Świat

Ukraina pokazuje, że bezpieczeństwa nie liczy się liczbą czołgów

Jeśli dziś w Polsce politycy na serio chcą się zajmować naszym bezpieczeństwem, powinni wyciągnąć wnioski z najnowszej publikacji Fundacji Batorego, poświęconej społecznej odporności w kontekście wojny w Ukrainie.

„Moja rada dla zachodnich społeczeństw: wasze państwa stworzone na spokojne i dobre czasy nie dadzą sobie rady z tymi nadzwyczajnymi wyzwaniami. Warto zapoznać się z ukraińskim doświadczeniem i zawczasu zacząć przygotowania” – pisze przedsiębiorca i działacz społeczny Wałerij Pekar w analizie społeczeństwa obywatelskiego w Ukrainie. Stanowi ona część nowej publikacji Fundacji Batorego Odporność i solidarność. Ukraińskie społeczeństwo wobec wojny.

O bezpieczeństwie mówi się w polityce dużo, o odporności – nadal za mało. Słuchamy więc o czołgach, samolotach i potrzebie licznej armii, a niewiele albo wcale o organizacjach społecznych, wolontariuszach, samoorganizacji, współpracy z biznesem, a nawet o kulturze. Przykład Ukrainy i działań poza frontem, które pozwalają jej się bronić i które składają się na odporność, powinien być dla nas inspiracją.

Odporność is a new black

Odporność (ang. resilience) bada się od lat. Wojna w Ukrainie każe przemyśleć część wniosków teoretycznych. Drastycznie upraszczając: w czasach spokoju można szacować, ile państwo ma wojska, instytucji i struktur odpowiedzialnych za obronę, można liczyć czołgi, schrony, szacować wytrzymałość sieci energetycznych – ale czy (i jak) da się sprawdzić, na ile gotowe przetrwać kryzys jest społeczeństwo?

Wyznaczniki tak rozumianej rezyliencji przybliża kierowniczka ukraińskiego Działu Planowania Strategicznego Centrum Studiów nad Bezpieczeństwem, Olha Reznikowa. „[…] nie mniejsze znaczenie mają takie elementy, jak odporność społeczna, motywacja ludzi, ich zdolność do adaptacji w trudnych warunkach, a także efektywnej współpracy z organami władzy w celu pokonania zagrożenia i jego skutków”.

Jak doświadczenie Ukrainy ma się do dzisiejszej sytuacji w Polsce? Dlaczego warto sięgnąć po lekcję ukraińskiego społeczeństwa, nawet w przypadku, gdy Polska nie stanie się celem rosyjskiej agresji?

Żyjemy w czasach polikryzysu. Składają się na nie takie wydarzenia jak pandemia, przybycie setek tysięcy uchodźczyń z Ukrainy, wielka ubiegłoroczna powódź czy regularne i wyniszczające susze. „Taki mamy klimat”, cytując klasyczkę.

Niedawno Kaja Puto rozmawiała ze Stanisławem Brudnochem z Fundacji HumanDoc,  współautorem raportu Powódź 2024: Wnioski, doświadczenia i rekomendacje na przyszłość. Jak mówił ekspert, lekcją z powodzi powinno być włączenie lokalnych organizacji pozarządowych w system zarządzania kryzysowego. Brudnoch podkreślał także, że ważne jest wyznaczenie osób, które będą przeszkolone w zakresie zarządzania magazynami z darami czy koordynacji. Pamiętacie wypowiedź pokazywaną w mediach tuż po powodzi, w której młoda kobieta wzywała premiera Tuska, żeby pomógł, przysyłając kogoś, kto się zna na zarządzaniu kryzysowym i koordynacji działań? To właśnie jest odporność.

Lekcje z powodzi. Czy jesteśmy gotowi na kolejne klęski żywiołowe? [rozmowa]

Pandemii nie przewidzieliśmy, powodzi czy wojny w 2022 roku też nie. Kiedy nadszedł kataklizm, ludzie zaczęli się organizować – zanim antonowem przyleciały miliony bezużytecznych maseczek, ludzie sami je szyli, zanim państwo ogarnęło się z pomocą dla uchodźczyń z Ukrainy, pomagali ludzie i organizacje społeczne. Te nasze doświadczenia powinny nas nakłonić do przekonania się, że państwo bez społeczeństwa nie da rady i że warto uczyć się na przykładach, swoich oraz ukraińskich. Bo Ukraina ma dziś ogromną wiedzę, jak działać w czasach kryzysu.

