Żyjemy w czasach, w których można odnieść wrażenie, że jest za mało kultury. Ale są tacy badacze, którzy twierdzą, że wręcz przeciwnie, kultury jest za dużo i dlatego się zdewaluowała. Dlatego odnosimy wrażenie, że jest jej za mało, bo jest za mało ważna, a jest za mało ważna, bo jest jej zbyt wiele.
Zainteresowało mnie to rozumowanie i postanowiłem pójść dalej jego tropem. Jeśli jest ono słuszne, należałoby wprowadzić cenzurę. Ale tylko dla dzieł kultury. W telewizyjnych programach informacyjnych oraz artykułach gazetowych nadal mógłby się pojawiać ten sam chłam, co teraz. Ewentualnie cenzurowana byłaby dłuższa publicystyka (nie informacje i krótkie komentarze), bo w niej czasem pojawiają się ważne treści kulturowe – ale cenzurowane w niej byłyby tylko te kulturowe treści. Jakieś tam opinie o rządzie, politykach i temu podobnych błahostkach mogłyby nadal krążyć w swobodnym obiegu. Ale książki, filmy i obrazy byłyby pod bezlitosnym nadzorem.
Byłaby to cenzura zupełnie nowego typu. Do tej pory wszelka cenzura wprowadzana przez tyranów była cenzurą jakościową. Cenzurowano pewne treści ze względu na to, jakie to były treści. Ja byłbym tyranem innym niż wszyscy. Wprowadziłbym cenzurę ilościową. Zakazywałbym dziewięćdziesięciu pięciu procent dzieł nie za to, jakie są, ale po to, żeby było ich mniej.
Co prawda, pewien element cenzury jakościowej też by był. Specjalna komisja odsiewałaby wszystkie dzieła ewidentnie kiszkowate, rozmaite Kac Wawy (Kac Wawa chce wprowadzić swoją własną cenzurę – twórcy żądają od Tomasza Raczka kilku milionów odszkodowania za krytyczną recenzję: w moim systemie zostaliby powstrzymani już na etapie scenariusza). Dystrybucja takich gniotów, gdyby nawet komuś udało się je nakręcić, byłaby blokowana – także w internecie, za pomocą ognistych ścian i innych wynalazków. Ale dopiero potem, kiedy w puli zostałyby wyłącznie dzieła w jakiś sposób wartościowe, nastąpiłaby prawdziwa rzeź. Na dwadzieścia dzieł zostałoby zakazanych dziewiętnaście, a dozwolone – jedno. I to dzieło dozwolone zostałoby wytypowane drogą losową. Losową, Drodzy Państwo! Bo o ile łatwiej jest oddzielić ewidentną kiszkę od rzeczy w miarę wartościowej, to już trudniej stwierdzić, która z rzeczy wartościowych jest bardziej wartościowa od drugiej. A poza tym nie chodzi o to, żeby w obiegu były rzeczy najbardziej wartościowe. Chodzi o to, żeby w obiegu było ich mniej, a wtedy te, które będą w obiegu, automatycznie staną się bardziej wartościowe. To żelazne prawo rynku: mniejsza podaż zwiększa wartość.
Ten efekt wzmacniać będzie odpowiednia polityka kulturalna. Pomysłowi krytycy otrzymają zadanie: inteligentnie uzasadnić, dlaczego losowo wybrane dzieła są genialne. W tym celu pozwoli im się na specjalne tworzenie całych teorii. Na przykład w losowaniu wygra artysta, który tworzy gigantyczne gówna, a w ich środku umieszcza małe ludziki. Krytykowi zezwoli się (łaskawie się zezwoli) na stworzenie egzegezy tego dzieła, z której będzie wynikać, że jest ono prorocze i że zbliża się odwrócenie ról pomiędzy człowiekiem, a gównem. Od tej pory to gówna będą chodzić i srać ludźmi, a nie odwrotnie, mówiąc metaforycznie – a mówiąc niemetaforycznie, odchody i odpady, które wytwarza człowiek, staną się tak liczne i żyjące własnym życiem, że aż przejmą rolę podmiotu, a człowiekowi zostanie tylko rola wymiotu – lub ekskrementu.
