Były już kanclerz Austrii Sebastian Kurz ma postawione zarzuty karne. Europejska centroprawica, która w jego osobie widziała zwycięską formułę na pokonanie skrajnej prawicy, powinna się dwa razy zastanowić, czy chce podążać drogą austrochadecji.
Europejską chadecję dopadł kryzys. Jeszcze pod koniec 2011 roku z ugrupowań Europejskiej Partii Ludowej (EPP), skupiającej najważniejsze siły centroprawicy, wywodzili się premierzy aż szesnastu państw Unii Europejskiej, w tym Niemiec, Francji, Hiszpanii, Szwecji i Polski. Dziś liczba chadeckich szefów rządów zmniejszyła się do dziesięciorga, a po odejściu Angeli Merkel (CDU) spadnie prawdopodobnie do dziewięciorga. Ugrupowania tradycyjnej prawicy, które przez dekady dominowały w zachodnioeuropejskiej polityce, znalazły się bowiem w klinczu między partiami skrajnej prawicy a siłami liberalnego mieszczaństwa.
Duma chrześcijańskiej demokracji
Podobny dylemat trapił Austriacką Partię Ludową (ÖVP). Dumna austrochadecja, która jeszcze w 2002 roku zdobywała 42 proc. głosów, zjechała w 2013 roku do poziomu zaledwie 24 proc. Reprezentująca stare mieszczaństwo, środowiska wiejskie i austriacki biznes ÖVP przez lata zmuszona była trwać w rządzie federalnym jako „mała koalicjantka” socjaldemokratycznej SPÖ, tracąc stopniowo poparcie na rzecz skrajnie prawicowej FPÖ i nowej liberalnej partii NEOS.
czytaj także
Właśnie wtedy – w grudniu 2013 roku – na głównej scenie politycznej pojawił się Sebastian Kurz, 27-letni wówczas przewodniczący młodzieżówki ÖVP i sekretarz stanu w austriackim MSW. W kolejnej odsłonie rządów Wielkiej Koalicji SPO-ÖVP Kurz został powołany na szefa Ministerstwa Spraw Zagranicznych, stając się najmłodszym ministrem w historii Austrii. A potem poszło szybko: nowa gwiazda austrochadecji rośnie w siłę, profilując się między innymi twardym kursem wobec społeczności muzułmańskich Austriaków czy żądaniami zamknięcia tzw. Szlaku Bałkańskiego, przez który w czasie wojny w Syrii do Europy trafiają uchodźcy i uchodźczynie z Bliskiego Wschodu. Wspólnie z ówczesnym ministrem spraw wewnętrznych (i zarazem partyjnym kolegą) Wolfgangiem Sobotką Kurz doprowadza jednocześnie do eskalacji sporu z socjaldemokratycznym kanclerzem Christianem Kernem, zmuszając wiosną 2017 roku Reinholda Mitterlehnera – wtedy przewodniczącego ÖVP, wicekanclerza i ministra gospodarki, reprezentującego biznesowo-liberalne skrzydło austrochadecji – do rezygnacji ze swoich dotychczasowych stanowisk.
Młody satrapa
Po przejęciu władzy nad ugrupowaniem Kurz w mgnieniu oka przekształca Partię Ludową w swój prywatny folwark – młody polityk nie tylko otrzymuje nieograniczoną władzę wewnątrz ugrupowania (może na przykład samodzielnie decydować o kwestiach finansowych czy miejscach na listach wyborczych), ale zmienia nawet barwy partyjne (tradycyjną chadecką czerń zastępuje modnym i nowoczesnym turkusem). Kurz dokooptuje też na listy wyborcze pojedyncze, wybrane postaci spoza polityki, co w jego oczach przekształcać ma partię w „ruch społeczny”. Działająca od 1945 roku ÖVP zaczyna występować na kartach do głosowania jako Lista Sebastiana Kurza – Nowa Partia Ludowa. A centroprawicowy program austrochadecji zostaje zastąpiony postpolityczną papką, w której dążenie do „zmiany” (czytaj: neoliberalnych reform) płynnie przechodzi w mocno prawicowy przekaz wokół tematyki polityki rodzinnej, migracji i islamu. Strategia Kurza, polegająca na sprzedawaniu postulatów właściwych skrajnie prawicowej FPÖ w nowoczesnej i przyjaźniejszej otoczce oraz zakładająca żelazną dyscyplinę w komunikacji politycznej, przynosi oczekiwany skutek: w przyspieszonych wyborach w 2017 roku turkusowa ÖVP zdobywa 31,5 proc. głosów, uzyskując pierwszy raz od 2002 roku lepszy wynik od Partii Socjaldemokratycznej. A po wyborach „nowa” austrochadecja tworzy rząd koalicyjny z FPÖ, zaś Sebastian Kurz zostaje powołany na kanclerza federalnego.