Społeczeństwo obywatelskie jako pies zaprzęgowy, a nie stróżujący

Lekcje płynące z Ukrainy to m.in lekcja z Majdanu brzmiąca „jestem kroplą w oceanie”. Każdy i każda z nas jest częścią całości. Tę całość tworzą wspólnie państwo i jego instytucje oraz społeczeństwo, organizacje, biznes, ekipy wolontariackie, sieci połączeń między ludźmi.

W takiej sieci społeczeństwo obywatelskie to ważny aktor, który – jak pisze Wałerij Pekar – nie gra roli takiej, jak tradycyjnie jej przydzielono, czyli psa stróżującego, śledzącego działania władzy i szczekającego, gdy ta władza robi coś źle, tylko psa zaprzęgowego, który z innymi psami ciągnie sanie.

Społeczeństwo obywatelskie to np. fundacja Wróć żywym, która wspiera siły zbrojne Ukrainy i otrzymała pozwolenie na zakup i import towarów wojskowych. Dostarczają sprzęt dla saperów, snajperów, operatorów dronów czy paramedyków. To jest samoorganizacja, która współtworzy odporność.

Bendyk o Polsce 2030: Zielona transformacja będzie trwać. Zmieniają się słowa, ale nie cele

Pamiętam początek pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, kiedy szukałam kontaktów do zakupu kamizelek kuloodpornych. Kiedy zbieraliśmy pieniądze na wsparcie, kiedy pomagaliśmy jako Krytyka Polityczna w podróżach do Ukrainy osobom pomagającym. I pamiętam blokadę granicy związaną ze zbożem. Blokada granicy miała nie wpływać na transporty wojskowe i humanitarne, ale zapominamy, że część wsparcia obronnościowego i odpornościowego szła do Ukrainy prywatnymi kanałami.

Społeczeństwo obywatelskie Ukrainy doposaża armię, medycy-wolontariusze organizują ewakuację i pierwszą pomoc, społecznicy rozwijają innowacje na polu technologii wojskowych, walczą na polu wojny informacyjnej przeciwdziałając dezinformacji. To społeczeństwo obywatelskie angażuje się w dokumentowanie zbrodni wojennych popełnianych przez Rosję. Ponadto wspiera weteranów, uchodźców, którym pomogło w pierwszym etapie wojny w przemieszczaniu się, a potem w zapewniało pomoc medyczna, odzież, jedzenie.

Jest takie powiedzenie, że generałowie szykują się na wojny minione, czyli na te, które już znają. Jak przychodzą kryzysy i wojny nowe, to trzeba szukać nowych rozwiązań. I tu zareagowało społeczeństwo obywatelskie w Ukrainie. Wszyscy ci ludzie, którzy naprawiają samochody, sprzęt dla wojska i robią to obok systemu państwa. To jest – powtórzę – samoorganizacja, która współtworzy odporność.

Kultura jako element systemu bezpieczeństwa 

W Użhorodzie powstała kolejna księgarnia, która otworzyła się w ostatnich dwóch latach. W Odporności i solidarności pisze o tym pisarz i poeta Andrij Lubka. Można by zapytać: co mają kultura do wojny? Okazuje się, że dużo.

Przytoczę przykłady podawane przez Lubkę.

Rośnie popyt na bilety do teatru. 18 września 2024 rozpoczęła się sprzedaż na przedstawienie Konotopska wiedźma na podstawie ukraińskiego klasyka Hryhorija Kwitki-Osnowjanenki. Bilety wyprzedano w 13 minut. Zespół Okean Elzy bilety na swój koncert w Kijowie wyprzedał pięciokrotnie. Bilety nie były tanie, trwa wojna, a zespół wyprzedawał salę i dodawał nowy termin i znów wyprzedawał salę.

