Przy okazji uczy nas, że warto łamać prawo.
„Od zawsze” płacę abonament radiowo-telewizyjny. Teraz okazuje się, że rząd robi ze mnie kompletnego głupca (to delikatny eufemizm). Dlaczego? Oczywiście dlatego, że ja płacę, a teraz nagle dowiaduję się, że wprowadzając nowe rozwiązania (dyskusyjne, ale nie o tym tutaj mowa) rząd chce objąć abolicją tych, którzy nie płacili.
Rząd chce, w zamian za zapłacenie nowego abonamentu za pół roku z góry, umorzyć należności z przeszłości niepłacącym obecnie abonamentu. Inaczej mówiąc za 100+ złotych (które i tak trzeba by było zapłacić) rząd daruje wielu Polakom kilka tysięcy złotych robiąc z tych, którzy abonament płacili, właśnie głupców (1/3 Polaków płaciła, z czego wynika, że większość Czytelników nie będzie podzielała mojego poglądu). Z tego wynika, że nagrodzone zostanie bezprawie, a figa pokazana będzie tym, którzy prawa (nawet niesprawiedliwego) nie łamią.
Czego nas to uczy? Tego, że warto łamać prawo. A przecież jest łatwe wyjście z tej pułapki (pułapki, bo trudno udowodnić ludziom, że powinni byli płacić). Należało po prostu nagrodzić tych, którzy płacili. Nawet nie gotówką, a na przykład zwolnieniem przez rok z płacenia abonamentu lub dopisaniem do konta emerytalnego jakiejś kwoty. Wtedy i wilk byłby syty, i owca cała, a przede wszystkim uniknięto by sytuacji, w której powstaje moralny hazard.
Znalazłoby się więcej takich „kwiatków” ze strony władzy. Również samorządowej, która w Warszawie, Katowicach i wielu innych miastach nie dostrzega działalności firmy EuroPark, która metodą mimikry upodabnia swoje parkomaty do parkomatów na publicznym obszarze płatnego parkowania. Nie daje też na wjazdach do swoich parkingów widocznych na pierwszy rzut oka informacji o tym, że obowiązują na nich inne prawa niż na obszarze płatnego parkowania, a potem obciąża nieuważnych (w tym oczywiście i mnie) kilkudziesięciozłotową „opłatą dodatkową”. Można mieć wręcz wrażenie, że te opłaty są główną składową przychodów firmy. A przecież samorządy mogłyby wprowadzić prawo, które nakaże wyraźne oznaczanie takich parkingów.
czytaj także
Od wkurzeń do statystyk
No dobrze, załatwiłem sprawy, które mnie ostatnio wkurzyły – teraz przejdźmy do statystyki. Rząd chwali się doskonałymi wskaźnikami gospodarczymi i rzeczywiście można powiedzieć, że ta ekipa ma na razie dużo szczęścia. Tak, jak miała go dużo w latach 2005-2007 dopóki w świat nie uderzył kryzys… Nie wszystkie dane makroekonomiczne wynikają jednak wprost z działalności tej ekipy rządowej.
Spójrzmy dwa wskaźniki: stopa bezrobocia i wpływy podatkowe z VAT. Stopa bezrobocia (7,7%) jest najniższa w historii Polski po okresie transformacji i będzie nadal się zmniejszała. Czy doskonała sytuacja rynku pracy wynika z szybkiego wzrostu gospodarczego? Rząd powie, że oczywiście tak i do tego, że jest to jego zasługa, ale to nie do końca jest prawda.
W 2016 roku wzrost gospodarczy był znikomy, a jednak bezrobocie malało. Problem w tym, że rynek pracy reaguje wolno na zmiany w gospodarce, więc spadek bezrobocia wynika w dużej mierze po prostu z poprzedniego ożywienia gospodarki. Wpływ też ma to, że z rynku pracy odchodzi moje pokolenie, powojennego boomu demograficznego. Część starszych, niepracujących, po prostu umiera, a część przechodzi na emeryturę zmniejszając liczbę bezrobotnych.
