Polityka Joe Bidena kojarzona jest w Ukrainie z brakiem decyzyjności, lękliwością i niemocą. Powszechne jest przekonanie, że Władimir Putin rozumie tylko jeden argument – argument siły. A demokraci – jak obawiali się niektórzy – nigdy by po niego nie sięgnęli, szczególnie bez większości w Kongresie.
Marija niczego tak nie pragnie jak zakończenia wojny. Jej syn walczy w Donbasie już drugi rok. Jest wycieńczony. Bywa, że przez kilka dni nie ma z nim kontaktu. Ośmioletni wnuk traci dzieciństwo: nie biega po podwórku, uczy się online. W oddali co chwilę słychać wybuchy – i tak już od dwóch lat. Ale to nic, mówi Marija. W Chersoniu, u jej kuzynki, jest tak: ledwo wstawisz szybę po rosyjskim ostrzale, ustawisz bibeloty i kwiatki na parapecie, i znowu bach – szyby nie ma. Rosjanie atakują miasto z drugiej strony Dniepru, polują na pieszych uzbrojonymi dronami. Nikt się tego po Rosjanach nie spodziewał.
Johnson: Trump może wygrać z Chinami – w Ukrainie. Niech tylko robi to, co mu idzie najlepiej
czytaj także
Marija pracuje jako pielęgniarka w punkcie felczersko-akuszerskim w podchersońskiej wsi. Ma tu masę roboty. Przed wojną mieszkańcy leczyli się w mieście, teraz do Chersonia strach jeździć. Lekarz zagląda do punktu raz w tygodniu, w inne dni Marija musi sobie radzić sama. Tyle dobrze, że Polacy (punkty felczersko-akuszerskie w obwodzie chersońskim remontuje Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej) pomagają jej naprawić cieknący dach. Rosjanie nie zostawią Ukrainy w spokoju – co do tego Marija nie ma wątpliwości. Daj Boże – wzdycha – aby Donald Trump zakończył nam wojnę.
Wielu Ukraińcom nowe rozdanie w USA jawi się jako szansa na zakończenie wojny – nawet jeśli nie żywią wobec Trumpa ciepłych uczuć. Po niemal trzech latach wciąż imponujący ukraiński opór ma swój rewers. Tragedie ofiar wojny to jedno, w powietrzu wiszą też typowe powojenne problemy systemowe: wyludnienie, pauperyzacja, zaburzenia psychiczne, alkohol, przemoc. W armii brakuje ludzi, tym, którzy w niej są, brakuje sił, a tym, których się do niej siłą wciąga – kompetencji. Tymczasem Zachód nie jest gotowy na to, by pomóc w skali, która zatrzymałaby cofanie się Ukraińców na froncie. Od jednej z osób, które spotykam podczas swojej podróży po Ukrainie, słyszę: „lepszy koszmarny koniec niż koszmar bez końca”. Być może dlatego poseł Ołeksandr Mereżka, członek partii prezydenta Zełenskiego, zgłosił kandydaturę Donalda Trumpa do Pokojowej Nagrody Nobla.
Ukraina wybiera między dżumą a cholerą [korespondencja z Kijowa]
czytaj także
Wybór Trumpa na prezydenta budzi nadzieję na zmianę. Jakąkolwiek zmianę. Skala pomocy militarnej Zachodu odbierana jest jako wyniszczająca – i trudno się z tym spierać. Kiedy ukraińska armia była jeszcze w stanie odeprzeć rosyjski atak, wsparcie to ograniczano do minimum. A kiedy Zachód odważył się na wysłanie kolejnych sprzętów – było już na to za późno. Dziś Ukraina ledwo daje radę się bronić, Rosjanie powoli posuwają się do przodu. Europa jest bezpieczna, ale Ukraina się wykrwawia. Polityka Joe Bidena kojarzona jest z brakiem decyzyjności, lękliwością i niemocą. Powszechne jest przekonanie, że Władimir Putin rozumie tylko jeden argument – argument siły. A demokraci – jak obawiali się niektórzy – nigdy by po niego nie sięgnęli, szczególnie bez większości w Kongresie.
