I użyć tej złości w starciu z tymi, którzy mogą coś zmienić. Rozmowa z Willem McCallumem z brytyjskiego Greenpeace’u, autorem książki „Jak zerwać z plastikiem. Zmień świat na lepsze, rezygnując z plastiku krok po kroku”.
Olga Wróbel: W brytyjskim oddziale Greenpeace’u kierujesz działaniami na rzecz ochrony oceanów, dlatego spodziewam się, że twoja odpowiedź będzie koncentrowała się wokół nich, ale… Jakie jest dziś najpoważniejsze wyzwanie dla ekologów?
Will McCallum: Zmiany klimatyczne. Z badań naukowych wynika bardzo jasno – jeżeli ich nie powstrzymamy, inne działania nie mają zbyt wiele sensu. Natomiast oceany chronią nas przed natychmiastowym odczuwaniem tych zmian, są swoistym buforem. Dlatego utrzymanie ich w równowadze i dobrostanie jest bardzo istotnie. Im lepiej działają ekosystemy oceanów, tym lepiej dla nas. To jest jedna z przyczyn, dla których warto przyjrzeć się plastikowi. Następne w kolejności jest wymieranie gatunków i utrata bioróżnorodności – tutaj plastik jest oczywistym winowajcą. Przyczynia się do wymierania dosłownie – wystarczy spojrzeć na zaplątane w torebki zwierzęta, często należące do zagrożonych gatunków – ale także pośrednio, zatruwając łańcuchy pokarmowe i wpływając na zachowanie zwierząt. Dlatego walka z plastikiem jest istotna.
Zadałam to pytanie, bo ogrom ponurych wieści przytłacza. Ludzie mają wrażenie, że można już co najwyżej szykować prowiant do schronu. Tymczasem redukcja zużycia plastiku wydaje się opcją dostępną dla każdego.
Oczywiście – i w ten sposób możemy mieć poczucie sprawczości, uczestniczymy w rozwiązywaniu o wiele większego problemu. Rezygnacja z plastiku naprawdę robi różnicę, to działanie jest widoczne i może dlatego stanowi inspirację dla ludzi, krok ku dalszemu zaangażowaniu. Mam nadzieję, że taką inspiracją jest też moja książka, że dzięki niej ludzie zmienią coś w swoim codziennym życiu, ale także zaczną w szerszej perspektywie myśleć o ochronie środowiska i o tym, że nasz styl życia generalnie nie służy Ziemi i niekoniecznie jest dobry dla nas. Weźmy na przykład fast-foodowe jedzenie na wynos. Jego zamawianie wiąże się z produkowaniem góry śmieci, głównie plastiku jednorazowego użytku. To ten oczywisty problem – ale to jedzenie rzadko jest też zdrowe. Zwracając uwagę ludzi na plastik, możemy zmienić też ich przyzwyczajenia żywieniowe na lepsze.
W służbie społeczeństwu, czyli słów kilka o mikrodziałaniach
czytaj także
Czy jednostkowe wybory naprawdę mogą przyczynić się do globalnej zmiany, czy chodzi o to, żeby ludzie zainteresowali się chociaż trochę ekologią?
Chyba właśnie dlatego zdecydowałem, że zajmę się plastikiem – bo widać tu realny związek pomiędzy przedmiotem, który trzymasz w dłoni, a tym, co potem widać na plażach. Nie wiadomo, czy ta konkretna butelka wyląduje na którymś z wybrzeży, ale to bardzo prawdopodobne. Najlepiej więc z niej zrezygnować – to może nie uratuje świata, ale z pewnością ma znaczenie. Ważne jest też to, o czym piszę w drugiej części książki. Jako jednostki podejmujemy konsumenckie decyzje, ale mamy też głos i możemy go użyć, żeby wywierać wpływ na tych, którzy rządzą: na polityków, prezesów firm. Wywierajmy presję, łączmy się w grupy nacisku. Połowa działań może odbywać się na poziomie gospodarstwa domowego, ale równie ważna jest druga cześć: wychodzenie do ludzi, rozmawianie, przekonywanie, pikietowanie, pisanie i podpisywanie petycji.
czytaj także
Wspomniałeś o plażach – jak to się właściwie dzieje, że te wszystkie śmieci na nich lądują?
