Zasieki i ogrodzenia na Węgrzech nie zatrzymają fali uchodźców.
– Otwórzcie bramę! – krzyczą na zamkniętej granicy serbsko-węgierskiej. Co jakiś czas przerywają okrzykami: „Merkel, Merkel, Merkel!”. Ktoś szybko robi transparent z nazwiskiem niemieckiej kanclerz. Oni świetnie rozumieją, kto rządzi Unią Europejską, do kogo się zwracać. – Zrób zdjęcie i wyślij mailem do Merkel – mówi jeden z uchodźców, gdy widzi, że mam aparat.
Na autostradzie ustawiono żelazne wrota, a na nich zasieki. W proteście uchodźcy zablokowali autostradę – główne i jedno z ostatnich działających przejść na granicy serbsko-węgierskiej. Znajdują się teraz na ziemi niczyjej, między dwoma państwami. Na drucie kolczastym wisi biała tkanina z napisem: „Wstydź się, Europo”. Nieopodal niemowlęce śpioszki. Czarnym flamastrem napisano na nich: „Strajk! Nie chcemy jedzenia ani wody! Otwórzcie granicę!”.
Nikt nie pomaga bez pieniędzy
– Przecież my nie chcemy zostawać na Węgrzech, więc czemu robią problemy? Gdybyśmy chcieli u nich zostać, to rozumiałbym pretensje – mówi Zeidan z Syrii. – Przecież mogą podstawić nam autobusy, jak w Macedonii, i my wszyscy stąd znikniemy – dodaje.
Mówi dobrze po rosyjsku, bo wcześniej pracował w Rosji. Szedł dziesięć godzin po torach i kamieniach, więc jego nogi są całe pokaleczone i spuchnięte. Lekarze zdezynfekowali je i dali mu klapki.
– Zapłaciliśmy dotąd 3000 dolarów od osoby – twierdzi. – Nikt nie pomaga bez pieniędzy. Najdroższa była przeprawa łodzią z Izmiru na Kos, 1200 dolarów. Ja jestem młody i mam jeszcze pieniądze. Mogę szukać innej drogi, ale tu jest dużo kobiet z dziećmi, a także tych, którzy nie mają już pieniędzy. Nie stać ich na objazdy. Niech chociaż ich puszczą – mówi Zeidan.
Około stu osób skupia się na zamkniętej drodze. To oni krzyczą do węgierskiej policji. Wchodzą na bramę i domagają się, aby ją otwarto. Momentami temperatura się podnosi, przynajmniej kilku z nich zasłania twarze. Inni zaczynają walić w bramę. Reszta szybko ich uspokaja. Ktoś łapie ogrodzenie. – Za to możesz zostać aresztowany. Puść je – mówi stojący po węgierskiej stronie policjant. Zdziwiony chłopak odsuwa się od niego.
Niejasne prawa
Tory kolejowe, po których szli uchodźcy, zostały zablokowane w poniedziałek w ciągu dnia. Ostatecznie zastawił je wagon, który mógłby się pojawić w kolejnej części Mad Maxa. Przód wagonu, który blokuje przejście, został uzbrojony w zasieki. Do niego przymocowano siatkę. Po drodze zerwał kilka gałęzi, które sterczą z zasieków. – To kamuflaż? – pyta żartobliwie policjantów jeden z dziennikarzy. – Nie możemy tego komentować – odpowiada całkiem serio jeden z funkcjonariuszy.
Umacnianie granic to jeden ze skutków przyjętego 4 września przez węgierski parlament pakietu ustaw.
Weszły one w życie w nocy poniedziałku na wtorek. Teraz za nielegalne przekroczenie granicy grozi do trzech lat więzienia, a w szczególnych przypadkach nawet do ośmiu. Za uszkodzenie ogrodzenia można trafić do więzienie na pięć lat. „Szczególne przypadki” może spotkać najwyższa kara – dwadzieścia lat za kratami. Do tego przewidziane są kary więzienia za przemycanie uchodźców.
We wtorek zatrzymano szesnaście osób, które starały się nielegalnie dostać na terytorium Węgier. Zgodnie z nowym prawem wojsko stojące razem z policją w razie zagrożenia będzie mogło użyć siły.
Przed ogrodzeniem stworzona jest specjalna strefa tranzytowa, gdzie będzie można ubiegać się o status uchodźcy. Jak podkreślają prawnicy, zasady te są jednak niejasne i nie wiadomo, jak w praktyce będzie wyglądała realizacja nowych praw.
