Propozycje USA dotyczące pokoju w Ukrainie nie są szczególnie oryginalne. Podobną logiką kierowały się imperia kolonialne, narzucając swoją ekonomiczną dominację w Afryce czy Azji. W tym kontekście szczególnie warto przyjrzeć się losowi Tunezji, do dziś osłabionej przez rabunkową politykę Francji.
12 lutego amerykański sekretarz skarbu, Scott Bessent, przedłożył prezydentowi Zełenskiemu dokument, którego oryginalny tekst, datowany na 7 lutego – cytowany m.in. przez telewizję ABC News – nie zawierał choćby wzmianki o gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy. Stwierdzał za to, że w ramach zapłaty za otrzymaną pomoc powinna oddać część swoich zasobów naturalnych Stanom Zjednoczonym. A także „50 proc. wartości finansowej dochodów uzyskanych przez rząd ukraiński z krajowych zasobów”, w tym „zasobów mineralnych, zasobów ropy naftowej i gazu, portów” oraz „innej infrastruktury (zgodnie z umową)”. Kijów – jak wielokrotnie powtórzył Donald Trump – ma być winien USA 500 mld dolarów, mimo że wartość amerykańskiej pomocy wojskowej większość źródeł szacuje na ok. 100 mld dolarów (Zełenski mówi o 67 mld, Kiloński Instytut Gospodarki Światowej o 120 mld).
Trump dał Putinowi wszystko, czego ten żądał. Teraz stawką jest przetrwanie Europy
czytaj także
Ukraina posiada ogromne złoża pierwiastków i minerałów, od litu po tytan, które są niezbędne do wytwarzania nowoczesnych technologii i bardzo pożądane w globalnym wyścigu o surowce. Ma również rozległe pokłady węgla, ropy naftowej, gazu i uranu.
„Powiedziałem im, żeby pokazali gwarancje bezpieczeństwa, a wtedy możemy rozmawiać o procentach. Oni powiedzieli 50 proc., odpowiedziałem «nie». Nie mogę sprzedać kraju. Ja tylko nim zarządzam. Jutro będzie miał innego zarządcę, więc nie mogę go sprzedać. Poza tym około 20 proc. zasobów znajduje się na terytorium okupowanym przez Rosję” – mówił Zełenski w minionym tygodniu. „Nie podpiszę czegoś, co spłacać będzie kolejnych dziesięć pokoleń Ukraińców” – dodał, szacując, że spłata takiej kwoty mogłaby zająć nawet 250 lat.
Sierakowski: Euforia Amerykanów przytłacza, ale nie ma uzasadnienia [rozmowa]
czytaj także
W odpowiedzi Trump opublikował wpis, w którym nazwał Zełenskiego „dyktatorem”, kwestionując jego legitymację jako przywódcy Ukrainy, i sugerując, że powinien podpisać dokument – i to szybko – bo inaczej nie zostanie mu żadna część kraju do rządzenia.
Propozycje Stanów Zjednoczonych nie są szczególnie oryginalne. Podobną logiką kierowały się imperia kolonialne, narzucając swoją ekonomiczną dominację w Afryce czy Azji.
Fałszywa niepodległość
W 1881 roku Francja podbiła Tunezję – wcześniej będącą prowincją imperium osmańskiego, cieszącą się znaczną autonomią – i przekształciła ją w protektorat, czyli kolonię z pewną formą samorządności na poziomie wewnętrznym. Status ten był konsekwencją zarówno zbrojnej inwazji Francji, jak i długu, jaki w ciągu zaledwie 20 lat zaciągnęła u niej Tunezja. To ostatnie stanowi dobry przykład wykorzystania finansowych zobowiązań jako narzędzia dominacji i duszenia suwerenności państwa poprzez przejęcie kontroli nad jego gospodarką i wtłoczenie go w ramy nowoczesnych systemów finansowych.
Kolonialne władze wprowadziły przepisy umożliwiające francuskim przedsiębiorstwom (zarówno państwowym, jak i prywatnym) uzyskanie wyłącznych koncesji na wydobycie i uprawę. Dzięki tym regulacjom zyskiwały one przywileje związane z użytkowaniem ziemi, w tym dostęp do terenów bogatych w surowce naturalne, takie jak fosforyty, ropa czy sól. Aby ułatwić eksploatację, Francja inwestowała w rozwój infrastruktury – budowano porty, linie kolejowe, drogi oraz magazyny – która miała na celu usprawnienie wywozu zasobów, a nie poprawę życia mieszkańców.
