Mimo że w pierwszym tygodniu kolejnej kadencji Putina doszło do szeregu aktów terroru, a na Ukrainę spadło 190 rakiet, 140 dronów Shahed i 700 bomb lotniczych, najgłośniej dyskutowany jest atak terrorystyczny na halę koncertową Crocus w Krasnogorsku na przedmieściach Moskwy.
W czwartek Kijów został zaatakowany rakietami balistycznymi. W piątek 22 marca Rosjanie ośmioma pociskami zniszczyli elektrownię na Dnieprze w Zaporożu, zabijając przy tym jedną osobę. Elektrownia zaopatrywała w prąd około miliona ludzi. W wyniku ataku do Dniepru dostały się substancje ropopochodne, które zatruwają rzekę.
Przez kolejną dobę trwały zmasowane ataki na cały region zaporoski. Jak podaje serwis United24Media, odnotowano łącznie 299 ataków na miasta, domy i obiekty cywilne. Różnego rodzaju rakiety zostały wystrzelone także w Krzywy Róg oraz obwody chmielnicki i winnicki. Rosja zaatakowała też infrastrukturę energetyczną Charkowa, gdzie przez 24 godziny nie było wody, światła, internetu, a i teraz dostawy prądu i wody są bardzo niestabilne.
czytaj także
Również w piątek, kiedy przywódcy państw europejskich rozważali w Brukseli, czy zamrożone środki rosyjskich oligarchów przeznaczyć na zakup broni dla Ukrainy, Rosja atakowała ukraińską stolicę. Rannych zostało co najmniej 13 osób. Z kolei jedna z rakiet wystrzelonych w niedzielny poranek przez 39 sekund znajdowała się nad terytorium Polski, ale nie została zestrzelona, mimo że samoloty zostały poderwane. Zawróciła do Ukrainy.
Koszty czekania
Litewski minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis przypomniał, że do naruszeń granicy powietrznej NATO doszło już wiele razy, zarówno w przestrzeni powietrznej Rumunii, jak i Polski. „Jedno naruszenie można uznać za przypadek, ale kolejne naruszenia, które nie spotykają się ze zdecydowaną odpowiedzią, są dla Rosji jak zaproszenia” – powiedział dziennikarzowi Fox News.
Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, również stwierdził, że rakieta powinna zostać zestrzelona, ale takie działanie wymagałoby zmiany procesu podejmowania decyzji i przestawienia się z procedur obowiązujących w czasach pokoju na takie, które umożliwią bardziej asertywne działania.
Ofensywa dyplomatyczna. Putin zaczął używać słowa „wojna” – co na to Zachód?
czytaj także
Oserdów, nad którym znalazła się rakieta, leży niedaleko Przewodowa, gdzie w listopadzie 2022 inna rakieta zabiła dwóch polskich obywateli. Pamiętamy napięcie i godziny oczekiwania na reakcję prezydenta Dudy, który zwlekał, bo obawiano się, że bardziej stanowcza reakcja sprowokuje Rosję do konfliktu z NATO. Wreszcie uzgodniono, że rakieta nie była rosyjska, ale należała do ukraińskiej obrony przeciwrakietowej, czyli nie doszło do celowego ataku na Polskę, co zamknęło sprawę.
Teraz coraz wyraźniej widać, że Rosję sprowokować można nawet brakiem działań. Wystarczy poczekać, aż ukraińska obrona zostanie przełamana, a wysiłki dyplomatów rosyjskich pozwolą na wbicie w Unię Europejską klina przez Słowację, Węgry i Serbię. Polska, jeśli Ukraina upadnie, zamiast potężnego przyjaciela będzie miała wrogą granicę od Suwałk po Wisłę.
Ukraina wciąż jednak walczy. Rankiem 24 marca trafiła dwa statki w Sewastopolu: Yamal i Azov, a parę dni wcześniej uszkodziła rafinerię ropy w Nowym Kujbyszewie, w regionie Samary, daleko od frontu. USA zwróciły się do Ukrainy z prośbą, by nie atakowała rafinerii, bo za dobrze jej idzie, a to niekorzystnie odbija się na światowych cenach ropy, co z kolei może pomóc Trumpowi w wyborach.
czytaj także
Tego, jak wiadomo, Ukraina nie chce. Bo już teraz, choć Trump nie jest przy władzy, jego człowiek, spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson, blokuje głosowania czekających od pół roku pieniędzy na wsparcie Ukrainy. Mike Johnson daje Rosji czas, Rosja ten czas wykorzystuje, niszcząc Ukrainę i rozbudowując armię, która teraz jest większa niż 24 lutego 2022 roku, kiedy liczyła 900 tysięcy żołnierzy. W 2023 było ich 1 mln 320 tysięcy. W samej Ukrainie – jak podaje Anna Maria Dyner – mimo strat (350–408 tysięcy) na początku 2024 roku było 470 tysięcy rosyjskich żołnierzy.
Crocus
Mimo że w pierwszym tygodniu kolejnej, sześcioletniej kadencji Putina doszło do szeregu aktów terroru, a na Ukrainę spadło 190 rakiet, 140 irańskich dronów Shahed i 700 bomb lotniczych, największy rozgłos przyniósł atak terrorystyczny na halę koncertową Crocus w Krasnogorsku, pod Moskwą.