czytaj także
Zaledwie półtora roku po zaprzysiężeniu nowego prawicowego rządu – co wydarzyło się w maju 2019 roku – koalicja ÖVP-FPÖ rozpada się przez tak zwaną aferę z Ibizy (czyli po publikacji przez prasę europejską nagrań z willi na Ibizie, na których widać, jak wicekanclerz Heinz-Christian Strache z FPÖ namawia kobietę podającą się za bratanicę rosyjskiego oligarchy, by jej wujek przejął najważniejszy austriacki tabloid „Kronenzeitung”). Po utracie przez rząd zaufania parlamentu Kurz podaje się do dymisji, a Austrię czekają kolejne przyspieszone wybory. Szef austrochadecji zręcznie jednak wykorzystuje zaistniałą sytuację i przejmuje sporą część rozczarowanego elektoratu koalicjantów z FPÖ: w wyborach we wrześniu 2019 roku ÖVP poprawia swój wynik sprzed dwóch lat, „Nowa Partia Ludowa” zdobywa 37,5 proc. głosów. Co ciekawe, skompromitowaną FPÖ zastępują… centrolewicowi Zieloni. Populistyczny ekspres „Sebastian Kurz” pędzi zatem dalej z lekko zmienionym rozkładem jazdy: od teraz – ogłasza z dumą stary-nowy kanclerz – koalicja rządząca zajmie się „ochroną klimatu i granic”.
Fałszywe zeznania
Pierwsze poważne rysy na wizerunku austriackiego kanclerza pojawiają się w maju 2021 roku, kiedy urząd prokuratury ds. gospodarczych i korupcji (WKStA) wszczyna przeciwko niemu dochodzenie; śledczy zarzucają Kurzowi, że składał fałszywe zeznania podczas posiedzenia komisji śledczej badającej „aferę z Ibizy”. Za kanclerzem Kurzem wstawiają się, co prawda, chadeccy gubernatorzy krajów związkowych, a jego zieloni koalicjanci nie widzą konieczności opuszczania rządu. Sam Kurz inscenizuje siebie w roli ofiary „lewicowego wymiaru sprawiedliwości”. A koalicja ÖVP i Zielonych trwa.
Na zabezpieczonej w ramach dochodzenia w sprawie krzywoprzysięstwa komórce Thomasa Schmida, byłego sekretarza generalnego Ministerstwa Finansów z ramienia chadecji, śledczy z WKStA znajdują jednak zapisy czatów. Wynika z nich, że środowisko Kurza od 2016 roku zamawiało sfałszowane sondaże wyborcze. Sondaże te, nielegalnie finansowane z budżetu państwa jako „badania nad zwalczaniem nadużyć finansowych”, zostają wykorzystane w ramach wspomnianej walki frakcyjnej z Mitterlehnerem i przygotowują grunt pod rzekomo przypadkowe i wspaniałomyślne przejęcie władzy nad dołującą w sondażach partią. Stronnicy Kurza dogadywali się również z grupą medialną „Österreich”, która oprócz rzeczonych pseudosondaży publikuje także materiały szkalujące ówczesnego socjaldemokratycznego kanclerza Kerna. W zamian za usłużne dziennikarstwo chadeckie ministerstwo finansów zamawia w mediach należących do „Österreich” ogłoszenia, za które płaci łącznie 1,1 miliona euro. Pięć miesięcy po wszczęciu pierwszego dochodzenia przeciwko Kurzowi – 6 października 2021 roku – WKStA przeszukuje nawet pomieszczenia urzędu kanclerskiego, Ministerstwa Finansów i centrali ÖVP. W końcu Sebastianowi Kurzowi, cudownemu dziecku austrochadecji, oraz dziewięciu osobom zamieszanym w aferę zostają postawione zarzuty karne. Przez trzy dni Kurz neguje wszystkie oskarżenia, odmawiając jednocześnie rezygnacji ze stanowiska. 8 października Zieloni grożą jednak opuszczeniem koalicji, jeśli kanclerzem pozostanie Kurz, dzień później – 9 października – kanclerz Austrii podaje się do dymisji.
Kompromitujące taśmy obalają rządy, ale nie zmieniają polityki
czytaj także
Jeśli ktoś myślał, że na tym zakończyła się kariera polityczna bohatera tego artykułu, ten lub ta jest w błędzie. Następca Kurza, dotychczasowy szef austriackiego MSZ Alexander Schallenberg, już zdążył ogłosić, że zamierza w pełni kontynuować dotychczasowy kurs koalicji. Sam Kurz zaś nie tylko wciąż pozostaje szefem Partii Ludowej, ale łaskawie pozwolił swoim posłom i posłankom, aby wybrali go na… przewodniczącego chadeckiego klubu parlamentarnego. Jak widać, także ÖVP potrafi wcielić w życie model sprawowania władzy opatentowany przez Jarosława Kaczyńskiego. Nie zmienia to faktu, że europejska centroprawica, której zdawało się, że w osobie Kurza znalazła zwycięską formułę na pokonanie skrajnej prawicy, powinna się dwa razy zastanowić, czy chce podążać drogą austrochadecji.