Francuskie przedsiębiorstwa działały głównie w sektorze wydobywczym i rolniczym – dzięki preferencyjnym koncesjom mogły pozyskiwać minerały (w tym istotne dla regionu fosforyty) oraz rozwijać uprawy, m.in. cytrusów czy oliwek. Rabunkowa polityka rolna – zaprojektowana tak, by zyski z eksploatacji surowców trafiały przede wszystkim do kieszeni kolonizatorów, co hamowało rozwój tunezyjskiej gospodarki – zostawiła ślady, które nie zniknęły do dzisiaj, mimo uzyskania przez Tunezję pełnej niepodległości w 1956 roku.
W przeciwieństwie do sąsiedniej Algierii, która wywalczyła sobie wolność krwawą wojną – zginęło tam od kilkuset tysięcy do ponad miliona Algierczyków oraz kilkadziesiąt tysięcy Francuzów – Tunezja pod przywództwem Habiba Burgiby osiągnęła niepodległość drogą dyplomatyczną, przy pomocy umów, prowokacji (takich jak blokada portu w Bizercie) i ustępstw. Miało to jednak swoją – bardzo wysoką – cenę. Były protektorat był zmuszony podpisać porozumienie gwarantujące specjalne relacje ekonomiczne z Francją. Ten i inne dokumenty (kolejne podpisywano m.in. w 1963 czy 1997 roku) efektywnie pozbawiły jej suwerenności gospodarczej na następne dekady.
Najlepsze rozwiązanie dla Europy? Pryncypialny pragmatyzm. Może nawet sojusz z Chinami
czytaj także
W 2018 roku tunezyjska Komisja Prawdy i Godności (IVD) przedstawiła dokumenty dotyczące eksploatacji zasobów naturalnych przez Francję. Dowodziły one ingerencji w ekonomiczne wybory Tunezji nawet po 1956 roku, a IVD doszła do wniosku, że „zagraniczne firmy, w szczególności francuskie, w sposób rabunkowy wykorzystywały zasoby kraju”. Serwilistyczne relacje gospodarcze z Francją były w zasadzie wizytówką rządów Ben Alego, obalonego w 2011 roku podczas jaśminowej rewolucji.
Jednym z dokumentów, na których opierała się IVD, była konwencja z 1949 roku, przyznająca firmie Compagnie Générale des Salines de Tunisie (COTUSAL) prawo do eksploatacji soli morskiej. Na jej mocy Generalny Rezydent Francji w Tunisie zatwierdził fuzję czterech francuskich przedsiębiorstw działających na solniskach w Khniss, Sidi Salem, Sfax (Thyna) i Mégrine, co doprowadziło do powstania COTUSAL oraz uregulowania jej działalności.
Mamy podstawy, by wierzyć, że Europa zapewni sobie bezpieczeństwo [rozmowa]
czytaj także
Konwencja zapewniała firmie monopol na tunezyjskim rynku soli aż do 1994 roku, kiedy to pojawił się pierwszy konkurent, tunezyjski SOSASEL. Do dziś gwarantuje jej symboliczne opodatkowanie, co umożliwia przedsiębiorstwu korzystanie z publicznego obszaru morskiego za minimalną opłatą. Obecnie 65 proc. kapitału COTUSAL należy do inwestorów zagranicznych (głównie Francji), a 35 proc. jest w rękach Tunezyjczyków. Dzięki podpisanej w czasach kolonialnych umowie COTUSAL płacił jeden frank francuski za użytkowany hektar rocznie, potem jego równowartość – kilkanaście eurocentów (cena rynkowa była tysiące razy wyższa).
Nie inaczej było, gdy obowiązywała poprzednia konstytucja – z 2014 roku – w której artykule 13 stwierdzono: „Zasoby naturalne są własnością narodu tunezyjskiego. Państwo suwerennie zarządza nimi w jego imieniu. Umowy inwestycyjne dotyczące tych zasobów muszą być przekazywane specjalistycznej komisji w ramach Zgromadzenia Narodowego”. Co istotne – umowy COTUSAL-u i szeregu innych spółek francuskich, operujących na tunezyjskich surowcach, nigdy nie przeszły przez parlament.