Uchodźcy wciąż idą
– Węgry to kłamcy! – krzyczy do policji wściekły mężczyzna. Idzie wzdłuż granicy serbsko-węgierskiej, która została zablokowana przez oddziały policji w poniedziałek w ciągu dnia. – Mieliście zamknąć ją jutro! – rzuca do jednego z patroli, który widzi za zasiekami.
Do „nieoficjalnego” przejścia serbsko-węgierskiego, które wiodło przez tory, podchodzi młoda para. Zatrzymują się na kilka sekund. Patrzą z niedowierzaniem i próbują złapać oddech. Kobiecie oczy zachodzą łzami. Widać, że ogarnia ich bezsilność. Spodziewali się, że dziura w ogrodzeniu zostanie zamknięte dopiero o północy. Zrezygnowani idą wzdłuż zasieków.
Chwilę później dowleka się mężczyzna o kulach. Po torach idzie bardzo powoli, cały spocony, jest skrajnie zmęczony. Nie dotarłby tu, gdyby nie dwóch synów, którzy wciąż go podtrzymują. Mówi, że nie ma siły i siada na tory. Wolontariusze przynoszą mu wodę i wyjaśniają, gdzie ma iść. Po kilkunastu minutach z trudem wstaje i mozolnie idzie dalej.
Kierują ich do oficjalnego przejścia granicznego Horgoš 2. Tam szybko ustawia się kilkusetosobowa kolejka. Okazuje się, że do północy mogą tędy przejść.
Tarik z Aleppo studiował medycynę, ale w rezultacie wojny musiał przerwać naukę. Uciekł i wybiera się do Holandii. Chciał do Niemczech, ale – jak mówi – jest tam już zbyt wielu uchodźców. – W Belgradzie jest dużo ludzi i oni wciąż tu idą. Nie wiem, co z nimi będzie – mówi.
Tarik jest jednym z ostatnich, którym udało się dostać na Węgry w poniedziałek. Policja zamknie granicę kilkanaście minut po północy.
Ostatni uchodźcy zostali przewiezieni autobusami do obozów, a stamtąd do pociągów zmierzających do granicy z Austrią.
Czy zostawić odcisk palca?
Ci, którzy nie zdążyli na ostatnią szansę, zaczęli błąkać się wzdłuż granicy i szukać miejsc, gdzie jeszcze da się przejść. Próbowali zrobić to właśnie przez autostradę. Reakcja Węgier była natychmiastowa: z samego rana pojawiła się brama z drutem kolczastym, spięta łańcuchami.
Kilkadziesiąt metrów dalej stoi kilkanaście metalowych kontenerów. Tam ustawia się niewielka kolejka. To tu można się oficjalnie zarejestrować i dostać się na Węgry. Chociaż, jak twierdzą stojący w kolejce, wpuszczają ich bardzo rzadko i nie wiedzą, co się z nimi dalej stanie.
Jedna z przedstawicielek urzędu Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) mówi, że procedura trwa około godziny. W tym czasie gruntownie sprawdzają, czy osobie należy się status uchodźcy, czy nie. Na jakich zasadach? Nie wiadomo. Jeden z Somalijczyków nie przeszedł tej procedury i został odprawiony z kwitkiem. Dlatego chętnych nie ma wielu.
W kolejce stoi Ibrahim z Damaszku. Pracował w branży hotelowej. – Chcę iść dalej, a to jest chyba jedyna szansa – mówi. Nie boi się już oddania odcisku palca. Ta procedura sieje postrach wśród uchodźców. Uważają bowiem, że wtedy będą musieli zostać na Węgrzech. – Jest mi już wszystko jedno. Jestem zbyt zmęczony – mówi zrezygnowany Ibrahim.
Przygotowania do zimy
Do kontenerów wpuszczane jest tylko kilkadziesiąt osób dziennie. Wokół ogrodzenia znajduje się około trzech tysięcy uchodźców i wciąż przychodzą kolejni. Jak rozładować tę sytuację? Nikt nie zna odpowiedzi. Każde państwo próbuje zrzucić odpowiedzialność na inne. Niemcy zamknęli granicę, Austria też. Teraz Węgrzy zablokowali ją ogrodzeniem, policją i wojskiem.
Jak mówi dwóch pracowników UNHCR, którzy nie chcą podawać swojego imienia, niewykluczone, że część tych ludzi zostanie tu na zimę. Dlatego już powoli jest organizowana pomoc, aby nie doszło tu do klęski humanitarnej – śmierci z głodu i zimna.
Uchodźcy nie chcą zostawać w Serbii. Część z nich szuka nowych dróg, aby dostać się do celu. Na granicy serbsko-węgierskiej coraz częściej pada pytanie: „Jak się dostać do Chorwacji?”.
**Dziennik Opinii nr 259/2015 (1043)