Świat

Handel dziećmi, czyli zakon Matki Teresy jako młot na chrześcijan

matka-teresa

Zakon Misjonarek Miłości Matki Teresy z Kalkuty jest pod ostrzałem po ujawnieniu, że jedna z jego placówek sprzedawała noworodki. Weronika Rokicka wyjaśnia, dlaczego upublicznienie kolejnych patologii zakonu świętej Kościoła katolickiego to nie tylko powód do satysfakcji.

Była już zakonnica Misjonarek Miłości przyznała się, że razem z jedną ze świeckich pracownic ośrodka dla kobiet i dzieci sprzedały czwórkę noworodków urodzonych przez samotne kobiety. Do wydarzeń doszło w jednym z najuboższych regionów Indii – Dźharkhandzie.

Sprawa wyszła na jaw niedługo po innym, podobnym incydencie, który ujawniły indyjskie służby w innym ośrodku Misjonarek w tym rejonie. Wspólnym mianownikiem obu przypadków jest to, że sprzedawane przez zakonnice noworodki rodziły kobiety samotne. Jest wielce prawdopodobne, że w imię konserwatywnych chrześcijańskich wartości były one zachęcane, o ile nie zmuszane do oddawania dzieci. Nie wspominając już o tym, że Misjonarki, wielkie przeciwniczki aborcji i antykoncepcji, uznały zapewne, że bardzo dobrze się stało, że kobiety donosiły te najpewniej niechciane ciąże, a dzieci – później przez siostry przehandlowane – urodziły.

Te skandaliczne sprawy wpisują się w szereg innych zarzutów, jakie formułuje się wobec Misjonarek w Indiach. Wprowadzanie za wszelką cenę fundamentalistycznych wartości chrześcijańskich w Indiach to najpoważniejsze oskarżenie wobec Misjonarek i założycielki zakonu – Matki Teresy z Kalkuty. Dotyczy to szczególnie kultu cierpienia jako rzekomo ubogacającego człowieka, wartościowego doświadczenia.

Drugi najpoważniejszy zarzut to promocja kolonialnego obrazu Indii, według którego jest to kraj skrajnie ubogi, ciepiący i czekający na jakiegoś rodzaju odnowę. Tymczasem Kalkuta, w której zakon się narodził, to jednocześnie jeden z najprężniej działających ośrodków kultury w Indiach. O tym od Matki Teresy, pozującej na kolejnych zdjęciach z ubogimi dziećmi, nikt się w świecie nie dowiedział.

matka-teresa
Fot. Peta_de_Aztlan, Flickr.com, CC

Czy sprawa handlu noworodkami ostatecznie pogrąży reputację zakonu i jego założycielki w Indiach?

Siostra Prema, kierująca obecnie Misjonarkami, wydała oświadczenie, w którym odcina się od sprawy. Jej zdaniem był to incydent, nie praktyka. Osoby za niego odpowiedzialne zostały ukarane, a sprawa – dowodzi siostra Prema – jest ta naprawdę wykorzystywana do nagonki na prowadzoną przez nią instytucję.

Sprawa handlu dziećmi nie ujawnia jedynie degeneracji konkretnej instytucji religijnej i dobroczynnej, ale też słabość całego systemu ochrony dzieci w Indiach, szczególnie małych dzieci lub dzieci bez opieki, sierot czy oddanych do adopcji. Przez lata system adopcji w kraju był mocno zdecentralizowany i prowadzony przez najróżniejsze ośrodki przy niewielkim nadzorze aparatu państwowego. Częścią tego niemonitorowanego systemu był też Zakon Misjonarek Miłości.

Jedynie na podstawie dziennikarskich śledztw możemy szacować skalę nadużyć. Ujawnienie ich skłoniło rządzących do podjęcia kroków w 2015 roku. Cel reformy systemu był jeden: sprawić, że adopcje będą wsparciem dla dzieci, które nie mają rodziców, a nie bazarem, na którym każdy może sobie zdobyć dziecko, jakie sobie wymarzył. Nowy, zcentralizowany i zreformowany system został wdrożony w całym kraju, ale wciąż na adopcję czeka w Indiach aż 230 tysięcy dzieci. Jak widać wszystko wskazuje też na to, że nie zadbano odpowiednio o zwalczanie handlu dziećmi, a proceder nielegalnych adopcji nadal kwitnie.

Dlaczego więc to właśnie sprawa Misjonarek dostała się na pierwsze strony gazet? W krytyce zakonu przodują nie tylko ateiści i przeciwnicy Kościoła katolickiego z Europy czy USA, ale i… prawicowe organizacje i politycy w samych Indiach. Przy okazji skandalu z handlem dziećmi domagają się oni odebrania Matce Teresie narodowego odznaczenia (przy wszystkich jej przywarach pozostaje pytanie, czy 20 lat po śmierci wciąż powinniśmy ją winić za obecne problemy zakonu?), inni zaś uderzają przy tej okazji szerzej – w obecność chrześcijańskich instytucji w Indiach. Już dziś w tym kraju skala przestępstw z nienawiści wobec mniejszości rośnie. Byłoby tragicznym paradoksem, gdyby skądinąd słuszna krytyka deprawacji zakonu Misjonarek Miłości Matki Teresy stała się wygodnym alibi do atakowania niewinnych obywateli i obywatelki tego kraju, dokonywanych wyłącznie z powodu ich wyznania.

Ci, którym naprawdę zależy w tej całej sprawie na dobru dzieci, a nie zbijaniu politycznego kapitału, mają przed sobą nie lada wyzwanie. Instytucje takie jak Zakon Misjonarek Miłości niewątpliwie potrzebują nadzoru, transparentności i wyeliminowania patologii w nich funkcjonujących. Tylko czy uda się tego dokonać bez robienia tego samego, co robią dziś niektórzy chrześcijanie muzułmanom – wzbudzania niszczącej i generalizującej fali nienawiści wobec całej grupy wyznaniowej?

Ciemna strona Matki Teresy

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Weronika Rokicka
Weronika Rokicka
Indolożka, politolożka
Doktor nauk humanistycznych, absolwentka indologii i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim, obecnie adiunktka na Wydziale Orientalistycznym UW; jako stypendystka rządu indyjskiego i programu Erasmus Mundus razem dwa lata studiowała w Indiach i Nepalu. W latach 2011-18 pracowniczka polskiej sekcji Amnesty International, gdzie zajmowała się obszarem praw kobiet i dyskryminacji. Ze względu na zainteresowania naukowe i pracę zawodową blisko śledzi stan przestrzegania praw człowieka i sytuację polityczną w Indiach, Nepalu i Bangladeszu, w tym szczególnie problematykę praw kobiet i przemocy wobec kobiet.
Zamknij