José Manuel Barroso, szef Komisji Europejskiej, wyraził opinię, że nadchodzące wybory do Parlamentu Europejskiego mogą zmienić się w „festiwal niechęci i zarzutów wobec Unii Europejskiej”. Włochy pod tym względem nie odbiegają od reszty UE, gdzie francuski Front Narodowy, Wolnościowa Partia Austrii, Duńska Partia Ludowa, Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa w Wielkiej Brytanii, Jobbik czy grecki Złoty Świt i Syriza zdobywają coraz większe poparcie. We Włoszech co najmniej trzy partie, które mogą wejść do Europarlamentu, prowadzą kampanię w duchu eurosceptyzmu: Ruch Pięciu Gwiazd, Liga Północna i Inna Europa z Tsiprasem.
Zmiany, zmiany
Włoska scena polityczna zmieniła się diametralnie, mimo że ostatnie wybory parlamentarne odbyły się zaledwie rok temu, w lutym 2013.
Partia Demokratyczna ma nowego lidera, który od trzech miesięcy jest również premierem Włoch. Młody, zaledwie 39-letni Matteo Renzi uskrzydlił włoską lewicę demokratyczną, zyskującą coraz większe zaufanie i poparcie wyborców. Stał się nadzieją na realne, choć powolne zmiany i stabilizację kraju. Ci, którzy wierzą, że od euro nie ma odwrotu i że Włochy oraz Europa wyjdą wreszcie z kryzysu, w nadchodzących wyborach oddadzą głos właśnie na PD.
Prawica rządzona blisko dwadzieścia lat przez Silvia Berlusconiego jest dziś rozbita i zdezorientowana po tym, jak ostateczny wyrok za oszustwa podatkowe uniemożliwił magnatowi telewizyjnemu skorzystanie z czynnego prawa wyborczego. Zamiast kandydować na pierwszym miejscu listy wyborczej do Europarlamentu, 77-letni Berlusconi musi się teraz poddać resocjalizacji, pracując w domu opieki społecznej dla osób starszych.
Pośrodku pojawił się 66-letni Beppe Grillo i jego Ruch Pięciu Gwiazd. Tak jak przed rokiem w wyborach parlamentarnych, tak i w tych europejskich – partia komika, który stał się politykiem, stanowi największą niewiadomą. „Grillowcy” jak magnes przyciągają do siebie wszystkich niezadowolonych, sfrustrowanych, zdesperowanych – czyli zarówno lewicowych, jak i prawicowych wyborców, którzy mają dość kryzysu, tradycyjnej polityki zmieniającej tylko twarze, biurokratycznej Unii Europejskiej zmuszającej Włochów do zaciskania pasa i przypominającej o ich gigantycznym długu publicznym, a przede wszystkim euro. Wspólna europejska waluta stała się we Włoszech prawdziwym kozłem ofiarnym. Partia Grilla nie stoi po żadnej stronie sceny politycznej i także po wejściu do Parlamentu Europejskiego chce mieć wolne rące.
Typową prawicową antyeuropejską retorykę, i to w duchu ksenofobicznym, prezentuje już od lat Liga Północna. Liga należy w PE do frakcji Europa Wolności i Demokracji, której przewodzi znany brytyjski polityk Nigel Farage. Program Ligi, założonej przez Umberta Bossiego w 1989 roku, niewiele się zmienia, choć zmieniają się jej przywódcy – aktualnie jest nim Matteo Salvini. Partia deklaruje niechęć wobec traktatu lizbońskiego. Popiera włoskie ruchy secesjonistyczne, które chcą rozdziału Północy od Południa i utworzenia Wolnej Padanii, a od euro wolałaby własną padańską walutę. Liga walczy również z nielegalną imigracją. Cała jej kampania wyborcza opiera się na zatrzymaniu operacji humanitarnej Mare Nostrum, prowadzonej przez włoską Marynarkę Wojenną i mającą w praktyce na celu ratowanie imigrantów tonących w Cieśninie Sycylijskiej. Problem, z którym Unia Europejska pozostawiła nadal Włochy całkowicie same.