Oczywiście, tacy krytycy też będą działać pod surowym nadzorem – żeby pod pozorem jednej idei nie próbowali przemycać dwóch czy trzech, powodując ich szkodliwą, dewaluującą nadpodaż. Wszelka twórczość teoretyczna i filozoficzna będzie bardzo ściśle reglamentowana. Filozofowie co roku będą mogli zgłaszać swoje idee do Centralnego Biura Idei, gdzie poprzez losowanie będzie wybierana Idea Roku. Wszyscy pozostali filozofowie będą mogli tylko rozwijać, wyjaśniać i komentować Ideę Roku – i tak aż do następnego roku i następnego losowania. Na przykład Ideą Roku zostanie wybrana koncepcja, zgodnie z którą wszystko, co człowiek postrzega, jest tym, co właśnie przestaje istnieć – czyli że człowiek jest Niszczarką Bytu. W tej sytuacji filozofowie będą mogli publikować wyłącznie rozważania o tym, w jaki sposób nasza funkcja Niszczarki wpływa na nasze postrzeganie czasu, albo w jaki sposób odbywa się selekcja rzeczy do tej Niszczarki (drogą losową, Drodzy Państwo! – ja mówię).
Rzecz jasna, twórcy, którzy odpadną w tej loterii, będą stawać na głowie, żeby jednak w jakiś sposób rozpropagować swoje dzieła. I będą w szczęśliwej sytuacji, bo zainteresowanie dla dzieł zakazanych będzie większe, siłą rzeczy (bo o ile mniejsza podaż zwiększa wartość, to podaż zerowa zwiększa wartość niewyobrażalnie). Tym bardziej, iż całkowitą tajemnicą będzie to, że nasza cenzura jest ilościowa i losowa. Po każdym losowaniu będziemy wymyślać Diamentowe Kryteria Słuszności, uzasadniające post factum, dlaczego dane dzieło zostało zakazane. Każdy twórca otrzyma te Kryteria do wglądu, będą zresztą publikowane w mediach. Niech artysta zastanawia się, dlaczego nie utrafił w Kryteria, niech próbuje przewidzieć, jakie będą w przyszłym roku! Jak widać, cały system będzie działał kulturotwórczo także od tej strony. Najpierw władza będzie musiała stworzyć Diamentowe Kryteria Słuszności (a będą one musiały być bardzo kreatywne: na przykład w jakimś roku wylosowana zostanie film o tym, że zwierzęta zaczynają masowo popełniać samobójstwa oraz powieść o dziewczynie, która płynie w rejs dookoła świata na jachcie za całe towarzystwo mając tylko białego, pluszowego bałwana, który zaczyna do niej mówić, a później z nią kopulować – Diamentowe Kryterium Słuszności będzie musiało połączyć te dwa dzieła, samobójcze żaby i sarenki oraz bałwana, tłumacząc, że właściwe jest głoszenie zamiany ról pomiędzy materią ożywioną, a nieożywioną, którą symbolizuje wielki pluszowy bałwan: materia ożywiona się zabija, a pluszowy bałwan ożywa). Potem twórca, starając się przewidzieć przyszłoroczne kryteria, natworzy jeszcze masę ciekawych fantazmatów w swojej głowie (skoro w tym roku właściwe było głoszenie zamiany ról między materią ożywioną a nieożywioną, to może w przyszłym roku właściwe będzie coś odwrotnego, dodatkowe ożywianie materii ożywionej za pomocą elektrowstrząsów i podkreślanie martwości materii nieożywionej, sarenki z elektrodami i pogrzeby kamieni?).
Oto mój skromny projekt reformy społeczeństwa. Można mu zarzucić, że nie jest poważny. Ale proszę Państwa, mamy taki brak projektów reformy społeczeństwa, że i ten jest na wagę złota. Mniejsza podaż zwiększa wartość: to żelazne prawo rynku.