Na spotkanie z Michaelem Walzerem w łódzkiej Świetlicy Krytyki Politycznej wtargnęła grupa faszystów z ONR-u i Młodzieży Wszechpolskiej. Właściwie nie tyle wtargnęła, co się wśliznęła.
Na spotkanie z Michaelem Walzerem w łódzkiej Świetlicy Krytyki Politycznej wtargnęła grupa faszystów z ONR-u i Młodzieży Wszechpolskiej. Właściwie nie tyle wtargnęła, co się wśliznęła. Dziarscy chłopcy przyszli do Świetlicy i grzecznie usiedli w tylnych rzędach, udając niezwykle zainteresowanych kwestiami międzynarodowej i międzykulturowej moralności. Do czasu: w pewnym momencie podnieśli się ze swoich miejsc i zaczęli krzyczeć: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, „Polska narodowa, a nie kolorowa”, „Precz z komuną”. Mogę sobie tylko wyobrażać, co przeżył siedemdziesięciosiedmioletni uczony pochodzenia żydowskiego, widząc wśród swojej publiczności agresywnych neonazistów, tym bardziej, że otoczyli oni jego żonę, siedzącą wśród publiczności. Dobrze, że mnie tam nie było, bo w takich sytuacjach też się robię agresywny. Zacząłbym się z nimi bić, a że mieliby przewagę liczebną, to pewnie by mnie pobili.
Koordynatorka Świetlicy KP w Łodzi poradziła sobie z chłopcami inaczej. Szybko rozpoznała ich przywódcę, niejakiego Adama Małeckiego, a potem, mówiąc: „Przepraszam… Przepraszam…” przecisnęła się do niego pomiędzy jego wrzeszczącymi podwładnymi, złapała go za łokieć i wyprowadziła z sali. To wywarło magiczny skutek: wszyscy ONR-owcy skierowali się za swoim wodzem do wyjścia, jak stado za samcem alfa. Po drodze nakleili na oknach nalepki ONR-u (podpisali się), zerwali kilka plakatów ze ścian i zabrali sobie tęczową flagę. Załóżmy, że tylko jako trofeum, aczkolwiek nie mogę oprzeć się myśli, że coś ich w tej fladze skrycie pociąga. Może są faszystami spod znaku SA, nazistowskiej formacji rozstrzelanej przez Hitlera za homoseksualizm?
Po wyprowadzeniu na podwórko ONR-owcy zaczęli się bardzo fachowo rozpraszać w tłumie na Piotrkowskiej. Widać było, że są nauczeni, żeby nie rozchodzić się grupkami. Policja została wezwana natychmiast, gdy tylko chłopcy zaczęli się awanturować, ale przyjechała dopiero po godzinie, kiedy ONR-owcy już się fachowo rozproszyli. To dziwne, bo w Łodzi policja reaguje zwykle bardzo szybko. Policjanci (i strażnicy miejscy, bo w Łodzi są mieszane patrole) zaproponowali, żeby zrobić penetrację. Ta groźnie brzmiąca propozycja oznaczała w praktyce jazdę po okolicy i rozglądanie się, czy któryś z napastników nie zamarudził gdzieś w pobliżu. To działanie miało małe szanse powodzenia, bo jak już mówiłem, ONR-owcy byli ewidentnie nauczeni, jak się fachowo rozpraszać i na pewno wiedzieli, że powinni się jak najbardziej oddalić od miejsca ataku. Tym niemniej, penetracja się odbyła, ale oczywiście żadnego z dziarskich chłopców nie odnaleziono.
Jaka z tego wszystkiego nauka? Po pierwsze, faszyści nie są tacy groźni, skoro jedna osoba może wyprowadzić z lokalu całą ich wrzeszczącą grupę. Po drugie, trzeba robić zdjęcia. Tym razem nikt o tym nie pamiętał w ogólnym zamęcie, ale następnym razem powinniśmy być przygotowani. Telefony w dłoń i trzaskamy fotki. Policja lubi zdjęcia, dzięki nim może ustalić tożsamość napastników. Adam Małecki został zidentyfikowany, ponieważ wcześniej, przy okazji innego spotkania, zrobiono mu zdjęcie w świetlicy KP. Po trzecie, proponuję Adamowi Małeckiemu – skoro jest taki odważny i tak dzielnie występował w Świetlicy KP, w której pracuje moja żona – żeby spotkał się ze mną sam na sam, bez swoich chłopaków.
I to tyle na ten temat. A z bardziej ciekawych tematów: dowiedziałem się właśnie, że twardy rockman Olaf Deriglasoff komponuje słodką muzyczkę do reklam soczku Kubuś. To coś takiego, jakby Czterej Jeźdźcy Apokalipsy przyjechali na kucykach My Little Pony. Oto co z nami robi rynek. Smacznego.