Prawdziwym fenomenem tych wyborów europejskich miała być Inna Europa z Tsiprasem – włoska lista popierająca kandydaturę greckiego polityka Aleksisa Tsiprasa na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Inna Europa z Tsiprasem połączyła we Włoszech wszystkie ugrupowania skrajnie lewicowe, od byłych komunistów po radykalnych antyglobalistów oraz Zielonych. Lista wyborcza powstała 17 stycznia 2014 roku w konsekwencji listu otwartego opublikowanego w historycznej lewicowej gazecie „Il Manifesto”, podpisanego przez włoskich intelektualistów. Program polityczny Innej Europy przewiduje rewizję paktu fiskalnego i opodatkowanie transakcji finansowych, kładzie też nacisk na ekologię. Choć wystawiła znanych we Włoszech kandydatów (np. Barbarę Spinelli, Giulianę Sgrenę, Moniego Ovadię, Curzia Maltese, Lucę Casariniego) i otrzymała poparcie wielu osobistości ze świata polityki i kultury, włoscy lewicowi wyborcy preferują bardziej radykalnego Grillo.
Ostatecznie o sukcesie lub porażce włoskich eurosceptyków przesądzą niezdecydowani, którzy w ostatnim momencie pójdą do urn.
Zapowiada się niska frekwencja
Jednym z najpoważniejszych wskaźników eurosceptyzmu Włochów są sondaże dotyczące frekwencji w nadchodzących eurowyborach – może się ona wahać od 58% do 49%. Oznacza to, że blisko połowa mieszkańców Italii woli pojechać 25 maja za miasto, niż udać się do urn. Tak niskiego zainteresowania przyszłością UE jeszcze nigdy nie odnotowano.
Z kolei sondaże dotyczące preferencji wyborców mogą okazać się mylne, a w niektórych przypadkach nawet zgubne – zwłaszcza że są wykonywane przez różne instytuty badania opinii publicznej i ich wyniki różnią się od siebie. Według badań IPSOS, jednego z najbardziej popularnych włoskich instytutów, przeprowadzonego na dwa tygodnie przed wyborami (prawo włoskie przewiduje 14-dniową ciszę przedwyborczą), Partia Demokratyczna uzyskałaby 33,8%, Ruch Pięciu Gwiazd – 23%, Naprzód Włochy (nowa-stara partia Berlusconiego) – 19,5%, koalicja nowej centroprawicy, która opuściła Berlusconiego – 6,4%, Liga Północna – 5,5%, koalicja Prawicy Narodowej – 4%, a Inna Europa z Tsiprasem zaledwie 3%, co nie pozwoliłoby jej przekroczyć progu wyborczego. IPSOS szacuje, że Włochów, którzy nie zdecydowali jeszcze, na kogo zagłosują, jest 11,2%.
Tuż przed zamknięciem sondaży pojawiły się jednak też badania oceniające, że Partia Demokratyczna osiąga nawet 38%, oraz takie, które wskazywały, że Grillo dogania Renziego, a wręcz go prześciga. W tej sytuacji trudno się dziwić, że im bliżej wyborów, tym głośniej we Włoszech się krzyczy, obraża i wyśmiewa przeciwników.
Grillo idzie jak burza
„Jak wygramy wybory do Europarlamentu, to podrzemy pakt fiskalny przed nosem Merkel!”, obiecuje Beppe Grillo na każdym wiecu, odgrażając się, że Włochy wyjdą z unii walutowej i wprowadzą walutę narodową. „Skazańcy do więzienia, a nie do domu starców!” – tak z kolei lider Ruchu Pięciu Gwiazd wyzłośliwia się pod adresem Berlusconiego. Beppo nazywa go też „karłem politycznym”. Najwięcej jadu wypluwa jednak na obecnego premiera: „Renzi jest chory i niebezpieczny, jak wszyscy synowie bankierów i masonów. To dziecko Trojki”. To właśnie nowy „premier w krótkich spodenkach” – a nie stary „premier bunga-bunga” – stał się jego największym politycznym wrogiem.

„Okropny potwór krąży po Europie. Kto miał z nim do czynienia, skończył w ubóstwie. Całe narody stały się dłużnikami jednego banku – EBC. Jak nie płacisz, zamiast bossa mafijnego haracz pobiera Trojka. Europa polityczna stała się koszmarem finansowym. O naszym życiu decydują inni. To Europa surrealistyczna, śmieszna, nie do zniesienia” – takie było przesłanie kilku płatnych przedstawień o Unii Europejskiej, które w kwietniu komik z Genui dał w największych włoskich miastach. W ten sposób rozpoczęła się kampania Ruchu Pięciu Gwiazd do Parlamentu Europejskiego. Towarzyszyły jej uliczne wiece, na których Grillo krzyczał już za darmo. Przyniosło to efekty – dziś ponad 40% Włochów uważa, że zbiednieli własnie przez euro i że powinni wrócić do waluty narodowej, aby odzyskać „niepodległość” finansową, która pozwoliłaby im drukować pieniądze, nie przejmując się inflacją i nadal zaciągać kredyty. Grillo nie jest jednak pierwszy – o wyjściu ze strefy euro zaczął mówić Berlusconi, wyczuwając nastroje swoich rodaków.