Rośnie również popyt na książki. „W drugim roku pełnoskalowej wojny o 73 proc. wzrosła liczba drukowanych publikacji i o 203 proc. zwiększyły się nakłady” – pisze Lubka. Tłumaczy, że „kultura przestała być rozrywką i (znowu) zajęła miejsce jednej z kluczowych sfer życia ludzkiego. Kultura pomaga ludziom nie oszaleć i w tym trudnym, tragicznym czasie przywraca poczucie godności, równoważąc czysto biologiczny instynkt przetrwania, którym przesiąknięta jest wojenna codzienność”.

Ukraina w czasie pełnoskalowej, czyli wielkiej wojny wprowadziła program bonu na książki dla osób, które skończyły 18 lat. Można kupić książki wydane w Ukrainie po ukraińsku. „W momencie, gdy Rosja bombarduje nasze drukarnie i próbuje zniszczyć naszą kulturę, jest to ważny element wsparcia” – tłumaczyły władze.

Czujecie? Ukraina została zaatakowana, ludzie walczą o życie, uciekają z kraju, nie wiedzą, jak będzie wyglądać ich przyszłość i jednocześnie chodzą do teatru, czytają, a władze wspierają czytelnictwo przez bon dla nastolatków, bo widzą, że kultura tworzy wspólnotę.  My mamy pokój, a wzrost poziomu uczestnictwa w kulturze nie wydaje się nikomu zbyt istotny.

Pamiętacie, jak w czasie powodzi w Polsce oglądaliśmy masowo serial Wielka woda? Szukaliśmy ukojenia w czasie tragicznych doniesień medialnych, czy może inspiracji, wiedzy, sięgaliśmy po doświadczenia, żeby się uspokoić i przekonać, że jest życie po wielkiej powodzi?

Państwo przewiązane sznurkiem i sklejone gumą do żucia. „Wielka woda” to historia naszej przyszłości?

Michał Sutowski pisał o serialu: „Jeden ze śmieszniejszych memów o Wielkiej wodzie był o tym, że widzowie pragną drugiego sezonu, tylko wrocławianie woleliby niekoniecznie. To jednak nieporozumienie, bo inspiracji do kolejnych opowieści o katastrofie społecznej nam nie zabraknie. Przez fakt, że państwo polskie po 1997 roku nauczyło się stawiać wyższe wały (choć tłumaczyła dr Tremer, że one są tylko na małe i średnie powodzie!), ale już niekoniecznie walczyć z suszą, tornadami, podtopieniami miast, no i blackoutem, filmowcom materiału nie zabraknie”.

Przywołuję ten dłuższy cytat, żeby pokazać, że katastrofy nas nie ominą, a wyciąganie z nich wniosków jest bardzo ważne. I żeby przypomnieć, że kultura opisuje kataklizmy, ale też pomaga budować wspólnoty. Choćby fakt, że oglądamy, czytamy to samo, rozmawiamy, mamy przestrzeń spotkań – jak teatr czy koncert – to wszystko może być elementem budowania relacji społecznych.

Ukraińcy i Ukrainki mają oczywiście wyjątkowe doświadczenie wojny, doświadczenie kradzieży dzieł sztuki, niszczenia instytucji kultury, śmierci twórców zabitych przez Rosjan oraz zaangażowania artystów w walkę o swój kraj. Nie zmienia to faktu, że w czasie kryzysu kultura reaguje i może być spoiwem dla społeczeństwa czy lokalnych społeczności.

Ludzie są odporni, jeśli są razem

„Suwerenem w Ukrainie nie jest prezydent czy oligarchia próbująca korumpować system władzy, tylko naród gotów w obronie swej podmiotowości wszczynać, gdy trzeba rewolucje” – pisze w cytowanej publikacji Edwin Bendyk, prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Kolejne rewolucje – pomarańczowa, godności – wzmocniły społeczeństwo i zbudowały sieci, które w czasie kryzysu wojennego okazały się kluczowe dla obronności kraju.

Jeśli dziś w Polsce politycy na serio chcą się zajmować naszym bezpieczeństwem, powinni wyciągnąć z tego wnioski. A najważniejszy brzmiałby: bez współpracy między instytucjami publicznymi i społeczeństwem obywatelskim, działaczami i urzędnikami na różnych szczeblach nie wzmocnimy naszej odporności, a zatem nie zwiększymy naszego bezpieczeństwa. O tę współpracę trzeba zadbać już teraz.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij