Zamknięcie największej niezależnej gazety to kolejny odcinek węgierskiej operacji przeciwko mediom.
W sobotę obywatelki i obywateli Węgier przywitała taka oto wiadomość: największy i najstarszy dziennik, „Népszabadság”, właśnie umarł. Zamknięto stronę gazety w internecie, dziennikarzy poinformowano o bezterminowym zawieszeniu przez messengera, uniemożliwiono dostęp do emalii i przedmiotów osobistych. Wydawca gazety, firma Mediaworks, będąca własnością austriackiego funduszu Vienna Capital Partners, wyjaśniła sytuację w oświadczeniu mówiącym o stratach finansowych dziennika – tę informację szybko podważyły inne media.
Na „Népszabadság” przeprowadzono egzekucję i wiemy, kto był katem: Viktor Orbán.
W sierpniu informowaliśmy na stronie Political Critique, że pojawiają się plotki o potencjalnym przejęciu „Népszabadság” oraz gazet lokalnych należących do tego wydawcy. Wówczas wydawało się, że to przejęcie będzie stopniowe, „Népszabadsá” będzie krok po kroku tracić swój lewicujący czy liberalny charakter i wtapiać się w imperium medialne partii rządzącej. Okazało się, że podjęto inną decyzję: aktualny właściciel zniszczy gazetę, a całe portfolio małych, lokalnych tytułów – gazet wychodzących na prowincji i zakorzenionych na wsiach – będzie można sprzedać kręgom biznesowym skupionym wokół Orbana.
„Jesteśmy na wojnie” – powiedział jeden z dziennikarzy „Népszabadság”. I tak właśnie jest.
„Népszabadság” było jednym z najbardziej celnych głosów krytycznych w kraju. Gazeta regularnie i na wysokim poziomie informowała o sytuacji na rynku pracy, kryzysie w edukacji, służbie zdrowia i kryzysie usług publicznych. „Népszabadság” wykonało imponującą pracę śledczą w odkrywaniu niejasnych układów biznesmenów i polityków związanych z Fideszem. Zaledwie parę tygodni temu gazeta ujawniła informacje o romansach szefa banku centralnego i luksusowych podróżach jednego z ważniejszych ministrów. „Népszabadság” ujawnił sprawę György Matolcsy’ego, który w banku centralnym, na kierowniczej pozycji, zatrudnił swoją kochankę, a przedtem utrzymywało ją, płacąc bardzo wysokie pensje, Ministerstwo Gospodarki.
Wszystkie te artykuły przebiły się do innych tytułów prasowych, a także mediów społecznościowych. Bez tej dziennikarskiej pracy węgierskie społeczeństwo będzie dużo uboższe.
W sobotę po południu wkurzeni obywatele i obywatelki zebrali się pod parlamentem w geście solidarności z dziennikarkami, redaktorami i całym zespołem „Népszabadság”, a także by zaprotestować przeciwko niszczeniu gazety. Nie wydaje się jednak prawdopodobne, by decyzję tę dało się odwrócić. Przez cały weekend redaktor naczelny prowadził negocjacje, aby ponownie otworzyć gazetę. Zakończyły się one fiaskiem. Dziennikarze, redaktorki i zarząd pracują wspólnie, żeby znaleźć sposób na podźwignięcie „Népszabadság” i scenariusz na przyszłość, ale w krajobrazie mediów, nad którym góruje partia Orbana, Fidesz, wydaje się to coraz trudniejsze. Nie powinniśmy jednak wątpić w upór i kreatywność najlepszych węgierskich dziennikarzy i dziennikarek.
Jak już powiedziano, Mediaworks twierdzi, że gazeta jest nie do utrzymania w warunkach rynkowych, ale ten argument jest naciągany. Scena medialna w kraju i tak nie ma nic wspólnego z rynkiem. Aktualnie tylko jeden albo dwa tytuły mogą utrzymać się z zysków. Inne albo przynoszą straty albo utrzymywane są przez zamożniejsze firmy-matki. Jeszcze częściej po prostu należą do imperium biznesowego Fideszu i wspierane są przez pieniądze podatników oraz hojne dotacje rządowe.
Informacjom Mediaworks o nieopłacalności gazety przeczą działania samego właściciela – w ubiegłych kilku miesiącach firma zatrudniła dużą liczbę nowych współpracowników, zainwestowała w rozszerzenie edycji online i odświeżenie papierowego wydania. Sposób, w jaki zamknięto gazetę, również wskazuje, że z rynkiem nie miało to nic wspólnego. Jaki jest racjonalny powód, żeby zamknąć gazetę bez choćby poinformowania prenumeratorów?
Nie ma wątpliwości, że jesteśmy świadkami wielkiego naruszenia wolności pracy. Przejęcie Origo, jednego z większych portali newsowych, w 2014 oraz przejęcie drugiego największego kanału telewizyjnego rok później były poprzednimi przykładami takiego działania rządu. Te działania to część „długiego kantu” – Fidesz kolejnymi sztuczkami chce po prostu uniemożliwić istnienie niezależnych mediów. Zniszczenie „Népszabadság” również było przygotowane – rok wcześniej Fidesz uniemożliwił właścicielowi, wtedy firmie Ringier, utrzymanie gazety, wymuszając sprzedaż „Népszabadság” i jego portfolio Austriakom, którzy zdają się dziś działać w porozumieniu z rządem.
To właśnie „długi kant”, którego końcem będzie odebranie dostępu do bezstronnych wiadomości i niezależnej publicystyki na Węgrzech. Podczas gdy kanały rządowe poświęcają 95% czasu na wspieranie działań rządu – ostatnio: referendum – i potwierdzają to przeprowadzone niedawno badania, atak na „Népszabadság” jest też atakiem na społeczeństwo węgierskie. Jak na ostatniej demonstracji pod sejmem powiedział filozof Gáspár Miklós Tamás: „przywódcy węgierskiego ludu są wrogami węgierskiego ludu”.
***
Szilárd István Pap – antropolog i komentator polityczny. Jest członkiem redakcji Kettős Mérce, niezależnego bloga młodych dziennikarzy i publicystów oraz internetowej platformy dla młodych aktywistów. www.kettosmerce.blog.hu
Tłumaczenie Jakub Dymek.
**Dziennik Opinii nr 285/2016 (1485)