Witold Mrozek

Kukułka, jak to kukułki, chciała z kimś kukać do spółki

„Wejdź ze mną w spółkę”, powiedziałem do niego, a jego oczy zaszły mgłą. Wydawało się, że świat dookoła przystanął na chwilę. Zniknęli irytujący ludzie przy sąsiednich stolikach, nie drażniły przyprowadzone do knajpy dzieci i psy. Długo, może zbyt długo czekaliśmy na ten moment. I wreszcie nadszedł, jak długo wyczekiwane mistrzostwa, jak gol strzelony Ruskim.

Skoro już się odważyłem, dalej szło jak z górki. „Będziemy świadczyć sobie usługi. Różne, zgodnie z kodeksem – mówiłem w natchnieniu. – Zobowiążemy się dążyć do wspólnego celu gospodarczego przez działanie w sposób oznaczony, w szczególności – przez wniesienie wkładów”.

„No nie wiem” – zaczął ledwo słyszalnym szeptem. – Tyle już za mną kontraktów. Co ja jeszcze mogę tu wnieść?”. Tak daleko zaszliśmy, a teraz się boi? Nie, to niemożliwe. Kokietuje tylko. „Domniemywa się, że wkłady wspólników mają jednakową wartość” – odpowiedziałem całkiem pewnie. Już wiedziałem – to zupełnie nowe życie.

Można by tak długo. Zatem– aby nie nudzić czytelnikami tanimi facecjami z kodeksu – skończmy na standardowym „I żyli długo i szczęśliwie”. Aż do rozwiązania spółki bądź ogłoszenia upadłości wspólnika, oczywiście.

Jak podsumować pomysł partii rządzącej, by zamiast ustawy o związkach partnerskich zastosować do relacji intymnych przepisy o spółkach cywilnych? Powtórzyć, że jedyny pociąg, który w Polsce pędzi coraz szybciej, to pociąg do autoparodii? Ponabijać się z tych, co wciąż wierzą w modernizacyjną agendę Platformy? A może bardziej z tych, którzy dziwią się, że partia prawicowa jest prawicowa? Chyba że lepiej wygłosić kilka współczujących zdań pod adresem posła Dunina, który swoją twarzą musi firmować te idiotyzmy. A miał być tym dobrym, liberalnym policjantem w konserwatywno-liberalnej ekipie. Nie tak się przecież umawialiśmy, Donald – myśli sobie pewnie biedny poseł Dunin.

Nie, po co wyważać otwarte drzwi. Klasycy już to opisali. Mniej więcej wtedy, gdy kajzer uwłaszczał w Galicji chłopów. Swoją drogą, gdyby miał to zrobić polski Sejm, zaproponowano by zapewne – w ramach kompromisu i szacunku dla tradycji – żeby na początek potraktować pańszczyznę jako wkład do spółki. A potem się zobaczy.

Wróćmy do klasyków. „Burżuazja zdarła ze stosunków rodzinnych ich rzewnie sentymentalną zasłonę i sprowadziła je do nagiego stosunku pieniężnego” – Karol Marks i Fryderyk Engels śmieją się głośno zza grobu. Ktoś w końcu nazwał sprawę po imieniu. I tylko zaprzyjaźnieni poliamoryści mają powód do radości. Przecież wspólników w spółce może być znacznie więcej niż dwóch/dwie/dwoje.

Felieton ukazał się na portalu e-teatr.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Witold Mrozek
Witold Mrozek
Krytyk teatralny, publicysta
Krytyk teatralny i publicysta. Dziennikarz „Gazety Wyborczej”, wcześniej „Przekroju”. Studiował na MISH UJ.
Zamknij