Unia Europejska

Rządy Orbána to pod każdym względem porażka [rozmowa]

Jego dyktatura to nie „prawo i porządek”, tylko korupcja, bałagan, totalny chaos.

Jaroslav Fiala, redaktor naczelny czeskiego dziennika internetowego A2larm: Ostatnio Europa przeżywa ciężkie chwile: kryzys strefy euro, ataki terrorystyczne, wzrost znaczenia skrajnej prawicy, Brexit i tak dalej. Czy liberalna demokracja jest zagrożona?

Gaspar M. Tamás: Nikt nie może powiedzieć, że liberalna demokracja nie wyzwoliła niektórych ludzi i że niektóre rodzaje niewoli nie zostały wymazane, jednak w obecnym systemie pojawiło się wiele sprzeczności. Doświadczamy poważnego kryzysu demokracji liberalnej, który pokrywa się ze „śmiercią” socjalizmu. Koniecznym warunkiem demokracji liberalnej było istnienie ruchu robotniczego. Było to wynikiem kompromisu, w którym w zamian za wewnętrzny spokój i stabilizację, socjaldemokracja zrezygnowała z niektórych rewolucyjnych postulatów i stała się częścią państwa burżuazyjnego. W efekcie niższe klasy miały odtąd swoją reprezentację. Wewnętrzna równowaga pomiędzy klasami w obrębie zachodnich państw opiekuńczych, z przywilejami dla proletariatu, związkami zawodowymi, partiami socjaldemokratycznymi i komunistycznymi, oraz międzynarodowy spokój między zreformowanym i ograniczonym kapitalizmem a blokiem sowieckim, doprowadziły do powstania w latach 1945–1989 systemu nazywanego dziś „liberalną demokracją”. Zachodnioeuropejskie ustawodawstwo dotyczące praw pracowniczych czerpało z radzieckich i socjalistycznych wzorców prawnych z lat 20., podobnie jak prawo dotyczące równości płci oraz prawo rodzinne. Potwierdzają to ostatnie prawno-historyczne badania naukowe.

Paradoksalnie tym, czego brakuje nam dziś w liberalnej demokracji, jest socjalizm.

Paradoksalnie tym, czego brakuje nam dziś w liberalnej demokracji, jest socjalizm. Z tego powodu nie ma dzisiaj równowagi sił, która powoduje, że liberalna demokracja jest demokratyczna. Dzisiejsi rządzący nie czują zagrożenia od wewnątrz i dlatego mogą robić to, czego nawet faszyści nie ośmieliliby się zrobić. Niszczą płace realne, systemy opieki społecznej, szkoły publiczne, bezpłatną opiekę zdrowotną, tani transport publiczny, tanie mieszkania socjalne itd. Kto zatrzyma klasę rządzącej?

Czy jest możliwe ocalenie demokracji liberalnej?

Myślę, że nie. Liberalna demokracja była niezwykle skomplikowanym systemem. Klasy rządzące w demokracji liberalnej były ograniczone z lewej strony przez ruch robotniczy, a z prawej przez siły przeszłości – pozostałości po arystokracji, monarchii i Kościele. Liberalna demokracja bez wsparcia raczej nie przetrwa.

Wbrew temu, co myślą liberałowie, radykalna prawica nie stanowi zagrożenia dla kapitalizmu. Jest zagrożeniem dla zdrowia i życia, ale nie dla kapitału i nie dla państwa.

Nie zapominaj, że Adolf Hitler był uważany za wybawiciela cywilizacji zachodniej od komunizmu. Nawet ludzie, którzy nim gardzili, tacy jak Friedrich-August von Hayek – fanatyk wolnego rynku, który przecież był emigrantem antyhitlerowskim – twierdzili, że Hitler mógł być potworem, ale uratował Europę przed komunizmem. Dla ludzi takich jak Hayek faszyzm był prewencyjną kontrrewolucją antykomunistyczną. Czym rzeczywiście był. A to, że zniszczył Europę i doprowadził do eksterminacji połowy jej ludności? No cóż, szkoda. Czy uważasz, że dziś burżuazja by się zawahała? Nie sądzę.

Mieszkasz na Węgrzech. Wielu ludzi ze świata zewnętrznego jest przerażonych rządami Viktora Orbána, który prowadzi do unicestwienia liberalnej demokracji. Z drugiej strony, niektórzy ludzie widzą w nim pewną alternatywę lub „interesujący wybór”. Co byś im powiedział?

