Coraz więcej Czechów skłania się ku prawicowym partiom. Pomimo relatywnie dobrej sytuacji gospodarczej, u naszych południowych sąsiadów rośnie niechęć do UE i NATO, powszechne są nastroje antyislamskie i nacjonalistyczne, a temat prawa do posiadania broni stał się jednym z definiujących polityczne podziały.
Według sondaży przedwyborczych szanse na wejście do parlamentu ma aż osiem ugrupowań. We wszystkich sondażach zdecydowanie prowadzi partia ANO miliardera Andrieja Babiša – byłego wicepremiera i ministra finansów. Na drugim miejscu, w zależności od sondażu, jest albo socjaldemokracja, albo komuniści. Tuż za nimi zaś skrajnie prawicowa SPD Tomio Okamury.
Wraz z siostrzaną redakcją internetowego dziennika A2larm.cz przygotowaliśmy dla was specjalny przewodnik po czeskich wyborach parlamentarnych.
**
Wy macie ciepłą wodę w kranie, my ciepłe kluchy w rządzie [Czeska Partia Socjaldemokratyczna]
*Pavel Šplíchal
Mimo że ČSSD stoi na czele obecnej koalicji rządowej, której praca jest w miarę dobrze oceniana przez opinię publiczną, to w tych wyborach zysk w postaci miejsc w parlamencie czeka tylko ich partnera – ruch ANO miliardera Andreja Babiša.
Istnieje szereg powodów prawie pewnej porażki socjaldemokratów, ale mimo tego ich gigantyczny spadek w sondażach wydaje się niesprawiedliwy. Mają za sobą cztery lata relatywnych sukcesów, rząd przeforsował podniesienie pensji minimalnej o prawie 50 procent, a gospodarka wyszła z recesji po dwóch kadencjach rządów prawicowych. A jednak ČSSD nie zdołała przekonać wyborców. Częściowo stało się tak dlatego, że ugrzęzła we własnych strukturach regionalnych i powiązanych z nimi sieciami klientelistycznymi, co Andrej Babiš lubi im wytykać. Częściowo zaś demobilizacja wyborców wynika z tego, że ČSSD politycznie kluczy, nie ma wyraźnej linii partyjnej i nie potrafi zapewnić jasnego przekazu, co chce osiągnąć i dlaczego warto na nią zagłosować.
Premier-ciepłe-kluchy Bohuslav Sobotka w ostatniej chwili ustąpił ze stanowiska szefa partii na rzecz Lubomíra Zaorálka, który stara się naśladować Jeremy’ego Corbyna, ale to nie przysporzyło ugrupowaniu wielkiej sympatii wyborców. Do tego jeszcze część ČSSD pod wodzą ministra spraw wewnętrznych Milana Chovanca, który pełni obowiązki prezesa partii (jakby za mało było liderów), przyjmuje skrajnie prawicową retorykę jeśli chodzi o stosunek do uchodźców czy prawo do posiadania broni.
Socjaldemokraci pozbyli się wizerunku utopijnych filantropów, ale jednocześnie zrazili do siebie wyborców z liberalnym światopoglądem. ČSSD nie jest też w stanie zmienić kursu czeskiej gospodarki funkcjonującej w typowym modelu środkowoeuropejskim: znaczny udział zagranicznych posiadaczy majątku, prekariat na rynku pracy i doktryna szoku z lat dziewięćdziesiątych.
Dodajmy jednak, że jako jedyna zainteresowana tym siła polityczna ČSSD zawsze stawała po stronie tych, którzy mieli w życiu mniej szczęścia od innych. Dlatego każda powyborcza koalicja bez ČSSD będzie gorsza od tej, w której socjaldemokraci są.
Czeski Berlusconi zrobi Budapeszt w Pradze [ANO – Akcja Niezadowolonych Obywateli]
*Jaroslav Fiala
Andrejowi Babišowi i jego ruchowi politycznemu ANO udało się przewrócić czeską scenę polityczną do góry nogami. Babiš wszedł do polityki jako przedstawiciel populizmu przedsiębiorców – należy do podobnej kategorii, co Silvio Berlusconi we Włoszech. Tak samo jak Berlusconi, Babiš wykorzystał kryzys oraz rozpad tradycyjnych prawicowych partii, a wyborcom zamiast platformy politycznej zaoferował biznesplan, w którym państwo ma być prowadzone jak dobrze zarabiająca, pozbawiona długów firma.
czytaj także
Babiš mówi, że chce rządzić Czechami tak, jak biznesem i określa się poprzez ostrą opozycję do wszystkich innych partii, tak prawicowych, jak i lewicowych, które uważa za równie zepsute i niekompetentne. Jako właściciel rolniczej firmy Agrofert powołuje się na etos bogatego, odnoszącego sukcesy przedsiębiorcy.
ANO wyróżnia się na czeskiej scenie politycznej niezwykle skutecznym PR-em i tym, jak zręcznie ukrywa prawicową agendę za zasłoną apolitycznego, technokratycznego żargonu. Ugrupowanie od 2013 roku wchodziło w skład rządzącej koalicji (razem z socjaldemokratami z ČSSD), ale odkąd jego ludzie doszli do władzy, ANO przesunęło się jeszcze bardziej na prawo i stopniowo zaczęło zajmować podobne stanowiska w różnych sprawach, co konserwatywne rządy w Polsce i na Węgrzech. Babiš ostro wypowiadał się przeciwko przyjmowaniu uchodźców, jest niezmordowany w krytyce Unii Europejskiej, za priorytet swojej polityki uważa „ochronę tożsamości narodowej” oraz wzrost wydatków na wojsko i służby wywiadowcze.
Sondaże wskazują na to, że ANO odniesie miażdżące zwycięstwo w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Jeśli Babiš zdoła utworzyć rząd, można spodziewać się ofensywy w celu scentralizowania władzy i wzmocnienia państwa. Prawdopodobnie zachowa jednak podstawowe instrumenty ochrony socjalnej, żeby nie ryzykować utraty tych wyborców, którzy w ostatnich latach przeszli do ANO, bo stracili wiarę w obietnice czeskich socjaldemokratów.
To, jak bardzo autokratyczne będą jego rządy zależy od tego, z kim i czy w ogóle będzie tworzył koalicję. Możliwe, że znów dogada się z socjaldemokratami, ale nie można też wykluczyć gorszych scenariuszy, na przykład potencjalnego sojuszu z protofaszystowską partią SPD Tomio Okamury.
Komunistyczne dziedzictwo trafił szlag [Komunistyczna Partia Czech i Moraw]
*Veronika Pehe
W przeciwieństwie do podobnych ugrupowań w naszym regionie, czescy komuniści, którzy rządzili krajem od 1948 do 1989 r., nigdy nie musieli (ani nie mieli zamiaru) się demokratyzować, reformować czy porzucać dawnej nazwy. A najmniejszą już ochotę mieli na to, by spróbować zacząć zachowywać się jak partia lewicowa.
Chociaż na początku lat 90. formalnie oderwali się od Komunistycznej Partii Czechosłowacji, to ich osobiste i ideologiczne koneksje z tamtym ugrupowaniem nie pozostawiają wątpliwości – komuniści to partia biograficznie i politycznie anachroniczna:
Jak dotąd wszystkie ugrupowania parlamentarne, łącznie z lewicową ČSSD, trzymały komunistów na dystans. KSČM od początku swojego istnienia działa więc na marginesie sceny politycznej i nie ma prawie żadnego wpływu na proces podejmowania decyzji w państwie, ale jej wyborcy nic sobie z tego nie robią. Od lat 90. komuniści utrzymują stabilne poparcie na poziomie 15 procent.
Jeszcze w okresie transformacji, podobnie jak w Polsce, odbyła się u nas gorąca debata nad zdelegalizowaniem działalności komunistów, ale wygrała idea pluralizmu. Z perspektywy czasu wydaje się to dobrą decyzją – KSČM jest nie tylko partią coraz mniej licznych, nostalgicznych wyborców, ale od samego początku przyciągała też radykałów i różne środowiska sprzeciwu. Gdyby została zdelegalizowana, to kto wie, jacy ekstremiści pojawiliby się na politycznej scenie w latach 90. i później.
Jeśli chodzi o kuszenie dzisiejszych wyborców-kontestatorów, to komuniści mają już mocną konkurencję w partiach skrajnie prawicowych nacjonalistów. Zresztą – dzisiejsza partia komunistyczna niewiele się od nich różni. Bo o ile nie dziwi nas, że partia mieniąca się ugrupowaniem komunistycznym ma mocne postulaty redystrybucyjne i prospołeczne, to jeśli chodzi o całą resztę jej programu – całe komunistyczne dziedzictwo trafia szlag. Jest tu mocny nacjonalizm, poglądy antyeuropejskie, sprzeciw dla NATO, zaciekłe odrzucenie uchodźców, a nawet społeczny konserwatyzm. Ten miks obrony czeskich wartości i autorytarnych praktyk poprzedniego reżimu zdaje się wskazywać, że właściwszą nazwą dla partii byliby „narodowi socjaliści“.
Potrzebujemy rynku i broni, a nie moralności! [ODS – Obywatelska Partia Demokratyczna]
*Saša Uhlová
ODS jest prawicowym dzieckiem Forum Obywatelskiego, partii z epoki aksamitnej rewolucji. Jej ojciec założyciel Václav Klaus (starszy) wpłynął na naturę całej transformacji ustrojowej w Czechach, a jego poglądy wyraża następujące stwierdzenie: „Stale słyszałem od Havlistów, że po dziesięcioleciach komunizmu tym, czego nasz kraj potrzebuje najbardziej, jest moralność. Ja za to odpowiadałem im za każdym razem, że potrzebujemy przede wszystkim wolnego rynku. Wolny rynek można narzucić, a moralności nie”.
Klaus odcisnął głębokie piętno nie tylko na poglądach polityków ze swojej partii, ale również znacznej części czeskiej prawicy. Nie dostrzega, żeby nasza planeta ulegała środowiskowej destrukcji. Kiedy widzi dania w restauracji, ubrania czy sporty, to ocenia je i wie, które z nich są lewicowe, a które prawicowe. Dziennikarzy uważa za największych wrogów ludzkości. Ten człowiek został prezydentem, a potem przekazał urząd Milošowi Zemanowi, który dzieli z nim więcej poglądów niż tylko stosunek do reporterów.
Największe sukcesy ODS odniosła pod przywództwem Mirka Topolánka w 2006 roku, kiedy partia zdobyła w wyborach 35,8 proc. głosów. Gdy rząd Topolánka upadł, zaczęło się robić już tylko gorzej. Na czele partii stanął Petr Nečas – katolik, ojciec czwórki dzieci, kultywujący wizerunek sympatycznego faceta. Udało mu się zdobyć razem z ugrupowaniem 20,22 proc. głosów, tylko że niebawem w skandalu zaprzepaścił swoją karierę polityczną. Jego pracowniczka, a zarazem kochanka Jana Nagyová użyła agentów wywiadu wojskowego do śledzenia żony Nečasa. W następnych wyborach ODS osiągnęła już 7,72 proc.
Petr Fiala, obecny lider ugrupowania i były rektor uniwersytetu im. Masaryka, to kolejny sympatyczny facet, o którym za chwilę zapomnimy. Nikt nie spodziewa się, że utrzyma się na stanowisku bardzo długo. W jego partii są inne, bardziej wyraziste postaci, jak chociażby Jana Černochová, szefowa struktur w Pradze: imigrantów nie znosi, ale lubi sobie postrzelać i porobić przy tym trochę fotografii.
Opublikowany przez Jana Černochová na 11 maja 2017
Jednak największą nadzieją na przyszłość ODS jest Václav Klaus młodszy, syn założyciela, który za pomocą swojego bloga szerzy opinie na temat strasznej Unii Europejskiej, strasznych imigrantów, a także strasznej polityki integracji. Teraz ODS ma około 10 proc. poparcia w sondażach. Gdyby miało wejść do koalicji rządzącej, to dostałoby ministerstwo szkolnictwa. A to oznaczałoby koniec nie tylko programu integracji romskich dzieci, ale zapewne całego systemu edukacji.
Bóg chce, żeby samotne kobiety znalazły sobie chłopów [KDU–ČSL, Unia Chrześcijańska i Demokratyczna-Czechosłowacka Partia Ludowa]
*Apolena Rychlíková
„Potrzeba nam czeskich dzieci, bo inaczej trzeba będzie sprowadzić ludzi zza granicy” – oświadczył na partyjnej konferencji Pavel Bělobrádek, rzekomo liberalny przywódca czeskich chadeków, po czym pośpieszył z przedstawieniem całego pakietu rozwiązań w celu zdobycia tych czeskich dzieci i nasycenia nimi czeskiego rynku pracy.
W tym kraju tak zwani „populiści” od zawsze stawiają na rodzinę. Te rodziną ma być oczywiście mężczyzna, kobieta plus przynajmniej dwójka dzieci – w skrócie porządny fundament dla porządnego państwa, które – jak mawia Bělobrádek – jest dla populistów najważniejsze.
KDU–ČSL od lat kreuje się na grupę bogobojnych owieczek. Ale w rzeczywistości ma u podstaw ambicje rozsądzania, co się komu należy. Ci, którzy nie pracują, nie zasługują na to, żeby jeść albo mieć dach nad głową (po lekturze programu KDU–ČSL da się dojść do wniosku, że może nawet w ogóle nie zasługują na życie). Solidarność i współczucie dla bliźniego nie są już w modzie, więc dlaczego politycy powinni troszczyć się o takie sprawy? Tylko dlatego, że obecny papież jest trochę neomarksistą i dobrym samarytaninem?
Każda epoka potrzebuje bohaterów, którzy nie boją się mówić prawdy. A główni przedstawiciele KDU, Pavel Bělobrádek i Jan Bartošek (wśród liderów nie ma ani jednej kobiety), są właśnie takimi herosami.
Kiedy widzą samotną matkę, nie boją się poradzić jej, żeby sobie faceta znalazła (broń boże nie kobietę!), by razem mogli – z bożą miłością – zmierzyć się ze skrajną nędzą swojego życia. Kiedy spotykają bezdomnego, mają odwagę wyjaśnić, że dach nad głową to kwestia „kosztowna i zależna od osobistych wartości“. Jakoś jednak nie szukają rozwiązania tej kwestii w swoich politycznych programach.
KDU–ČSL mają w Czechach reputację partii oportunistycznej, której jedynym celem jest wejście do rządu. W tym roku nawet znajduje to odzwierciedlenie w ich programie. Snują tam wizję powrotu do starego świata, gdzie „mężczyźni byli mężczyznami“ a „kobiety kobietami“ (czyli siedziały cały czas w kuchni albo produkowały dzieci); toksyczny „homoseksualizm“ i ideologie dżender nie istniały. Ludzie częściej chodzili do Kościoła i poświęcali codzienne życie na to, by w sposób skromny przygotować się na przyjście królestwa niebieskiego. To program dla rodziny, pracy, boga i państwa. I jako taki ma poparcie około 6 proc. społeczeństwa. Można śmiało powiedzieć, że to już i tak więcej niż im się należy.
Japoński nacjonalista z hasłem „Czechy dla Czechów” [SPD – Wolność i Demokracja Bezpośrednia – Tomio Okamura]
*Michal Chmela
SPD to już trzecia próba sięgnięcia po władzę polityczną Tomio Okamury – najbardziej patriotycznego imigranta Republiki Czeskiej, a zarazem potentata na rynku organizacji wycieczek turystycznych dla wypchanych pluszaków:
Po nieudanej kampanii prezydenckiej, wyróżniającej się głównie aferą sfałszowanych podpisów, oraz założeniu partii, która składała obietnice na lewo i prawo, a potem okazało się, że jej budżet został spektakularnie zdefraudowany, tym razem Okamura postanowił zagrać ostrożnie. Kampanię wyborczą oparł na temacie, który jest miły sercu każdego porządnego, czystego rasowo Czecha. Okamura zamierza wejść do parlamentu z programem wspierania rasizmu, ksenofobii i dyskryminacji. Fakt, że urodzony w Japonii szaleniec zwraca się do elektoratu z hasłem „Czechy dla Czechów” najwyraźniej w ogóle nie przeszkadza jego zwolennikom.