Na kilka sposobów. Po pierwsze – zwykłe śmiecenie. Jesz lody plastikową łyżeczką i nie trafiasz nią do kosza albo zostawiasz ją na stoliku i wiatr zdmuchuje ją do rzeki, rzeką łyżeczka spływa do morza i dalej. Naprawdę sporo plastiku trafia do oceanu właśnie takim sposobem.
Jako jednostki podejmujemy konsumenckie decyzje, ale mamy też głos i możemy go użyć, żeby wywierać wpływ na tych, którzy rządzą: na polityków, prezesów firm.
Po drugie, możesz wrzucić ją do recyclingu, jak trzeba, ale te odpady nie będą właściwie przetworzone. Mogą zostać sprzedane do innego kraju albo trafić na niezabezpieczone wysypisko w pobliżu morza. Jest jeszcze jedna droga, o której myślimy najrzadziej, czyli mikorowłókna syntetyczne, które podczas prania ubrań trafiają bezpośrednio do wody i razem z nią płyną dalej.
Kiedy plastik znajdzie się już w morzu, może skończyć gdziekolwiek. Takim sposobem łyżeczka, którą jesz lody w Warszawie, ma szansę trafić do Pacyfiku lub na Antarktydę.
Czy istnieje skuteczny sposób na pozbycie się plastiku z oceanów?
Są ludzie, którzy nad tym pracują, a ich pomysły są naprawdę niesamowite. Obawiam się jednak, że szukając sposobu na sprzątanie, unikamy spojrzenia problemowi w twarz. Kiedy z wanny zaczyna lać się woda, nie biegniesz po mopa, żeby wycierać podłogę, tylko najpierw zakręcasz kran. Mam nadzieję, że właśnie to zrozumieją moi czytelnicy. Musimy zakręcić kran, zanim zaczniemy myśleć o sprzątaniu, bo inaczej praca nie ma sensu. W przyszłości rozwiązania pomagające usunąć plastik z oceanu będą niezbędne, ale na razie wolałbym, żeby więcej energii zostało skierowane w stronę znaczącego ograniczenia zużycia plastiku.
Ale nie chcę twierdzić, że praca wielu fantastycznych aktywistów pozbawiona jest sensu! W książce opisuję na przykład działającego w Indiach Afroza Shaha. Jeżeli twoje umiejętności pozwalają ci opracować sposób na sprzątanie plaż, jeżeli umiesz zaangażować w to ludzi czy na masz pomysł na przetwarzanie plastikowych odpadków – rób to, koniecznie.
czytaj także
Wrócę jeszcze na chwilę do pojedynczego śmiecia dryfującego w wodzie. Czy jest jakiś sposób, żeby poddać go upcyclingowi?
Są sposoby, żeby z plastikowych śmieci robić płytki podłogowe, ubrania czy buty. Ale nie powinniśmy udawać, że to właśnie jest rozwiązanie problemu.
Czyli nie mogę ze spokojnym sumieniem wrzucić butelki po wodzie do rzeki, bo ktoś przerobi ją na tenisówki?
Niestety. Poza tym ile osób kupi i włoży takie buty? Podkreślam: tak niczego nie zmienimy.
Piszesz dużo o ciężarze, jaki spoczywa na świadomych konsumentach. Robimy, co możemy, ale to nadal kropla w morzu. Można zostać wegetarianinem, ale lepszy jest weganizm. Można segregować śmieci, ale trzeba też zrezygnować z plastiku. A jest jeszcze olej palmowy, egzotyczne owoce, ślad węglowy…
…i nagle przygniata cię ciężar troski o cały świat. Zawsze jest coś jeszcze, co można i należy robić. Dlatego piszę też, że indywidualna zmiana to zdecydowanie za mało. Namawiam ludzi do wyjścia poza cztery ściany, do włączania się w kampanie, do organizowania protestów.