Orbán robi dokładnie to, czego nie lubisz w swoim własnym kraju, ale skoro robi to bez oporu, wydaje się w tym bardziej spójny i skuteczny. W Europie Wschodniej istnieją pewni wielbiciele Viktora Orbána, którzy nie wytrzymaliby życia w jego systemie nawet przez jeden dzień. Podziwiają jego mowy na temat dumy narodowej, uważają za zabawne jego ataki na Amerykę, UE itd. W rzeczywistości Węgry podtrzymywane są przez zachodnioeuropejski kapitał, głównie niemiecki. Mamy niskie podatki dla wielkiego biznesu, faworyzujemy firmy takie jak Mercedes czy Audi, które nie są przecież siłami antyzachodnimi czy antykapitalistycznymi.

Orbán zniszczył system społeczny. Szpitale są puste, bo nie ma lekarzy i pielęgniarek. Ludzie umierają na korytarzach. Moja córka chodzi do szkoły podstawowej w centrum Budapesztu, w której nie ma papieru toaletowego i kredy do pisania na tablicy. Rządy Orbána to porażka pod każdym względem. I na dodatek porażka neoliberalna. Budżet jest zrównoważony, zadłużenie się zmniejszyło, a czterdzieści procent osób na dole głoduje. Problemy natomiast rozwiązywane są jedynie poprzez uciszanie krytyki.

Dlaczego zatem Orbán odniósł sukces jako polityk?

Większość Węgrów jest apatyczna, obojętna i pozbawiona nadziei.

Mój kraj to bardzo smutne miejsce, gdzie ludzie mówią, że nie mogą nic zrobić, aby zrealizować swoje aspiracje i cokolwiek zmienić. Orbán wie, że tajemnicą sukcesu jest wspieranie tej bierności i apatii.

Zdał sobie sprawę, że powinien powstrzymać quasi-totalitarną mobilizację społeczeństwa. Pierwszą fazą jego rządów było zmobilizowanie tłumów poprzez głoszenie ksenofobicznych i etnocentrycznych haseł i używanie skrajnych bojówek. Teraz wszystkie sieci mobilizacyjne zostały rozwiązane, ponieważ mogłyby stać się głosem społecznego niezadowolenia.

Orbán zniszczył także funkcjonującą biurokrację. Administracja publiczna prawie nie istnieje, administracja regionalna została otwarcie, oficjalnie i całkowicie uśmiercona. Tysiące ekspertów, intelektualistów, „oświeconych biurokratów” jest zwalnianych. Kontrole wewnętrzne już nie istnieją. Instytucje kulturalne, wydawnictwa, czasopisma, badania naukowe, szkolnictwo wyższe, dobrej jakości prasa, dobre muzea i teatry, sztuka kinematografii zostały zniszczone. Podobnie jak media niezależne. Rezultatem jest dysfunkcyjne państwo. Tak więc kiedy ktoś ci mówi, że dyktatura oznacza „prawo i porządek”, powinieneś się roześmiać. Oznacza ona korupcję, bałagan, totalny chaos. Oznacza także gorzki brak nadziei w społeczeństwie, co stanowi prawdziwy sekret władzy Orbána.

Kraje Europy Środkowo-Wschodniej stały się przedmiotem ostrej krytyki z powodu odmowy solidaryzowania się z uchodźcami z Bliskiego Wschodu i Afryki. Ale jeśli spojrzymy na Zachód, tam również znajdziemy dużo rasizmu i oporu wobec uchodźców. Co się wydarzyło w Europie?

Te same przyczyny, które tłumaczą zachodni rasizm, pojawiły się natychmiast w Europie Wschodniej i spowodowały identyczne zjawisko. Po pierwsze, zniknęły wielonarodowe państwa Europy Środkowo-Wschodniej, jak Czechosłowacja Masaryka i Havla czy Jugosławia Tity. Stworzyliśmy małe, etniczne, monokulturowe, jednojęzyczne „nie-republiki”, w których mamy żyć.

Po roku 1989 wydawało nam się, że w tej części świata normalne państwo to takie, który zamieszkuje jedna grupa etniczna. Mimo to Praga i Budapeszt są pełne bogatych, ale nie-białych ludzi, osiedlają się tutaj turyści i ludzie biznesu i nikt nie jest temu przeciwny. Nie są atakowani z powodu swojej przynależności rasowej, nie stykają się z nienawiścią rasową. Bogaci ludzie nie są kwalifikowani jako obcy, muzułmanie, czarni, migranci…

Chcesz powiedzieć, że jest to również nienawiść klasowa…

Dla europejskich biednych uchodźcy są konkurentami na rynku pracy. Są uważani za rywali w dostępie do opieki, a wynikiem tego jest moralna i społeczna panika. Jednak histeria antyuchodźcza nie jest całkowicie szalona. Masowy napływ uchodźców byłby wielkim obciążeniem dla systemu pomocy społecznej, zwłaszcza w Europie Środkowo-Wschodniej, której kraje są biedne. Oczywiście problem mógłby zostać rozwiązany. Ale gdy widzisz, że nasz system opieki społecznej w obecnej formie nie umie zadbać o naszych obywateli, czy możesz sobie wyobrazić, co się wydarzy? Obecny rząd węgierski nie jest w stanie utrzymać kolei, urzędów pocztowych, szkół podstawowych, które istniały od dwustu lat. Ludzie doskonale wiedzą, że ich państwa nie funkcjonują.

