Unia Europejska

Długie pożegnanie z Merkel i spółką

Angela Merkel i Martin Schulz. Fot. Wikimedia Commons

Stare wygi niemieckiej polityki zrobiły dużo, żeby dać sobie jeszcze chwilę czasu.

Merkel kanclerzem, socjaldemokraci z kluczowymi ministerstwami i nową przewodniczącą. Rozpoczyna się długie pożegnanie z Angelą Merkel i spółką. Jedyne, co może je drastycznie przyspieszyć, to negatywny wynik referendum, w którym socjaldemokraci mają zatwierdzić umowę koalicyjną. Stare wygi zrobiły jednak dużo, żeby dać sobie jeszcze chwilę czasu.

135 dni po wyborach pokonana została przedostatnia przeszkoda na drodze do utworzenia w Niemczech rządu. Liderzy chadeków i socjaldemokratów uzgodnili treść liczącej 170 stron umowy koalicyjnej i podzielili między siebie teki ministerialne. O tym, czy ostatecznie uda się utworzyć rząd socjaldemokraci zadecydują w wewnątrzpartyjnym referendum, którego wynik mamy poznać 4 marca o 9 rano.

Nie ma wątpliwości, że to właśnie strach przed decyzją 463 732 członkiń i członków SPD był kluczowym czynnikiem, który wpłynął na ostateczny wynik rozmów koalicyjnych. W przeciwieństwie do referendum sprzed 4 lat, kiedy ponad trzy czwarte głosujących opowiedziało się za koalicją, tym razem nastroje są dużo bardziej sceptyczne.

„Opozycja jest do dupy”, czyli widmo wielkiej koalicji krąży nad Niemcami

Socjaldemokraci są wyczerpani formułą wielkiego centrum i postpolitycznej koalicji. Trwanie w toksycznym związku z Merkel ma hamować odnowę programową najstarszej i najliczniejszej niemieckiej partii oraz uniemożliwiać jej nabranie wyrazistego profilu pozwalającego na wygrywanie wyborów. Intensywną kampanię przeciwko GroKo prowadzą Jusos, czyli młodzieżówka SPD, i to właśnie na jej konto należy zapisać większość z 24 tysięcy nowych członków, którzy zapisali się do partii już w tym roku. Jak rozdarci wewnętrznie są socjaldemokraci pokazał zresztą styczniowy nadzwyczajny kongres, na którym po burzliwej debacie zwolennicy podjęcia negocjacji uzyskali zaledwie 56% głosów.

Trudno przecież spodziewać się entuzjazmu, kiedy wiadomo, że po fiasku rozmów w sprawie koalicji jamajskiej wielka koalicja nie powstaje z przekonania, ale z konieczności. Dla Angeli Merkel utworzenie rządu z socjaldemokratami to w zasadzie jedyna pewna droga na pozostanie na fotelu kanclerskim. W przypadku rozpisania przyspieszonych wyborów wewnątrzpartyjny bunt mógłby uniemożliwić jej ponowny start. Tymczasem zawsze podkreślała, że będzie chciała odejść na swoich warunkach.

Także dla Martina Schulza, który wcześniej stanowczo odżegnywał się od zawarcia koalicji z chadekami, dziś to ostatnia szansa uniknięcia politycznej emerytury – podobnie jak w przypadku Merkel, trudno wyobrazić sobie, aby Schulz mógłby ponownie ubiegać się o urząd kanclerski.

Co przygotowali więc liderzy partyjni, aby przekonać prawie pół miliona uprawnionych do głosowania w referendum? Oczywiście, dla wszystkich, którzy – naiwnie, dodajmy – liczyli, że umowa koalicyjna zawierać będzie przełomowe deklaracje programowe czy zapowiedź wielkich, epokowych projektów, wynik rozmów będzie rozczarowaniem. Sama umowa ciąży delikatnie w kierunku socjaldemokracji, ale i konserwatyści znajdą w niej coś dla siebie. Pytanie tylko, czy można było się spodziewać czegoś spektakularnego, skoro porozumienie, podobnie jak wcześniejsze podsumowanie rozmów sondażowych, jest efektem kompromisu dwóch centrowych partii, które tworzyły rząd także w poprzedniej kadencji?

