Ponad 95% głosujących opowiedziało się za aneksją Krymu. Niespokojnie jest też we wschodnich obwodach Ukrainy.
Na ulicach Sewastopola święto. Według oficjalnych danych 95,5 procent obywateli i obywatelek opowiedziało się za przyłączeniem Krymu do Rosji. Jak poinformował przewodniczący komisji do spraw przeprowadzenia referendum Michaił Małyszew, frekwencja wyniosa 81,37 procent.
Mieszkańcy Krymu mieli odpowiedzieć na dwa pytania. Pierwsze dotyczyło tego, czy Krym ma się stać jednym z podmiotów Rosyjskiej Federacji. W drugim zaś pytano, czy ma zostać przywrócona konstytucja Republiki Krymu z 1992 roku i czy Krym ma pozostać częścią Ukrainy. W obu przypadkach głosowanie „za” oznaczało zmianę status quo – konstytucja z 1992 roku przewidywała bowiem większą autonomię republiki niż obecnie.
Od godziny siódmej polskiego czasu do dziewiętnastej trwało głosowanie w 1024 komisjach. Uprawnionych do głosowania było półtora miliona osób, ale listy były dosyć elastyczne. Ukraińskie media informowały o licznych przypadkach wpisywania na listy, nawet jeśli dana osoba nie miała ukraińskiego obywatelstwa.
Po ulicach wciąż krążą uzbrojone oddziały rosyjskich żołnierzy, którzy udają spontanicznie zorganizowaną samoobronę à la Majdan i kozacy. Kontrolują poruszających się, a przede wszystkim wjeżdżających na Półwysep Krymski. Do tych, którzy zamierzali nie iść na głosowanie, głosowanie przychodziło do domu – na wszelki wypadek z milicją. Mimo wszystko „niezależni” obserwatorzy, wśród których znalazł się były poseł Samoobrony, dawniej związany z neopoganami z Niklotu, a obecnie z Europejskim Centrum Analiz Politycznych Mateusz Piskorski, nie dopatrzyli się żadnych naruszeń.
Ogłosili to, nie czekając na podliczenie głosów.
Inne polskie akcenty to „półoficjalna” wizyta na Krymie Adama Kępińskiego z SLD. Miała go tam wysłać jakaś organizacja pozarządowa, ale poseł nie chciał powiedzieć jaka. Do wyjazdu nie zraził go fakt, że referendum zostało uznane za niezgodne z prawem przez Unię Europejską. W piątek za niezgodne z konstytucją uznał je także Konstytucyjny Sąd Ukrainy.
W ciągu najbliższych dni możemy się spodziewać odpowiedzi na to, czy Krym rzeczywiście stanie się częścią Rosji. 21 marca Duma Państwowa rozpatrzy projekt ustawy o uproszczeniu procedur przyjmowania nowych terytoriów w skład Federacji. Zapewne w nowym prawie nie pojawi się wymóg, by była do tego potrzebna zgoda Rosji i państwa, do którego należy dane terytorium.
Nie tylko na Krymie sytuacja jest niestabilna. W ostatnich dniach aktywizują się separatyści we wschodnich obwodach Ukrainy, gdzie regularnie dochodzi do starć. Kilkukrotnie okazało się, że są wśród nich obywatele Rosji. Dlatego minister spraw wewnętrznych Arsen Awakow poinformował, że ruch na granicy rosyjsko-ukraińskiej został niemal całkowicie wstrzymany, aby nie wpuścić na teren Ukrainy osób, które mogą być odpowiedzialne za destabilizację. W szczególności wzmocniono ochronę przejść granicznych w obwodach ługańskim i charkowskim. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Andrij Parubij poinformował, że udało się powstrzymać akcję separatystów w ośmiu obwodach Ukrainy. Jej założeniem było powołanie „ludowych” gubernatorów i przejmowanie administracji obwodowych, a ostatecznie marsz na Kijów. Nie oznacza to jednak, że sytuacja w regionach jest już stabilna.
Na początku okupacji niemal wszyscy byli zgodni, że Krym nie stanie się częścią Rosji. – Gdyby zapytał mnie pan o to dwa tygodnie temu, to powiedziałbym, że to nie nastąpi – mówi jeden z polityków niemieckiego SPD. Teraz jednak jest coraz więcej wątpliwości, że skończy się tylko na Krymie.