Nie wiem, jak jest w Polsce, ale przypuszczam, że wasz kraj nie różni się w tym przypadku od Anglii – nie da się zrobić zakupów w lokalnym markecie i wrócić do domu bez plastikowych opakowań. Nie da się kupować online, unikając plastikowych kopert kurierskich, folii bąbelkowej, etykiet. Wprawdzie w książce poświęcam dużo miejsca temu, jak ograniczyć zużycie plastiku, daję wskazówki i pokazuję sprytne rozwiązania, ale jeżeli chcesz prowadzić życie całkowicie wolne od plastiku, musisz mieś sporo czasu i pieniędzy. To nieuczciwe i nie powinno tak działać. Rządy i rozmaite przedsiębiorstwa bardzo długo umywały ręce, twierdząc bez żenady, że kryzys śmieciowy to wina ludzi – przecież to oni śmiecą, kto inny? Ale dwa–trzy ostatnie lata to okres zmiany. Ludzie mają dość i wreszcie mówią to głośno: to nie my jesteśmy odpowiedzialni. Jeżeli nie możemy normalnie żyć bez produkowania nierozkładających się śmieci, to rząd powinien szukać rozwiązań, na przykład wprowadzić regulacje skłaniające firmy do innego pakowania produktów.
Ludzie czują się winni – jeżeli w pewnych kręgach wrzucisz na facebooka zdjęcie, na którym pijesz coś przez słomkę, możesz spodziewać się „przyjacielskich” upomnień.
Pisząc książkę, wyobrażałem sobie dwie grupy odbiorców spośród moich znajomych – tych, którzy nie mają zbyt wiele pieniędzy, i tych, którzy mają małe dzieci. Tak myślałem o proponowanych przeze mnie rozwiązaniach – jeżeli nie są dobre dla nich, to nie są dobre dla nikogo i nie sprawdzą się w skali społeczeństwa. Poza tym każdy może zrobić trochę – jeżeli ograniczysz zużycie plastiku o połowę, to zawsze więcej niż nic. Warto to zrobić. A zamiast dać się wmanewrować w poczucie winy lepiej porządnie się wkurzyć – i użyć tej złości w starciu z tymi, którzy mogą coś zmienić. Negatywne emocje mogą być niezłą motywacją do działania.
czytaj także
No właśnie, piszesz uczciwie, że styl życia jest warunkowany dochodami.
Ekologia nie powinna być elitarnym hobby. To droga donikąd. Jeżeli masz pieniądze i czas na zero waste, świetnie. Ale świat nie zmieni się dzięki działaniu grupy zamożnych ludzi, dysponujących czasem. Czas i pieniądze są zawsze ze sobą powiązane. Często powtarza się, że niekoniecznie – przy okazji rezygnowania z plastiku możesz zaoszczędzić, więc to świetne rozwiązanie dla mniej uprzywilejowanych. Możesz kupować produkty w większych opakowaniach albo hurtem, a do pracy zabierać własnoręcznie przygotowany lunch zamiast kupować coś na plastikowej tacce. To będzie kosztowało mniej. Ale na takie działania potrzebujesz więcej czasu. Ludzie niezamożni często go nie mają. I koło się zamyka.
Zastanawiałam się nad tym, czy korzystanie z produktów jednorazowych nie kojarzy się nam także – paradoksalnie – z luksusem. W Polsce przez lata wszystkiego brakowało, zdobytych sprzętów używało się w nieskończoność. Dziś mogę kupić sobie wszystko, szybko i niedrogo, a spacerowanie po mieście z kawą w jednorazowym kubku ma charakter aspiracyjny – jestem zajętą profesjonalistką, piję moją kawę w biegu! I nagle przychodzą ekolodzy i mówią: nie, koniec, to jest złe. To się ludziom średnio podoba.