Dodatkowe znacznie ma to, że nie potrzeba być zarejestrowanym bezrobotnym, żeby dostać się za darmo do lekarza. To ma się jeszcze nasilić od 2018 rok – wtedy to wszyscy Polacy mają zostać objęci opieką zdrowotną (obejmie to wtedy też leki). Ci bezrobotni lub „bezrobotni” (bo pracują „na czarno”), którzy już nie kwalifikowali się do otrzymywania zasiłku, rejestrowali się tylko po to, żeby mieć ochronę zdrowotną. Teraz ta potrzeba znika, a z nią bezrobocie rejestrowe, czyli stopa bezrobocia. Ale oczywiście ożywienie gospodarcze tego roku (ono się utrzyma) też ma pozytywny wpływ na rynek pracy.
Uszczelnienie VAT
Rząd chwali się też dużym wzrostem dochodów z VAT. Zdecydowanie popieram działania mające na celu uszczelnienie systemu podatkowego, ale przypisywanie całości zwiększonych wpływów z VAT temu właśnie czynnikowi jest nieporozumieniem. W pierwszych trzech miesiącach roku wpływy netto wynikały w dużej mierze z przesunięcia zwrotów z VAT z początku 2017 roku na grudzień 2016 roku. Poza tym w tym roku zmieniony został system rozliczania wielu firm (z kwartalnego na miesięczny).
Kwiecień miał być miesiącem prawdy. Wpływy wzrosły o 17% r/r. Doskonale, ale pamiętajmy po pierwsze o tym, że w pierwszym kwartale zeszłego roku nie było jeszcze programu 500+, a w tym roku już był, co musiało podnieść wpływy ze zwiększonej konsumpcji (widać ją wyraźnie w danych o PKB, które GUS opublikował w środę 31 maja.). Poza tym wzrosła inflacja (2% r/r), a to zawsze podnosi wpływy z VAT. No i w końcu wzrost gospodarczy też zaowocował większymi wpływami z VAT. Ile w tym było uszczelnienia podatkowego? Nie dowiemy się tego nigdy, ale z pewnością taki wpływ był.
W tym roku polska gospodarka skazana jest na sukces
Wróćmy do tego, czym chwali się rząd. Rzeczywiście wzrost PKB w pierwszym kwartale o 4,0% rok do roku należy uznać za wysoki. Pamiętać jednak znowu trzeba o tym, że zeszły rok dał bardzo niską bazę (bo PKB rósł bardzo wolno), od której odbicie musiało robić wrażenie. Poza tym rząd musi wreszcie w tym roku zacząć wykorzystywać środki unijne. Samorządy też nie mają wyjścia i muszą zacząć inwestować – w 2018 roku są wybory samorządowe i warto by było coś przedtem elektoratowi pokazać, czymś się pochwalić. Wydaje się, że w tym roku polska gospodarka skazana jest na sukces.
Czy ten sukces jest niezagrożony? I co z następnym rokiem? Tutaj musimy wrócić do mojego „ulubionego” prezydenta, czyli Donalda Trumpa. Nie będę opisywał jego wyprawy europejskiej (wyniki gorzej niż nędzne), ale przypomnę, że sondaże poparcia dla prezydenta gwałtownie się pogarszają. Impeachment nie jest groźny dla gospodarki światowej (rządy Mike’a Pence’a zostałyby przyjęte z ulgą). Rezygnacja Donald Trumpa też nie jest w związku z tym groźna. Groźne jest to, co prezydent może robić, żeby obronić swoją prezydenturę. Pamiętacie państwo film Fakty i akty? Nic tak nie poprawia sondaży rządzącym, jak mała wojenka. I na razie tylko tego może się obawiać świat, a z nim i Polska.