Prawicowa inteligencja usprawiedliwia tę panikę w kategoriach kulturowych lub jawnie rasistowskich, chociaż prawdziwe problemy to wyczerpywanie się formy państwa opiekuńczego, solidarności społecznej oraz sztywnej, niepopularnej polityki klasowej.

Wskazywanie na rasę lub pochodzenie etniczne w kwestiach dotyczących nierówności społecznych jest najstarszą taktyką burżuazji.

W Ameryce doprowadzono do tego, że słowo „bezrobotny” od razu rozumiane jest jako „czarny”, w Europie Wschodniej „bezrobotny” kojarzony jest ze słowami „Rom” lub „Cygan”. Beneficjenci pomocy społecznej, zasiłków dla bezrobotnych czy jakiegokolwiek rodzaju pomocy socjalnej to stereotypowo: „element przestępczy”, „samotne matki” („kobiety niemoralne”) i „kolorowi”. Nawet biedni członkowie podklasy są tolerancyjni wobec niszczenia struktury państwa opiekuńczego, które przynosi im korzyści, ponieważ uderza ono w „obcych”.

Jaka powinna być reakcja lewicy na ten stan paniki?

Gdybyśmy mieli współczujący i egalitarny system opieki społecznej, moglibyśmy go powiększyć i przyjąć uchodźców. Ale bądźmy fair w stosunku do siebie. Czy ja albo ty odpowiadamy za demontaż systemu opieki społecznej? Odpowiedzialność spoczywa na klasie rządzącej i elitach politycznych ostatnich trzydziestu lat. A jeśli ktoś mówi: „Nie można tak po prostu otworzyć granic, ponieważ może to doprowadzić do zniszczenia tkanki społecznej”, możesz odpowiedzieć: „Tkanka społeczna już została zniszczona. To właśnie dlatego jest nam tak trudno przyjąć uchodźców i jest to wina establishmentu”.

Niestety, to moje pokolenie stworzyło tę stuprocentową kapitalistyczną utopię w Europie Środkowo-Wschodniej, która nie istnieje nigdzie w aż tak radykalnej formie, a już na pewno nie na Zachodzie. Republika Czeska jest w większym stopniu społeczeństwem rynkowym niż w Austria czy Wielka Brytania. W przeciwieństwie do tego, co twierdzą liberałowie, rządy rynku są w Europie Środkowo-Wschodniej dominujące. Jeśli jesteśmy tzw. poważnymi intelektualistami, musimy być obiektywni i zauważyć, że nasze społeczeństwa stoją przed nierozwiązywalnymi problemami.

W jaki sposób ludzie mogą pokazać solidarność w systemie, który w ogóle nie jest solidarny, który jest egoistyczny sam w sobie?

Wielu polityków w dzisiejszej Europie, szczególnie po stronie skrajnej prawicy, obiecuje jakiś rodzaj państwa opiekuńczego, ale tylko dla „pracowitych”, miejscowych, pełnych szacunku białych ludzi. Ale tak naprawdę chodzi o to, że oni tego nie zrobią. To jedynie słowa. To są przedstawiciele klasy średniej, którzy boją się klas niższych i biednych i nimi gardzą. Są otwartymi zwolennikami społeczeństwa klasowego – wojownikami klasowymi na górze. Nie proponują nic nowego, jedynie bronią współczesnych represji, wyzysku i niesprawiedliwości. Spójrz na sytuację w Polsce i na Węgrzech. Czy te społeczeństwa stały się bardziej hojne, bardziej spójne i bardziej kolektywistyczne, przynajmniej w ramach białej klasy średniej? Oczywiście, że nie. To tylko retoryka.

Dlaczego ludzie wciąż wierzą w ich obietnice?