Ekologia nie powinna być elitarnym hobby. To droga donikąd. Świat nie zmieni się dzięki działaniu grupy zamożnych ludzi, dysponujących czasem.
Rozumiem, ale staram się na to patrzeć szerzej. Wszystkim nam zdarzyło się trafić na zaśmieconą plażę czy do zamienionego w wysypisko lasu. To po prostu widać – i dlatego być może plastik przebił się do masowej świadomości, bo jest namacalny i konkretny, w odróżnieniu od zmian klimatu czy kampanii na rzecz oszczędzania energii. Wydaje się, że jest w nas wszystkich jakaś cząstka, którą obchodzi piękno świata i która chce zachować je dla kolejnych pokoleń.
Natomiast rozumiem, że rezygnowanie z kolejnych wygód nie jest szczególnie atrakcyjne. Dlatego wielkim wyzwaniem dla mnie i ludzi z organizacji ekologicznych jest pokazanie, że życie bez plastiku może być przyjemnością, a nie pasmem ponurych wyrzeczeń i męczarni. Pokażmy, że właśnie do tego warto dążyć. Na przykład jedzenie w biegu. Wiemy z całą pewnością, że zdrowiej jest usiąść i zjeść spokojnie posiłek niż brać coś na wynos i konsumować w biurze nad klawiaturą. Plastik umożliwia nam wybranie gorszej dla nas opcji. Jeżeli trochę przystopujemy, uratujemy nie tylko wieloryby, ale także siebie. Czasami wystarczą proste sztuczki, jak tabliczka w kawiarni: „Hej, może usiądziesz?”. Udowodniono, że takie tabliczki często spełniają swoją funkcję. Ale niezbędne jest też nakłonienie do działania rządów i korporacji.
Bińczyk: Ludzkość jest dziś jednocześnie supersprawcza i bezradna!
czytaj także
Chciałabym zobaczyć rząd wzywający obywateli do ograniczenia konsumpcji.
W kontekście Polski przyszedł mi do głowy przykład rodzinny – mój dziadek, który przeżył wojnę. Jego pokolenie miało na początku bardzo niewiele, doświadczyło racjonowania żywności, paliwa i tak dalej. Kiedy sytuacja gospodarcza się polepszyła, uznali, że teraz ich kolej, żeby oddać się beztroskiej konsumpcji. Ostatnie święta spędziłem właśnie u dziadka – każda potrawa była kupiona gotowa, każda zapakowana w plastik. Dziadek był szczęśliwy, dla niego postawienie na stół takich dań oznaczało, że w domu dobrze się powodzi, nikt nie musiał stać w kuchni. Jest to więc także wyzwanie na poziomie marketingu i PR-u, żeby nie mówić ludziom „Robicie źle, plastik to zło”, ale zareklamować w sposób maksymalnie atrakcyjny zdrowe, niegenerujące śmieci alternatywy – i wyeliminować plastik tą metodą.
A jak rozpoznać greenwashing, czyli strategię pozwalającą firmom reklamować swoje produkty jako pozornie przyjazne środowisku? W Polsce mieliśmy ostatnio dość spektakularny przykład podróżniczki próbującej przekonać ludzi, że plastikowe butelki są lepsze dla środowiska niż te ze szkła. Mało kto dał się na to nabrać.
Tak, bioplastik to jeden ze sztandarowych przykładów greenwashingu. Ludzie są tego coraz bardziej świadomi, ale musimy cały czas pozostawać czujni. Firmom nie zależy na zmianach i ograniczeniach, bo to pociąga za sobą koszty i komplikacje. Łatwiej powiedzieć: „Hej, jest dobrze, wynaleźliśmy bezpieczny plastik, kupujcie, ile chcecie”. Gwarantuję, że nie ma możliwości, żeby tak to działało. Jeżeli rzeczywiście pojawia się nowy materiał, to wraz z nim pojawiają się nowe problemy i zagrożenia dla środowiska. Problemem jest nadmiar i jednorazowość. Używamy czegoś raz i wyrzucamy. Jedyna droga to ograniczenie produkcji i konsumpcji.
czytaj także
Mówisz o plastiku jednorazowego użycia. A co z plastikiem w ogóle? Siedzimy teraz oboje na plastikowych krzesłach. Czy z nich też powinniśmy zrezygnować na rzecz drewnianych?