Nowa, kontrowersyjna konstytucja z 2022 roku, wprowadzona przez Kaisa Saieda, już w preambule odnosi się do postępującej grabieży surowców naturalnych. Saied, którego rządy często określa się jako autorytarne i naruszające prawa człowieka, w swoich wystąpieniach wielokrotnie poruszał temat nadmiernej eksploatacji zasobów przez zagraniczne podmioty, zarówno przed objęciem władzy, jak i po nim. Krytykował historyczne umowy i praktyki, które – według niego oraz jego zwolenników – ograniczają kontrolę Tunezji nad własnymi zasobami i osłabiają suwerenność gospodarczą kraju. Ta narracja odegrała znaczącą rolę w jego dojściu do władzy.
Zasoby za pokój to pułapka
Mieszkałem w Tunezji przez połowę 2023 roku. Spędziłem sporo czasu w towarzystwie analityków, dziennikarzy i młodych aktywistów, w tym osób ze środowiska Observatoire Tunisien de l’Economie, rozmawiając o ekonomicznym i społecznym spadku kolonializmu. Wszyscy mówili to samo – Tunezja jest państwem postkolonialnym, które zrujnowało swoją gospodarkę przez niekorzystne umowy handlowe z Francją i Europą oraz korupcję.
Tunezja uniknęła krwawej wojny, ale ceną była suwerenność gospodarcza. Dziś jej obywatele, zwłaszcza młodzi, masowo migrują w poszukiwaniu lepszego życia. W ciągu dwóch lat ponad połowa z kilkunastu moich tunezyjskich znajomych wyjechała z kraju. To osoby wykształcone, inteligentne i młode – potencjalna przyszłość narodu. Oficjalne statystyki mówią o dziesiątkach tysięcy migrujących rocznie z tego niewielkiego (12 mln) kraju.
Ukraina, stając wobec perspektywy podpisania umowy kolonialnej rodem z minionych wieków, w dodatku po trzech latach wojny, musi odmówić. Inaczej stanie się spustoszałym, upadłym państwem, zamieszkanym tylko przez duchy i tych, którzy nie mieli jak uciec.
Pod koniec ubiegłego tygodnia przez ukraińskie i europejskie miasta przetoczyły się protesty przeciwko amerykańskiej propozycji. Oburzenie solidarnie wyrażają zarówno ukraińskie media i środowisko rządowe, jak i m.in. lewicowe grupy anarchistyczne, w tym np. Ekoplatforma. Często one używają porównań propozycji Trumpa do kolonializmu.
Dla Trumpa pokój nie jest celem, a środkiem
Donald Trump nie wkłada wiele wysiłku w udawanie, że zależy mu na sprawiedliwym rozwiązaniu brutalnego konfliktu, a nie zagwarantowaniu Stanom Zjednoczonym jak największych zysków finansowych. To tym się kieruje, proponując wysiedlenie wszystkich Palestyńczyków ze Strefy Gazy i zbudowanie tam „riwiery” z nadmorskimi kurortami, dogadując z Putinem przyszłe interesy i zapowiadając wycofanie sankcji, czy zawieszając programy ratujące życie w najbiedniejszych regionach świata. Transakcyjne podejście Trumpa stanowi zerwanie z wartościami, na których przez dziesięciolecia opierała się dotąd polityka zagraniczna Stanów i Europy (przynajmniej na poziomie deklaratywnym). Jak również z zasadą, że potężne państwa nie powinny najeżdżać mniejszych, co Waszyngton utrwalił w Karcie Narodów Zjednoczonych.
czytaj także
Kolejne wersje porozumienia w sprawie Ukrainy są negocjowane w trybie ciągłym, a do opinii publicznej docierają jedynie ochłapy wiedzy o ich kształcie.
W miniony weekend Scott Bessent wypowiedział się na ten temat dla „The Financial Times” i Bloomberga. Według jego słów Stany Zjednoczone zaproponowały, by dochody uzyskane przez ukraiński rząd z zasobów naturalnych, infrastruktury i innych aktywów trafiały na fundusz skupiony na długoterminowej odbudowie i rozwoju Ukrainy. USA objęłyby nad nim pieczę, a ich głos w zakresie praw gospodarczych i zarządzania przyszłymi inwestycjami byłby decydujący. Według Bessenta amerykański kapitał sam w sobie zniechęciłyby Rosję do kolejnych aktów agresji, przyciągając kolejnych zachodnich inwestorów. Według deklaracji sekretarza stanu umowa nie ma na celu powiększenia – i tak już ogromnego – długu Ukrainy.