Czterech uzbrojonych mężczyzn weszło bez przeszkód na teren hali pełnej ludzi, oddało strzały, roznieciło pożar, wyszło, wsiadło do samochodu i odjechało. Zajęło im to niecałe 20 minut, nikt im nie przeszkadzał. Bramki z wykrywaczami metali akurat nie działały, ochrony nie było, rosyjskim służbom dotarcie na miejsce zajęło godzinę, a zanim straż pożarna zaczęła gasić pożar, zawalił się dach. Liczba ofiar, których na początku miało być od kilkunastu do 35, w wyniku pożaru wzrosła do 154.
Do zamachu przyznała się środkowoazjatycka organizacja Państwa Islamskiego Chorasan (ISIS-K), co potwierdza ostrzeżenia wywiadu amerykańskiego, informującego Rosję o możliwym ataku, co Rosja wyśmiała, a nawet uznała za prowokację i szantaż.
Łatwość, z jaką zamach został przeprowadzony, a także bezradność służb były od początku tak widoczne, że w debacie natychmiast powstało kilka scenariuszy tego zamachu. W pierwszym przypomniano inne zamachy terrorystyczne w Rosji: na bloki mieszkalne w 1999 roku, teatr na Dubrowce w 2002, szkołę w Biesłanie w 2004, na metro w Moskwie – zamachy zawsze kosztujące życie wielu ludzi, po których następowała polityczna i militarna ofensywa Rosji.
Może zatem w ataku na Crocus maczały palce rosyjskie służby, bo był on potrzebny władzom, żeby przypomnieć Rosjanom, że wojna, którą Putin zaczął wreszcie nazywać po imieniu, bezpośrednio ich dotyka, a tym samym zyskać poparcie dla mobilizacji?
Z interpretacji tego zamachu przez Putina, który po dłuższym namyśle – na komentarz trzeba było czekać 20 godzin – stwierdził, że zamachowcy związani byli z Ukrainą, dokąd próbowali uciekać, bo właśnie tam miało czekać na nich „okno” – wynika, że jego celem bezwzględnym jest zniszczenie Ukrainy, i każdy zamach, nawet taki, który być może powinien zwrócić jego uwagę na zagrożenia z innej strony, wykorzysta przeciw niej.
Dokręcić śrubę, Rosja wytrzyma. Scenariusze na po „wyborach”
czytaj także
Jak zauważa Timothy Snyder, fakt użycia przez Putina słowa „okno”, którego służby używają na określenie miejsca umówionego, zakłada współpracę po obu stronach. Jeśli zatem napastnicy mieli „okno” na granicy w stronę Briańska, jak podawały rosyjskie służby, mogło to dotyczyć granicy z Białorusią albo z Ukrainą, która po rosyjskiej stronie jest silnie obsadzona rosyjskimi służbami, a po ukraińskiej zaminowana. Gdzie mieli więc uciekać? Putin upiera się, że właśnie do Ukrainy – prosto w rosyjskie służby i pole minowe.
Zamachowcy zostali opisani jako obywatele Tadżykistanu, jednak władze tego kraju zaprzeczyły i podały do wiadomości, że wymienieni obywatele są w swoich domach. Kogo więc rosyjskie służby pojmały i torturowały, zmuszając do potwierdzenia wersji o związkach z Ukrainą?
Różne trwogi
Fakt, że Putin zupełnie nie podejmuje wątku ISIS-K, a propaganda usilnie kieruje zainteresowanie opinii publicznej na Ukrainę, posuwając się nawet do użycia deepfake’owego nagrania ukraińskiego polityka Oleksego Daniłowa, może świadczyć o determinacji użycia wszelkich środków do zniszczenia Ukrainy, która tak długo stawia mu opór.
Może też świadczyć o strachu, że opinia publiczna dowie się, że Rosja ma nie tylko jednego wroga: Ukrainę, a za nią NATO, ale ma też kolejnych, na przykład w Azji Centralnej, Syrii oraz w państwach Afryki w których konkuruje o wpływy z Państwem Islamskim. Jak pisze Timothy Snyder: „A co, jeśli Rosjanie zrozumieją, że istnieją realne zagrożenia dla Rosjan ignorowane przez Putina? Cały aparat bezpieczeństwa jest zajęty niszczeniem ukraińskiego narodu i państwa, otwierając drogę innym rzeczywistym zagrożeniom dla Rosjan, takim jak Państwo Islamskie?”.
czytaj także
Tymczasem terror Państwa Islamskiego wywołał odzew na zachodzie Europy. Francja wprowadza procedury dla najwyższego stopnia zagrożenia terrorystycznego, do Rosji popłynęły wyrazy współczucia i solidarności od przedstawicieli państw, które boją się terroru ISIS. Ta trwoga jest im bliższa niż lęk przed atakami Rosji, który odczuwają najmocniej kraje bałtyckie czy Polska, gdzie na czołówkach gazet jest więcej wiadomości o zamachu w Crocus City Hall niż o kolejnych atakach rakietowych na miasta w Ukrainie.
W poniedziałek rano 25 marca ataki na Kijów trwają. Celem jest centrum miasta. Jeden z pocisków, które miały nadlatywać z Krymu, trafił w budynek mieszkalny.
Być może spiętrzone kłamstwa Kremla o zamachu w Crocus City Hall, tortury pojmanych i propaganda, mająca wzmocnić ataki na Ukrainę, by po zarzutach o nazizm zarzucić jej jeszcze terroryzm, powinny przypomnieć nam, że wojna, w której Ukrainę musimy wspierać, toczy się o podstawowe wartości: o wolność, której nie ma bez prawdy.