Program SPD to tragikomiczny miszmasz ogólnego mydlenia oczu (Wyrzucić polityków na zbity pysk! Koniec z podwyżkami podatków! Masło będzie tańsze!), pomysłów mrożących krew w żyłach (Ograniczymy wolność religijną! Ograniczymy świadczenia socjalne dla tych, którzy nie prowadzą się jak należy, a tylko my wiemy, co to znaczy prowadzić porządne życie!) i sloganów, których autorzy chyba do końca nie przemyśleli (Zabrać kasę imigrantom i pasożytom! Zaraz, czy nasz przywódca nie jest jednym i drugim?).
Wszystko to uzupełnia konsekwentna linia antyeuropejska oraz systematyczne oczernianie „Brukseli” i „organizacji typu non-profit”. Tomio, jak każdy patriota, wyznaje ślepą miłość dla kraju – tylko że w jego przypadku tym krajem jest Rosja. Wygłosił na jej temat w parlamencie wiele pouczających laurek. Uznać można, że wszystko to powinno dać do myślenia niektórym z jego wyborców, z tym że oni nic z tego nie usłyszeli, bo ciągle im ktoś wrzeszczy do ucha: UWAGA! UCHODŹCA!
Jednoręki bandyta prawem człowieka! [TOP 09 – Tradycja Odpowiedzialność Dobrobyt 09]
*Václav Drozd
TOP 09 to prawicowa konserwatywna partia, która zdobyła pewne poparcie wielkomiejskich liberałów. Powstała jako projekt jednej z najbardziej wyrazistych postaci w polityce po aksamitnej rewolucji – Miroslava Kalouska, byłego parlamentarzysty i lidera Chrześcijańskich Demokratów.
W latach 90., pracując przez pewien czas w ministerstwie obrony, Kalousek wszedł w konszachty z firmami zbrojeniowymi, którym przekazywał lukratywne zlecenia. Lider partii był w przeszłości zamieszany w wiele skandali korupcyjnych, ale zawsze zręcznie udawało mu się wyplątać ze wszystkich zarzutów.
TOP 09 stworzono przed wyborami parlamentarnymi w 2009 roku – w zamierzeniu po to, by dać rządzącej wówczas ODS odpowiedniego partnera do koalicji. W wyłonionym wówczas rządzie Kalousek został ministrem finansów. Od razu zaczął forsować drakoński program zaciskania pasa i przy pomocy retoryki skutecznie wzbudził klasową nienawiść przeciwko ubogim. Stał się ambasadorem biznesu hazardowego: dzięki wyjątkowej spolegliwości ministerstwa finansów Republika Czeska stała się państwem z najwyższą na świecie liczbą automatów hazardowych na jednego mieszkańca. Przyczynił się też do zawarcia ugody w sprawie nieruchomości kościelnych, która była bardzo niekorzystna dla państwa. Jego działania doprowadziły do nasilenia negatywnych społecznych skutków kryzysu gospodarczego.
To, że TOP 09 zdołała utrzymać fajny wizerunek w oczach liberalnych wyborców, jest w dużej mierze zasługą starzejącego się arystokraty, Karela Schwarzenberga, który zachował aurę dysydenta z wyższych sfer i wyróżnia się wśród polityków egzotycznym wizerunkiem podkreślanym charakterystyczną muszką. Po przejściu do opozycji partia straciła wielu wyborców i próbuje ich odzyskać głównie proeuropejską retoryką.
A tutaj remiks z Karelem Schwarzenbergiem usiłującym przypomnieć sobie czeski hymn:
I bonus track, czyli rap o tym, że wybory nie są sexy i nie ma z nich erekcji:
PirateBay prawem człowieka! [Partia Piratów]
*Jan Bělíček
To, co na razie robi Partia Piratów wskazuje, że możemy mieć do czynienia z największą niespodzianką nadchodzących wyborów parlamentarnych w Czechach. Piraci zasysają wyborców głównych partii liberalnych, zarówno neoliberalnej TOP 09, jak prospołecznej i ekologicznej Partii Zielonych. Największy sukces odnieśli w grupie najmłodszych wyborców oraz wśród mieszkańców największych czeskich miast.
