9 listopada 2016. Młoda lewica ucieka się do myślenia magicznego i zaczyna wierzyć w numerologię.
9 listopada 1848. Robert Blum, lewicowo-liberalny bohater jednego z pierwszych (rewolucja marcowa) i jednego z ostatnich (trzecie powstanie wiedeńskie) zrywów Wiosny Ludów, zostaje stracony. Nieudane rewolucje kończą się utrzymaniem monarchistycznego porządku i wzrostem konfliktów na tle narodowościowym, które wiadomo, jak się skończyły.
9 listopada 1888. Kuba Rozpruwacz morduje ostatnią ze swoich ofiar, prostytutkę Mary Kelly. W kolejnym stuleciu stanie się bohaterem wielu tekstów anglosaskiej popkultury, utwierdzając jej odbiorców w ich lękach oraz przekonaniu, że receptą na czyhające zagrożenia jest konserwatywny system wartości.
9 listopada 1918. Wilhelm II, ostatni cesarz i król Prus, abdykuje. Tego samego dnia Philipp Scheidemann proklamuje republikę demokratyczną, wyprzedzając o dwie godziny socjalistów. Kończy się stary świat, a zaczyna międzywojenny syf i niepokoje społeczne, które też wiadomo, jak się skończyły.
9 listopada 1923. Adolf Hitler dokonuje nieudanego puczu monachijskiego, w wyniku czego trafia do więzienia. W więzieniu pisze pierwszą część Mein Kampf i umacnia siebie i swoich zwolenników w przekonaniu, że im się należy, bo są niepokorni i wyklęci. Dziesięć lat później Hitler wygrywa demokratyczne wybory.
9 listopada 1932. Druga żona Józefa Stalina, Nadieżda Alliłujewa, popełnia samobójstwo. Kilka godzin przed śmiercią między małżonkami wywiązuje się sprzeczka. Nawalony Stalin rzuca w Nadieżdę w obecności swoich współpracowników zapalonym papierosem. Plotki głoszą, że ich związek zaczął się od gwałtu na siedemnastoletniej Nadieżdzie.
9 listopada 1938. Zaczyna się hardkor, o którym potem będzie się mówiło na hipsterskich studiach, że jest nieprzedstawialny. Skupmy się więc na faktach: w ciągu 24 godzin zniszczono 1,4 tysięcy synagog, 170 żydowskich domów i 7,5 tysięcy sklepów. Ponad 30 tysięcy Żydów deportowano do obozów koncentracyjnych, około 400 – zabito na miejscu lub zmuszono do samobójstwa. Wydarzenie to nazywać się będzie w podręcznikach szkolnych nocą kryształową, od wyściełających ulice odłamków rozbitego szkła.
9 listopada 1989. Mur berliński upada pod naporem szturmujących go młodych mężczyzn w wieku poborowym z NRD. Günter Schabowski, ówczesny rzecznik SED, przedstawia w niejasny sposób dziennikarzom wieść o liberalizacji prawa do podróży zagranicznych, sam dokładnie nie wiedząc, co dokładnie to prawo znaczy i kiedy wchodzi w życie. Fałszywa wieść roznosi się po mieście, które rusza na przejścia graniczne. Pogranicznicy są bezradni. Upadkowi muru towarzyszy radość i powszechne przekonanie, że historia się skończyła, a liberalna demokracja w najbliższych latach na dobre zawojuje świat.
9 listopada 1993. Chorwacka armia rozpieprza Stary Most w Mostarze, stolicy Hercegowiny. Stary Most od wieków funkcjonował jako symbol pojednania Zachodu ze Wschodem, chrześcijaństwa z islamem, Chorwatów z Serbami. Fukuyama kręci nosem i uważa, że wojna na Bałkanach to wypadek przy pracy. Kilkanaście lat później europejska historiografia wpisze rozpad Jugosławii w pozytywną narrację o antykomunistycznym zrywie ludu i końcu historii (zob. wystawa stała w Europejskim Centrum Solidarności), a studenci modnych kierunków z szengeńskimi paszportami zaczną się zjeżdżać na odbudowany most. Oczywiście blablacarem.
9 listopada 1995. Odbywa się premiera pierwszego odcinka serialu Ekstradycja Wojciecha Wójcika. Marek Kondrat rozbija się polonezem tam i z powrotem po warszawskiej starówce, bo tylko starówka nie wygląda jak krajobraz po apokalipsie i może, o ile kręcimy w nocy, udawać wielkomiejski gąszcz charakterystyczny dla zachodnich gatunków filmowych. W Ekstradycji pojawia się czarnoskóry statysta, narkomanka „Mysza” i ruska mafia, żeby było jeszcze bardziej tak, jak na Zachodzie. Koniec historii trwa.
9 listopada 2012. Znowu premiera, tym razem filmu Pokłosie w reżyserii Władysława Pasikowskiego. Choć blask europejskiej belle époque nieco przygasa, zadeptywany przez kryzys euro, wciąż wydaje się, że wszystko jest OK, a Polacy wreszcie dorośli do rozmowy o ciemnych stronach swojej historii.
9 listopada 2016. Młoda lewica ma taki mindfuck, że zamiast świętować Międzynarodowy Dzień Walki z Faszyzmem i Antysemityzmem, ucieka się do myślenia magicznego, zaczyna wierzyć w numerologię i duma o wydarzeniach 9 listopada.
**Dziennik Opinii nr 316/2016 (1516)