Bessent podkreślił, że pierwszą propozycję udziału USA w ukraińskich złożach metali rzadkich złożył w 2024 roku w Trump Tower sam Zełenski. Prezydent Ukrainy powtórzył tę propozycję w wywiadach z początku lutego, zapewne licząc na lepszą ofertę. Prezydent Ukrainy podkreśla, że warunkiem porozumienia są twarde gwarancje bezpieczeństwa ze strony USA – tych zaś nadal nie ma na stole. W niedzielę przewrotnie zadeklarował, że skoro Trumpowi przeszkadza jego rzekomy brak legitymacji do rządzenia, gotów jest ustąpić ze stanowiska w zamian za pokój oraz członkostwo w NATO. Wspomniał również – potwierdzając słowa Bessenta – że aktualna wersja umowy nie odnosi się do kwestii 500 miliardów „długu” Ukrainy, których Kijów nie uznaje i nie uzna. Niemniej jednak także nowa wersja umowy może budzić obawy o suwerenność, ponieważ Stany Zjednoczone miałyby prawa ekonomiczne i zarządcze, co efektywnie będzie oznaczało wywieranie wpływu na przyszłe decyzje finansowe i polityczne Ukrainy.
Paradoksalnie – na nieoficjalnego sojusznika USA wyrasta Rosja, która w ostatnim tygodniu zintensyfikowała działania zbrojne, przeprowadzając m.in. największe ataki dronowe od początku wojny. W ukraińskich mediach pojawiły się doniesienia – którym strona amerykańska stanowczo zaprzecza – że jedną z form nacisku ze strony Waszyngtonu jest groźba wyłączenia starlinków, kluczowego narzędzia komunikacji dla ukraińskiej armii, należącego do firmy Elona Muska. Kilka dni temu Putin zaoferował Amerykanom dostęp do ukraińskich surowców, celowo dorzucając do kotła i pokazując Ukraińcom, że nie są podmiotem w tej dyskusji.
Państwa europejskie, w tym Polska, oraz międzynarodowe podmioty posiadają szereg możliwości, z których mogą skorzystać, by zdjąć z Ukrainy rosnącą presję zawarcia jednostronnie korzystnego porozumienia – od zapewnienia dalszego wsparcia wojskowego, przez gwarancje bezpieczeństwa po podpisaniu umowy pokojowej (jak wysłanie wojsk stabilizacyjnych), po własne, uczciwsze propozycje współpracy w obszarze odbudowy kraju i wydobycia jego zasobów. Taką postawą wykazał się w ostatni poniedziałek Emmanuel Macron, który na spotkaniu z Trumpem konsekwentnie prostował jego przekłamania dotyczące europejskiej pomocy dla Ukrainy (prezydent USA twierdził m.in., że Europa niczego Ukrainie nie dała, tylko pożyczyła, co jest nieprawdą) oraz podkreślał, że nie ma wartości w słabym porozumieniu pokojowym, które pozostawi Ukrainę bez gwarancji bezpieczeństwa, za to z długami.
czytaj także
W poniedziałek 24 lutego Europejski Komisarz ds. Strategii Przemysłowej Stéphane Séjourné poinformował, że przedstawił konkurencyjną propozycję względem amerykańskiej. Jej szczegóły nie są na razie znane. „Dwadzieścia jeden z trzydziestu krytycznych surowców, których potrzebuje Europa, może zostać dostarczonych przez Ukrainę w ramach partnerstwa korzystnego dla obu stron” – powiedział Séjourné. Zaznaczył, że „wartością dodaną, jaką oferuje Europa, jest to, że nigdy nie zażądamy umowy, która nie będzie wzajemnie zadowalająca”.
Powrót do logiki „might makes right” (silniejszy ma rację – przyp. red.) i porzucenie nowoczesnych standardów prawa międzynarodowego nie są dobrym pomysłem, zwłaszcza z perspektywy małych i średnich państw, takich jak Polska.