To mnie mniej martwi. W gruncie rzeczy plastik to wspaniałe tworzywo: jest tani, bezpieczny w użyciu, łatwo utrzymać go w czystości, no i jest trwały, co stanowi właśnie część problemu, kiedy trafi nie tam, gdzie powinien. Jak najbardziej możemy go używać. Problemem są produkty jednorazowe.
Wiele osób rezygnuje z segregowania odpadów – „ja się męczę, a potem i tak wszystko trafia do jednego kontenera”. Czy myślisz, że ludzie wierzą w ekologię i jej systemowe wcielenia?
Nie, myślę że nie, i trudno im się dziwić, bo to wszystko jest mało przejrzyste. Kto naprawdę umie segregować śmieci? Kto potrafi czytać etykiety? Zleciłem kiedyś badanie, które miało to sprawdzić. Zdecydowana większość biorących w nim udział nie potrafiła poprawnie posortować śmieci na podstawie dostarczanych im informacji. Do zeszłego roku większość Brytyjczyków nie miała też pojęcia o zjawisku eksportowania śmieci do innych krajów – jak Polska – w których odpady po prostu się pali albo składuje byle jak.
Tak, w Polsce też się nieco zdziwiliśmy po serii pożarów wysypisk.
Wcześniej śmieci trafiały do Chin, ale Chiny zdecydowały, że więcej nie będą ich przyjmować. Nie ma problemu, są inne kraje. Polska, Malezja, Wietnam… Kiedy Polska nie będzie chciała naszych odpadów, może wyślemy je gdzieś do Afryki? Takie działania poważnie podkopują zaufanie ludzi do rządów i całego procesu segregowania odpadów. Odzyskanie go to naprawdę trudna robota.
czytaj także
No dobrze, powiedzmy że my przestaniemy podpalać wysypiska, ale co z takimi krajami jak Chiny, które potrafią samodzielnie zmienić klimat za sprawą emisji zanieczyszczeń? Czy ekologiczne działania w krajach rozwiniętych mają szansę powstrzymać globalną katastrofę?
To argument, który bardzo często słyszę z ust polityków. „Staramy się, ale rzeki w południowo-wschodniej Azji są tak zanieczyszczone, że i tak wszystko na nic, bo śmieci trafiają do oceanów”. Ale mówiłem już, że po pierwsze, śmieci stąd z łatwością mogą znaleźć się gdziekolwiek: przypadkiem albo za sprawą eksportu odpadów. Skoro wysyłamy swoje śmieci do innych krajów, to ich infrastruktura przetwarzania odpadów nie da rady zająć się śmieciami produkowanymi na miejscu, bo jest zapchana naszymi. Czyli znowu: nie jesteśmy tacy niewinni. Poza tym firmy i korporacje, które produkują te śmieci, mają swoje siedziby w Europie i w Stanach. I dlatego powinniśmy protestować właśnie tu, gdzie będą nas dobrze słyszeć. Niech przestaną wytwarzać odpady, które zasypią rzeki daleko od naszych oczu.
Czy znasz przykłady takich protestów, które przyniosły wymierne skutki?
Hm, co można tu przywołać? Coca-Cola, która jest największym producentem napojów gazowanych na świecie i rocznie wypuszcza na rynek sto dwadzieścia miliardów butelek, zobowiązała się do odzyskania każdej z nich – właśnie na skutek prowadzonych przeciwko polityce firmy protestów. Nie wiemy wprawdzie, jak zamierzają to zrobić, ale to oświadczenie jest pierwszym krokiem we właściwym kierunku. Tesco do końca 2019 roku zamierza wycofać ze swoich półek produkty opakowane w plastik, którego nie da się przetworzyć.
