Wróć: Racz nam dać spokój, panie Kaczyński.
Sobotnie i niedzielne demonstracje Komitetu Obrony Demokracji w różnych miastach Polski były jak łyk świeżego powietrza, haust niezbędny do oddychania w coraz gęstszej atmosferze tej jesieni. Tysiące ludzi bez specjalnego nawoływania i zapowiedzi wyszło na grudniowe ulice, by zdecydowanie, własnym głosem powiedzieć „nie”.
Jadąc z Grochowa na kolejną demonstrację w Warszawie, czuło się, że tym razem jest inaczej niż zazwyczaj. Coś wisi w smogowym powietrzu. Na przystanku w sobotnie przedpołudnie stoi sporo ludzi, a autobus w kierunku Alei Szucha podjeżdża niemał pełny. Większość pasażerów wysiada na placu na Rozdrożu, gdzie z wszystkich kierunków spieszą ludzie. Wszyscy w stronę Trybunału Konstytucyjnego. Z flagami, kartkami i transparentami w obronie konstytucji i demokracji.
Zaraz po dwunastej w miejscu zbiórki stoją nas setki, może tysiące; nikt nie wie, ile jest osób, poza tym, że jest nas dużo, a kolejni wciąż napływają. Największe zdziwienie, że nikogo nie znam, nie potrafię znaleźć swoich znajomych. A przecież kiedy zbieramy się demonstrować solidarność z uchodźcami, bronić praw LGBT, upominać się o równość kobiet i mężczyzn na marcowych manifach czy manifestować inną niepodległość niż ta zawłaszczana 11 listopada przez narodowców, to znamy się prawie wszyscy. Nawet smutno żartujemy, że znowu mamy pikietę tych samych trzystu osób, które uparcie stają w obronie przegranych spraw. Tym razem, 12 grudnia 2015, było zupełnie inaczej.
W zdecydowanej większości przyszło średnie i starsze pokolenie warszawiaków i warszawianek, które na co dzień zajmuje się pracą, domem i balkonem, a dyskusje polityczne prowadzi w zaciszu domowym bądź na proszonych kolacjach. Niespodziewanie dla wszystkich przyszedł ten dzień, kiedy wielu z nich wzięło flagi i wyszło z domu, aby ze spokojem i pełnym przekonaniem stanąć przed siedzibą TK. Jedna z pań na zdziwienie młodego chłopaka, że przyniosła ze sobą więcej kartek z różnymi hasłami, odpowiedziała z powagą: „Wy młodzi jeszcze nie wiecie, jak należy się przygotować na demonstrację” i wręczyła mu tabliczkę z napisem KC PiS.
Gorszy sort obywateli i obywatelek w kilka dni odświeżył sobie pamięć historyczną ze strajków i demostracji sprzed 26 lat oraz panujące wtedy reguły ulicznych batalii.
Atmosfera sobotnich demonstracji daleka była jednak od temperatury walk ulicznych; nie było żadnej agresji, wyzwisk, nienawiści czy wygrażania pięścią. W Warszawie ogromna fala demonstrantów wspólnym głosem podejmowała kolejne hasła w obronie Konstytucji RP, przejmująco skandując: „Wolność, równość, demokracja!”, „Niezawisłość Trybunału!”, „Polska prawa, nie prezesa!” Wielu z nas długo nie zapomni hymnu narodowego odśpiewanego przez tysiące osób przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnego. Dziękujemy Komitetowi Obrony Demokracji za ten wspólnotowy impuls.
PS. Jarosław Kaczyński niczym się nie przejął. Nie zobaczył wśród demonstrantów swoich współobywateli, do „gorszego sortu Polaków” postanowił dorzucić kilka mocniejszych słów. Słuchamy cię Jarosławie uważnie: „Nie wybaczę JK tych słów! Uczciwie haruję całe życie, nic nie biorę od państwa, a taki ktoś nazywa mnie złodziejką i komunistką – niedoczekanie, Panie Kaczyński. Dość obrażania porządnych ludzi. Nie płacę podatków po to, żeby mógł mnie Pan obrażać! To, co Pan robi, jest nieuczciwe, to Pana polityka «prorodzinna», «propolska» i «propaństwowa» – to kłamstwa, łgarstwa. Nie zgadzam się, żeby mnie, matkę 4 dzieci, która pracuje od rana do nocy, ktoś, kto się nie skalał pracą, nazywał złodziejką i komunistką! Zrobię absolutnie wszystko w granicach prawa, aby tacy ludzie jak Pan nigdy, ale to nigdy nie mieli możliwości budować nienawiści pomiędzy nami Polakami”.