Zaledwie rok temu spekulowano, że Piraci wejdą w przedwyborczą koalicję z Zielonymi, ale wycofali się z tego układu. Kampanię rozpoczęli pod hasłem „Ekologia bez ideologii”, ewidentnie podkreślając kurs rozbieżny z programem Zielonych, którym pozostało teraz zajęcie politycznej niszy „ekoterrorystów”. Chociaż ich slogan jest raczej bez sensu, to pokazuje na czym polega sukces ich kampanii – zdołali w jasny i skuteczny sposób wyjaśnić opinii publicznej niektóre tematy podnoszone przez liberalną lewicę.
Ale jeśli chodzi o inne obszary, to wchodzimy na grząski grunt. Mimo że przywódca Partii Piratów Ivan Bartoš jest wiarygodnym i obiecującym politykiem, to niektórzy z członków ugrupowania mają dziwaczne libertariańskie przekonania, zwłaszcza jeśli chodzi o tak zwany kapitalizm platformowy (platform capitalism). Niektóre rozwiązania informatyczne proponowane przez Partię Piratów dla czeskiej administracji państwowej budzą uzasadnione obawy u lewicowych wyborców. Liberalnie nastawieni wyborcy boją się też powiązań niektórych członków z kręgami zwolenników Rosji oraz teorii konspiracyjnych. Chociaż takie osoby słabo udzielają się w partii, to jednak ich działalność nie pomaga ugrupowaniu prezentować się jako siła polityczna z jasno określonymi priorytetami. Tak czy inaczej, to potencjalny sukces Partii Piratów będzie prawdopodobne jedynym jasnym promykiem nadziei dla Republiki Czeskiej w nadchodzących wyborach.
Zrób sobie (lewicowy) raj [Partia Zielonych]
*Veronika Pehe
Podwyższenie pensji minimalnej, zwiększenie wynagrodzeń dla nauczycieli i pracowników opieki zdrowotnej, rygorystyczne opodatkowanie przedsiębiorstw, uchwalenie ustaw o mieszkaniach socjalnych, żywe dyskusje o przyszłości rynku pracy, inwestycje w zieloną energię i rolnictwo ekologiczne, walka przeciwko pladze zabierania nieruchomości przez banki, prawa zwierząt, wyraźnie proeuropejska linia partyjna – czego więcej mógłby chcieć wyborca lewicowy?
Przez lata w partii dominowały siły raczej centroprawicowe (dlatego Zieloni wzięli udział w realizacji pakietu cięć i antyspołecznych rozwiązań promowanych przez prawicowy rząd Mirka Topolánka w 2007 roku), ale teraz lewicowe skrzydło ugrupowania, z młodym i dynamicznym Matějem Stropnickim na czele, wykonało ogromną pracę, żeby przesunąć Zielonych z powrotem na progresywne tory.
Wiadomo – głos odda na nich większość redakcji A2larm i naszych czytelników. Wyjątkiem będzie towarzysz redaktor Šplíchal, który ostatnio ujawnił się z tym, że niechętnie, ale będzie głosował na socjaldemokratów (ale pod warunkiem, że nie upije się za bardzo przed wyborami).
Czyż program Zielonych nie brzmi cudownie? Jest tylko pewien haczyk: jeden, ale bardzo duży. Otóż sondaże przedwyborcze dają Zielonym poparcie na poziomie 2-3 proc. wyborców. Mimo nowego programu partia nie zdołała przebić się poza bańkę wielkomiejskich hipsterów z pokolenia internetu, a także społecznych liberałów. Teraz swój wielki dzień mają populiści, wykrzykujący hasła o bezpieczeństwie, militaryzacji, groźbie uchodźców, brukselskiej biurokracji i w tej atmosferze tematami takimi, jak nieludzkie traktowanie kurczaków, wyborów się niestety nie wygra – na razie.
czytaj także
**
Autorzy i autorki są redaktorami A2larm.cz. Z angielskiego tłumaczył Maciej Domagała.