Joe Biden, zanim odejdzie, musi jeszcze coś zrobić: oduczyć się niewidzenia
czytaj także
Ukraińcy pokładają nadzieję w Trumpie również dlatego, że jest on politykiem nieprzewidywalnym. W kampanii zapowiadał co prawda ukrócenie wsparcia dla Ukrainy, ale może jeszcze zmienić zdanie. Jako biznesmen nie pozwoli sobie na przyklepanie niekorzystnego porozumienia. Tym bardziej że ma kruche ego, które łatwo urazić. Tymczasem Putin czuje się teraz silny, prowokuje Zachód. Jeśli wkurzy tym Trumpa – spekulują niektórzy – wybuchnie walka kogutów, na której Ukraina może tylko skorzystać.
Warto dodać, że nie wszyscy Ukraińcy uważają – jak Marija spod Chersonia – że wszystko w rękach Trumpa. W ukraińskiej debacie publicznej sporo dyskutuje się o własnej sprawczości. Na przykład o wewnętrznych przyczynach trudności Ukrainy na froncie: kłopotach z mobilizacją czy korupcji w armii. Eksperci postulują wykorzystanie ewentualnego zamrożenia konfliktu na wzmocnienie potencjału obronnego kraju, np. poprzez rozwój produkcji dronów. Tymczasem z badań socjologicznych wynika, że przywrócenie statusu nuklearnego państwa (broń jądrowa została Ukrainie odebrana w 1994 roku w zamian za gwarancje bezpieczeństwa ze strony USA, Wielkiej Brytanii i Rosji) wydaje się Ukraińcom bardziej priorytetowe niż przystąpienie do NATO i UE.
czytaj także
Jednocześnie zwycięstwo Trumpa – jak tłumaczyła mi ostatnio dziennikarka „Dzerkała Tyżnia” Inna Wiediernikowa – zmusiło Ukraińców do zderzenia się z rzeczywistością. Kolejne badania opinii publicznej potwierdzają, że coraz mniejsza część ukraińskiego społeczeństwa chce walczyć z Rosją do pełnego zwycięstwa lub ostatniej kropli krwi – co jeszcze kilka miesięcy temu deklarowała większość. Prezydent Wołodymyr Zełenski publicznie dopuścił już czasowe oddanie Rosji okupowanych terytoriów w zamian za wejście Ukrainy do NATO. Ich odzyskanie – jak głosi nowa retoryka na otarcie łez – miałoby nastąpić w późniejszym terminie, „na drodze dyplomatycznej”.
Ukraina musi dbać o politykę historyczną, a nie chować głowę w piasek
czytaj także
Co w rzeczywistości przyniesie Ukrainie Trump, trudno jeszcze oceniać. Zgodnie z ustaleniami agencji Reutera wstępny plan jego przyszłych doradców obejmuje jednoczesne zmuszenie Ukrainy do ustępstw terytorialnych i blokadę jej integracji z NATO. Na pierwszy rzut oka wygląda to jak spełnianie zachcianek Putina, ale jest haczyk: obietnica militarnego wsparcia, jeśli Moskwa nie będzie chciała iść na ustępstwa. Niejasnym pozostaje, kto – USA czy UE – miałby za to wsparcie zapłacić.
Z kolei Rosja pręży muskuły. Instytut Studiów nad Wojną podaje za rozmaitymi źródłami, że Putin nie jest zainteresowany żadnym innym wynikiem wojny niż „pełna ukraińska kapitulacja”. Z kolei Eugene Rumer, były analityk wywiadu USA i członek Carnegie Endowment for International Peace, twierdzi w wywiadzie dla Reutera, że Rosja może kontynuować działania wojenne, licząc na dalsze zdobycze terytorialne, bo „Putinowi się nie spieszy”.
Niezależnie od tego, czy Trumpowi uda się zamrozić konflikt, wygląda na to, że Marija ma rację: Rosja nie zostawi Ukrainy w spokoju.