Na całym świecie czy tylko w Wielkiej Brytanii?
Musiałbym to sprawdzić, ale raczej na całym świecie. Jesteśmy w szczególnym momencie, kiedy globalne korporacje wydają się reagować na żądania klientów. Zatrzaśnięte do tej pory drzwi odrobinę się otworzyły, musimy teraz pracować nad poszerzeniem wejścia.
Ale to, co powiedziałeś, wygląda właśnie na klasyczny greenwashing. Teraz mogę dalej pić colę z butelki i myśleć: „Ale fajnie, nie robię nic złego, bo oni tę butelkę odzyskają, jaka odpowiedzialna firma!”. W Polsce było też jakiś czas temu głośno o tym, że Tesco rezygnuje z jajek z chowu klatkowego – ale potem okazało się, że owszem, w Wielkiej Brytanii. A w Polsce zamierzają je wycofać dopiero w 2025 roku.
No tak, to rzeczywiście wygląda jak greenwashing.
Wracając jeszcze do śmieci: czy możemy sprawdzić, co się z nimi dzieje po tym, jak wrzucimy je do odpowiednich kontenerów?
W tej chwili niestety nie. To jeden z głównych postulatów Greenpeace wobec firm – przejrzystość. Zacząłem uczestniczyć w negocjacjach na ten temat w 2015 roku. Wystosowaliśmy zapytanie do kierownika odpowiedniego działu Danone: ile plastiku zużywacie? Nie miał pojęcia. Zapytaliśmy o to samo Nestlé – nie mieli pojęcia. Po dwóch latach te dane są dostępne. Wiemy, ile plastiku zużywają, jakiego rodzaju jest to plastik, znamy zużycie w poszczególnych krajach. Dwa–trzy ostatnie lata to czas poważnej zmiany. Teraz musimy się jeszcze dowiedzieć, jak ten plastik przetwarzają i czy to w ogóle robią.
Czy firmy mają obowiązek udostępniać te dane?
Nie, opiera się to na dobrowolnie podpisanych porozumieniach. Musimy dopilnować, żeby je respektowano. Na stronie brytyjskiego Greenpeace’u można zapoznać się z danymi, które zebraliśmy, a także z raportem na temat zużycia plastiku przez największe światowe firmy. W 2019 roku czekają nas wybory do europarlamentu, to doskonała okazja, żeby lobbować za wprowadzeniem pilnych regulacji: na przykład za zakazem stosowania mikrogranulek i rozpisaniem na konkretne lata procesu wycofywania ich z rynku.
czytaj także
Znamy zasadę „trzy R”: reduce, reuse, recycle (zredukuj, użyj ponownie, przetórz). Dopisujesz do tego czwarte r: refuse (odmów).
Tak, i myślę, że czwarte R jest obecnie najważniejsze, ponieważ daje nam siłę. Odzyskujemy sprawczość, mamy wpływ na to, co się dzieje. Możemy powiedzieć: nie, wystarczy, nie chcę więcej. Włączenie się w globalny ruch odnowy to bardzo istotne działanie i namawiam wszystkich do jego podjęcia.
**
Will McCallum od trzech lat aktywnie angażuje się w walkę z plastikiem, kierując działaniami na rzecz ochrony oceanów w brytyjskim oddziale Greenpeace’u. Nadzoruje międzynarodową kampanię, której celem jest ustanowienie największego na świecie obszaru chronionego na Oceanie Antarktycznym. Jego książka Jak zerwać z plastikiem. Zmień świat na lepsze, rezygnując z plastiku krok po kroku ukazała się w 2018 roku nakładem wydawnictwa Insignis w przekładzie Katarzyny Dudzik.