Jednak jak to często w polityce bywa, kwestie programowe zostają zepchnięte na drugi plan przez sprawy personalne. Według wstępnego podziału resortów CDU oprócz urzędu kanclerza dla Angeli Merkel obejmie pięć ministerstw, bawarska CSU trzy, a SPD sześć. Kluczowy jest jednak ich podział – tu SPD może odtrąbić sukces. Tekę ministra spraw zagranicznych ma objąć Schulz, a ministra finansów obecny burmistrz Hamburga Olaf Scholz, który jednocześnie typowany jest na stanowisko wicekanclerza. Socjaldemokratom przypadnie także ważne ministerstwo pracy i spraw socjalnych. Angela Merkel ratuje się więc hojnymi ustępstwami, czy jak sama to określiła „trudnymi kompromisami”.

Dogadajcie się. Tej koalicji potrzebuje Europa

Martin Schulz z kolei ratuje się ucieczką do przodu. W ciągu ostatniego roku zafundował swojej partii istną przejażdżkę kolejką górską – zaczęło się od „efektu Schulza” i dogonienia CDU w sondażach oraz wyborem Schulza na szefa SPD ze 100-procentowym poparciem, a skończyło się najgorszym wynikiem wyborczym w powojennej historii socjaldemokratów i złamaniem obietnicy niewchodzenia do koalicji z Merkel. Dziś zagubiony Schulz stracił praktycznie cały kredyt zaufania jako przewodniczący partii, dlatego zapowiedział ustąpienie z funkcji i zadowoli się teką ministra. Pałeczkę po nim przejmie 47-letnia Andrea Nahles, była minister spraw socjalnych i obecna szefowa frakcji. To na jej barkach jako pierwszej kobiety na czele socjaldemokratów spocznie zadanie, na którym poległ przed nią szereg mężczyzn – uratowania SPD przed dalszą marginalizacją.

Tej koalicji nikt nie potrzebuje

Obserwując finisz rozmów koalicyjnych nie sposób jednak odmówić sobie jeszcze ogólniejszej uwagi. Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że obserwujemy właśnie, jak pokolenie Angeli Merkel toczy swój ostatni bój na arenie niemieckiej polityki. 63-letnia pani kanclerz poświęciła kluczowe ministerstwa, aby wywalczyć czwartą kadencję na stanowisku kanclerza. 62-letni Martin Schulz oddaje po zaledwie roku szefostwo w partii, aby zdobyć upragnioną tekę ministra spraw zagranicznych i zreformować Unię Europejską. 68-letni Horst Seehofer, szef bawarskiej CSU, swoją polityczną karierę zwieńczyć może teką ministra w rządzie federalnym.

Jednocześnie wszyscy oni kupują swoim partiom czas na zreorganizowanie się lub może nawet wymyślenie na nowo. Pierwszy krok w kierunku zmiany pokoleniowej zrobiły już i SPD, i CSU – na stanowisku premiera Bawarii Seehofera zastąpi 51-letni Markus Söder. Następna w kolejce jest CDU Angeli Merkel i proces ten rozpocznie się raczej prędzej niż później. Dlatego dzień zaprzysiężenia nowego rządu – o ile członkowie SPD zatwierdzą umowę koalicyjną – będzie jednocześnie pierwszym dniem długiego pożegnania z Merkel i spółką.

Warufakis: Immanuel Kant kontra Angela Merkel

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Adam Traczyk
Adam Traczyk
Dyrektor More in Common Polska
Dyrektor More in Common Polska, dawniej współzałożyciel think-tanku Global.Lab. Absolwent Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Studiował także nauki polityczne na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Bonn oraz studia latynoamerykańskie i północnoamerykańskie na Freie Universität w Berlinie.
Zamknij