jako dziecko lubiłam ten serial – Bill Cosby.
Znajdujemy się w dziwnym momencie. Z jednej strony prezydentem USA jest facet, który bezkarnie „chwyta za cipkę”, z drugiej – ciężka, wstydliwa i nieruchawa atmosfera wokół pozwów dotyczących molestowania seksualnego wydaje się zmieniać. Ostatnio przejechały się na nich dwie gwiazdy telewizji Fox News – jej założyciel i prezes, zmarły miesiąc temu Roger Ailes oraz główny dziennikarz, Bill O’Reilly, którego niedawno w końcu zwolniono. Ale żadna z tych historii nie odbiła się tak szerokim echem jak sprawa 79-letniego Billa Cosby’ego, uwielbianego taty Ruby, Theo i Denise.
czytaj także
Mamy nowy czasownik w języku angielskim – „to cosby someone”, czyli podać komuś lek/narkotyk, żeby wykorzystać seksualnie śpiącą lub półprzytomną ofiarę. 46 kobiet wystąpiło z tym samym lub podobnym oskarżeniem – Bill Cosby podał im bliżej niezidentyfikowany lek, po czym je zgwałcił. Mówimy tu o całych dekadach – lata 70., 80., 90., przy czym należy podkreślić, że ta szokująca liczba to na pewno nie wszystko. „Oficjalne” ofiary wiedzą o innych kobietach, które zdecydowały się nie ujawnić swoich historii i tożsamości. Kiedy czytamy wspomnienia tych kobiet i oglądamy ich fotografie – fantastyczny artykuł autorstwa Noreen Malone ze zdjęciami Amandy Demme – uderza powtarzalność scenariusza, mimo że każdy z wywiadów przeprowadzono osobno. Każdy z nich to bajka o Śpiącej Królewnie – stany półświadomości, budzenie się nago w obcym łóżku, wstyd, że nikt im nie uwierzy. Dekadę, dwie i trzy dekady temu gwałt był definiowany jako napaść przez obcą osobę na ulicy, a nie coś, co może cię spotkać ze strony osoby, którą znasz i której ufasz. Wszystkie te pozwy/historie podlegają prawu przedawnienia. Wszystkie, oprócz jednego.
W 2004 roku Andrea Constand spędziła wieczór w domu Billa Cosby’ego. Cosby miał podać jej „ziołowe” tabletki, żeby się „zrelaksowała”. Constand pracowała dla drużyny koszykarskiej Temple University, której Cosby był wielkim poplecznikiem i sponsorem. Był również mentorem i przyjacielem Andrei. Krótko po zażyciu tabletek Constand straciła kontrolę nad swoim ciałem. Oboje, oskarżycielka i oskarżony, zgadzają się, że doszło między nimi do aktu seksualnego. Różnica polega na tym, że Cosby twierdzi, że Constand uczestniczyła w nim dobrowolnie i że ich „romantyczna relacja” miała charakter obustronny. Nota bene, różnica wieku między Cosbym a jego rzekomą partnerką wynosiła 35 lat. Constand złożyła pozew w 2005 roku. To z tamtego okresu pochodzą zeznania Cosby’ego – jedyne, które mamy, bo Cosby postanowił nie zeznawać podczas zeszłotygodniowego procesu. W zeznaniach Cosby przyznaje się do notorycznego zdradzania swojej żony (Cosby jest żonaty od 1964 roku), ale twierdzi, że nie jest gwałcicielem. Jego żona też wydaje się w to święcie wierzyć. Jednocześnie – paradoksalnie – Cosby przyznaje się do podrywania kobiet i mamienia ich obietnicami pomocy w dalszej karierze (większość ofiar Cosby’ego to młodziutkie aktorki, piosenkarki i modelki) i do podawania im leków „tak jak inni mężczyźni podają kobietom alkohol”. Cosby wydaje się nie widzieć nic złego w swoim zachowaniu, a już na pewno nie uważa, że popełnił przestępstwo.
Na szczęście rok 2005 to nie 2017. Stopień, w jakim media społecznościowe nasycają naszą rzeczywistość ma z pewnością wiele negatywnych konsekwencji. Jednak – jak twierdzą ofiary Cosby’ego – to właśnie dzięki mediom społecznościowym przestępstwa popełniane przez sławnych i bogatych nie mają szans na pozostanie w ukryciu. „W 2005 to Bill Cosby kontrolował media. W 2015 mamy media społecznościowe”, powiedziała Tamara Green, jedna z ofiar.
Sprawa Cosby’ego jest kontrowersyjna również w świetle amerykańskiej dyskusji o niesprawiedliwości rasowej, co być może nie jest na pierwszy rzut oka oczywiste z polskiej perspektywy. Cosby stał się symbolem porozumienia między rasami; jako komik wzbudzał entuzjazm tak czarnych, jak i białych widzów. Modelowa rodzina Cosbych miała być dowodem na to, że Afroamerykanie są „tacy jak my” i mają takie same problemy jak my. To jest właśnie największy problem – Cosby był symbolem godności czarnej klasy średniej, a jego sukces jako artysty potwierdzał wszechogarniającą moc amerykańskiego snu. Filadelfia jest dumna z trzech rzeczy – ze swojego sernika, z Benjamina Franklina i z Cosby’ego.
czytaj także
Sprawie nie pomaga fakt, że większość ofiar Cosby’ego to białe kobiety. Mit czarnych mężczyzn gwałcących białe kobiety stanowi podstawę i żer amerykańskiego rasizmu od zarania dziejów. To dlatego część Afroamerykanów stoi murem za Cosbym – za żadną cenę nie zgadzają się na potwierdzenie tego chorego stereotypu.
Ślepnący Cosby pojawił się na zeszłotygodniowym procesie opierając się na ramieniu Keshii Knight Pulliam (aktorki odgrywającej rolę uroczej Ruby, najmłodszego dziecka w Bill Cosby Show). Jak wspomniałam wcześniej, nie zgodził się zeznawać. Świadkowie twierdzą, że żartował i śmiał się ze swoimi prawnikami. Wysłuchawszy zeznań, ława przysięgłych (składająca się z 7 mężczyzn i 5 kobiet) oddaliła się, żeby podjąć decyzję. Po ponad 50 godzinach dyskusji ława oznajmiła sędziemu, że nie jest w stanie dojść do porozumienia – potrzeba bowiem 12 jednomyślnych głosów. Sędzia nie miał innego wyjścia jak unieważnić i przełożyć proces. Kolejne podejście za 3 miesiące. Constand ma rok zanim jej sprawa nie ulegnie przedawnieniu.
Jeden z członków ławy w wywiadzie udzielonym telewizji ABC ujawnił, że 10 ławników uważało, że Cosby jest winny, 2 – że jest niewinny.
Nie pozostaje nami nic tylko czekać. W międzyczasie rzucamy linkę do standup comedy Hannibal aBuressa, która wzięła szturmem Internet. Buress był pierwszym (czarnoskórym mężczyzną), który publicznie nazwał Cosby’ego gwałcicielem i w dużym stopniu przyczynił się do nagłośnienia sprawy.