Nawyraźniej Włosi już nie pamiętają, jak sami wprowadzili euro – od 1 stycznia 2002 roku praktycznie zrównując z nową monetą stare 1000 lirów i podwajając ceny. Nikt też nie mówi o tym, że wielki włoski przemysł prywatny był przez lata finansowany przez państwo, które zadłużało w tym celu swoich obywateli. Włosi wolą przeklinać euro.
Renzi wiele obiecuje, ale czy dotrzyma słowa?
Najmłodszy szef rządu w historii Włoch też ma ostry język: „Grillo to populista i szakal demokracji! Berlusconi i Grillo to dwie strony tego samego medalu. Garstka eurosceptyków może wejść do PE, ale oprócz kilku happeningów nic nie zrobi”.
Po raz pierwszy w Italii pojawił się lider lewicy, który potrafi sprostać Berlusconiemu pod względem medialnym. I nie tylko.
Matteo Renzi wiele obiecuje – na przykład podwyżkę 80 euro na miesiąc, która w dzień po wyborach ma trafić do kieszeni 10 milionów włoskich pracowników, a w przyszłości ma dotyczyć także osób zatrudnionych na umowy tymczasowe, umowy śmieciowe, emerytów, a nawet bezrobotnych. Skąd weźmie na to pieniądze i czy wystarczą one na pokrycie obietnic przedwyborczych – okaże się po wyborach. Batalia pomiędzy komikiem z Genui i „idiotą z Florencji” (jak Renziego nazywa ten pierwszy, używając neologizmu „ebetino di Firenze”), tocząca się najczęściej na Twitterze lub na blogu Beppe Grillo, dotyczy wielu włoskich problemów: od poważnych rozrób na stadionach i przed meczami piłkarskimi do nowej wielkiej afery korupcyjnej dotyczącej Expo 2015 w Mediolanie, w którą są zamieszani menadżerzy państwowej spółki kierującej pracami.

Nie można zrozumieć surrealistycznej atmosfery we Włoszech przed wyborami europejskimi, jeśli nie nie zrozumie się, jakiego dna sięgnął ten kraj w ostatnich latach. Co prawda agencje ratingowe Fitch i Moody’s potwierdziły w ostatnich miesiącach, że recesja we Włoszech się skończyła, ale ISTAT – włoski główny urząd statystyczny – ochłodził 15 maja wszelki entuzjazm. W porównaniu z sytuacją sprzed sześciu lat włoskie PKB zmalało o 9,2%, a PKB per capita o 11,5% – czyli Włosi stali się ubożsi o 2900 euro na głowę, wracając do stanu zamożności z 1996 roku. Produkcja przemysłowa spadła o 24,6%, do poziomu z 1986. We Włoszech upadło 9 tysięcy przedsiębiorstw liczących ponad pięćdziesiąt lat działalności. Oznacza to, że jedna na cztery z historycznych firm musiała zwolnić pracowników. Przeciętna włoska rodzina wydaje na podstawowe potrzeby mniej o 5037 euro.
Bezrobotnych jest już 7,3 miliona – dwa razy więcej niż sześć lat temu. 53% młodych ludzi pracuje na umowach śmieciowych, a 42,3% w ogóle nie ma pracy. Podwoiła się również liczba ubogich, których jest dziś aż 4,8 mln.
Włochy pobiły absolutny rekord długu publicznego – wynosi on ponad 2 biliony euro i w pierwszym semestrze 2014 roku wzrósł do 130,8% PKB. Pomimo wysiłków nowego premiera, ocenianych pozytywnie w Brukseli, włoski rząd będzie miał trudności z ustaleniem deficytu budżetowego na poziomie 2,9%, zgodnie z wymogami Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego. Nie ma szans na to, aby Włochy spełniły wszystkie wymogi paktu fiskalnego. Premier Renzi chce go renegocjować, Grillo – zwyczajnie podrzeć.
Biedni Włosi przed eurowyborami powtarzają jedno: Maledetto euro!
Agnieszka Zakrzewicz – dziennikarka, mieszka w Rzymie. Nakładem wydawnictwa Czarna Owca ukazały się dwa tomy jej krytycznych rozmów o współczesnym Kościele katolickim, „Głosy spoza chóru” i „Watykański labirynt”.
Czytaj także:
Kampania w Hiszpanii: Nadejdzie Europejska Wiosna?
Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych




















Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.