Nie ma prawdziwej lewicy. Mówi się, że każde zwycięstwo skrajnej prawicy pokazuje porażkę lewicy. Pozostałości tradycyjnej klasy robotniczej również się zmieniły. 90% austriackiej przemysłowej klasy robotniczej głosowało na Norberta Hofera, kandydata skrajnej prawicy. Ale to jest tylko 10% całej ludności pracującej w Austrii. Stali się oni stosunkowo uprzywilejowaną grupą, która będzie broniła własnej pozycji klasowej przed konkurentami na rynku pracy – przed uchodźcami, bezrobotnymi, imigrantami i przed kobietami, które są skłonne pracować za mniej. Wyborcy obwiniają kobiety, mniejszości etniczne i imigrantów, zamiast domagać się systemu zapewniającego wyższe wynagrodzenia, zasiłki czy emerytury. Jednak by wprowadzić system wyższych wynagrodzeń, potrzebna jest silna lewicowa socjaldemokracja, która obecnie nie istnieje.

Czy silna lewicowa socjaldemokracja mogłaby zostać stworzona od początku?

Mało prawdopodobne. Jeżeli pojawiłaby się jakakolwiek nowa lewica, będzie zmuszona nie tylko do reprezentowania i zmobilizowania przedstawicieli starej przemysłowej klasy robotniczej, ale znacznie większej masy ludzi, całego proletariatu – prekariatu bez własności kapitałowej. Jeśli tak się nie stanie, ci ludzie mogą się stać czymś na kształt proletariatu w antycznym Rzymie. Będą utrzymywani przy życiu za pomocą prezentów, darowizn państwowych i widowisk sportowych. Mogą stać się siłą reakcyjną służącą interesom tyranów. Taka właśnie była rola „proletariatu” w późnej Republice Rzymskiej i w okresie wczesnego Cesarstwa Rzymskiego. Możemy skończyć w społeczeństwie rozdartym przez konkurujące klasowe egotyzmy, które będą jeszcze okropniejsze niż to, co mamy teraz.

Siedzimy tu w pięknym praskim słońcu, jest cicho, pięknie i jeszcze panuje spokój. Ale tak było także w czerwcu 1914 roku.

Siedzimy tu w pięknym praskim słońcu, jest cicho, pięknie i jeszcze panuje spokój. Ale tak było także w czerwcu 1914 roku. Również było bardzo spokojne. Katastrofa, niezależnie od jej charakteru, może nie przyjść dzisiaj, tylko w ciągu najbliższych dziesięciu lat, ale system jest wysoce niestabilny. To jest lekcja, którą powinniśmy wynieść z tego wszystkiego.

Kim są główni wrogowie dzisiejszej Europy?

Wszystkie rządy Europy, bez wyjątku – jeźdźcy apokalipsy. Oni nie wiedzą, co robią. Konserwatywni przywódcy przeszłości, jakkolwiek paskudni byli, przynajmniej mieli pewne tradycyjne poczucie, że nie wszystko jest „do zabawy”. Nie bawisz się swoim krajem, nieważne jak zdefiniowanym, dla samej zabawy. Spójrz na takich ludzi jak David Cameron, François Hollande, Miloš Zeman. Oni nie mają o niczym pojęcia, po prostu błądzą wkoło. To naprawdę poważna sprawa.

A teraz spójrz na całą tą dekadencję wokół nas: spadający poziom intelektualny większości instytucji, ogólny kryzys kulturowy i analfabetyzm klasy średniej, włączając w to tak zwanych specjalistów i tak zwanych intelektualistów.

Potrzebujemy siły, która przeciwstawiłaby się obecnemu kapitalizmowi, po prostu po to, aby zapewnić przetrwanie ludzkości.

Oczywiste jest, że kapitalizm, zostawiony samemu sobie, nie może i nie zrobi tego. To nie jest stary i zły system burżuazyjny. Jest o wiele gorzej. Musimy stworzyć nowe struktury polityczne, dopóki jest na to czas, a wcale nie jestem taki pewien, czy jeszcze jest.

Tłum. Marta Modzelewska.

***

Gáspár Miklós Tamás (1948) – pochodzący z Rumunii węgierski filozof polityki, polityk i publicysta. Dysydent w latach 70. i 80. Wykładał na brytyjskich, francuskich i amerykańskich uniwersytetach. Jest jednym z wiodących europejskich intelektualistów i krytyków rządu Viktora Orbána.

Jaroslav Fiala jest politologiem i redaktorem naczelnym czeskiego dziennika internetowego A2larm (WWW.a2larm.cz). Publikuje eseje i artykuły na temat polityki czeskiej i światowej oraz wykłada historię i nauki polityczne na Uniwersytecie Karola w Pradze. Był stypendystą Fulbrighta. Zajmuje się najnowszą historią Ameryki Łacińskiej, USA i Europy.

 

UCHODZCY-pismo

**Dziennik Opinii nr 250/2016 (1450)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jaroslav Fiala
Jaroslav Fiala
Politolog
Politolog i były redaktor naczelny czeskiego magazynu internetowego A2larm. Wykłada na Uniwersytecie Karola w Pradze.
Zamknij