Zdecydowana większość przedwyborczych zapowiedzi i propagandy nie ma najmniejszego znaczenia. Jedyne, co nam pozostaje, to zasiąść do oglądania widowiska i bawić się przednio.
Kampania wyborcza w Republice Czeskiej to zawsze wspaniała okazja, by otworzyć tamy zdrowego rozsądku i pozwolić, by spiętrzone hektolitry przesłodkiego idiotyzmu wylały się w jednym wielkim wychluście. Fakt, że dotyczy to wyborów, które mało kogo obchodzą, o których mało kto wie coś konkretnego, a jeśli nawet wie, to i tak nie jest w stanie podjąć jakiejkolwiek sensownej decyzji, w zasadzie tylko podkreśla bezsens całego przedsięwzięcia. Ale co tam, wybory do Parlamentu Europejskiego czas zacząć!
Widowisko zamiast treści
Zanim przystąpimy do szczegółowej analizy poszczególnych partii i ich strategii, musimy sobie jasno powiedzieć jedną rzecz: w Republice Czeskiej nikt nie porusza w kampanii wyborczej kwestii, na które wybór jego partii faktycznie miałby wpływ – na które cokolwiek miałoby wpływ. Powód jest bardzo prosty: niewielu Czechów rozróżnia poszczególne warstwy struktury UE i ich kompetencje, dlatego też partiom uchodzą na sucho różne intrygujące twierdzenia; na przykład obecny premier Andrej Babiš, patriotyczny populista i sprzedawca kurczaków, twierdzi, że dąży do Europy, w której większość ogólnounijnych decyzji musiałaby zostać jednogłośnie zaakceptowana przez Radę Europejską. Zostawmy na chwilę tę oczywistą próbę uzurpacji władzy (w końcu Rada jest złożona z szefów państw) – taka zmiana nie miałaby nic a nic wspólnego z Parlamentem Europejskim, którego rola w dyskusji na ten temat byłaby co najwyżej formalna.
Z cyklu niebezpieczni idioci, których ludzie biorą na serio: Nocne Wilki
czytaj także
Drugim, znacznie bardziej oczywistym błędem w rozumieniu funkcjonowania Parlamentu Europejskiego jest brak jakiejkolwiek wzmianki o systemie frakcji. Każdy uczestnik wyścigu wyborczego, czy to członek partii z solidnym zapleczem finansowym, czy też wiejski głupek z kserokopiarką, przyrzeka szeroki wachlarz popularnych, patriotycznych i zdecydowanych zmian Unii Europejskiej na lepsze (nawet jeśli miałyby one oznaczać jej likwidację). W rzeczywistości szanse na spełnienie takich obietnic są podejrzanie bliskie zeru, ponieważ do ich realizacji nasza przedsiębiorcza elita polityczna musiałaby być częścią większej frakcji – a nawet wtedy musiałaby jeszcze jakoś dopilnować, żeby jej plany trafiły na listę priorytetowych zadań. To ostatnie nie będzie łatwe, zwłaszcza że nikt nie chce nawet przyznać, do której frakcji zamierza się przyłączyć (prawda, Partio Piratów?).
czytaj także
Zatem zdecydowana większość przedwyborczych zapowiedzi i propagandy nie ma najmniejszego znaczenia. Jedyne, co nam pozostaje, to zasiąść do oglądania widowiska i bawić się przednio.
Szloch Kaliope
Moment, kiedy polityk zaczyna śpiewać, ma w sobie coś szczególnego: połączenie ponurej świadomości, że nie ma się już nic do stracenia, skoro trzeba się uciekać do takich performensów, narastające przerażenie, kiedy staje się jasne, do jakiego elektoratu to trafia, oraz – najwyraźniej – niezdolność zapamiętania sześciu zwrotek, przez co nagranie trzeba powtarzać w nieskończoność, chociaż cały klip ma trwać 27 sekund, co możemy podziwiać choćby w tej wysmakowanej produkcji zaprezentowanej przez partię komunistyczną.
Zpívejte s námi a volte číslo 9, KSČM – Česká levice společněRoman Blaško – kandidát do Evropského parlamentu
Opublikowany przez Nenechme to tak Niedziela, 19 maja 2019
Osoby obdarzone wyjątkowym słuchem mogą nawet – pod sam koniec filmu – rozpoznać melodię, do której śpiewany jest ten uroczy utwór. Pozostali mogą się zastanawiać, dlaczego w nagrywającej to kamerze rozwinęły się dysocjacyjne zaburzenia tożsamości. Myślami jesteśmy z tobą, nieznana kamero!
Robert Vašíček, kandydat SPD (alt-prawicowego, antyimigranckiego ugrupowania pod przywództwem imigranta), wpadł na jeszcze lepszy pomysł, jak wykorzystać śpiew, gdy wszystko inne zawiodło. Opublikował on mianowicie Hymn SPD na swoim i tak już nadpobudliwym kanale YouTube.
Dogłębna analiza pozwoli co wnikliwszym słuchaczom zauważyć, że ów hymn opiera się na ostrym kontraście dramatycznego podkładu muzycznego i smęcenia o „demokratycznym ludobójstwie” z filmem przedstawiającym, jak się domyślamy, tego ludobójstwa przyszłych sprawców (materiał filmowy powstał podczas niedawnego spotkania europejskiej skrajnej prawicy w Pradze). Vašíček był tak pewny sukcesu teledysku, że wyłączył pod nim możliwość komentowania, ja jednak chciałbym, żeby grali ten kawałek na każdym prawicowym zlocie, choćby tylko po to, żeby zobaczyć, czy autor muzyki, którą wykorzystali, ich za to pozwie.
Vašíček jest prawdziwym człowiekiem renesansu w kategorii przedwyborczych bzdur: kiedy akurat nie kradnie praw autorskich do cudzej muzyki, uświadamia społeczeństwo, że jak Europa Zachodnia długa i szeroka, imigranci bezustannie gwałcą kobiety. W tym celu przez całe nagranie trzyma w żelaznym ucisku figurantkę, powstrzymując ją przed strzeleniem sobie w głowę (co byłoby zresztą całkowicie zrozumiałą reakcją na jego obecność).
Natomiast kiedy akurat nie próbuje zapobiec samobójstwu przez nawoływanie do zabójstwa, zawsze znajdzie chwilkę na dramatyczną przemowę brutalnie kaleczoną angielszczyzną, a to wszystko w jednym mistrzowskim nagraniu, na które składa się muzyka i wideo z odzysku.
Ostatnio widziano go, jak prowadził kampanię, zwracając się do grona tkniętego przedwczesną demencją; powoływał się przy tym na rozmaite „fakty autentyczne”, jak choćby palenie tysięcy kościołów w całej Europie (tak, wspomina też o Notre Dame), partie założone w ubiegłej dekadzie obwiniał o trzydzieści lat kradzieży i nieustannie stwarzał poważne zagrożenie, że wybije komuś oko, kiedy jego koszula w końcu się podda i wystrzeli wiszące na napiętej do granic nici guziki. Trzeba mu jednak przyznać, że zadbał o konfrontację z kimś, kto przewyższa go intelektualnie – pies, który szczeka w czwartej minucie nagrania, wprowadza jakże potrzebny głos rozsądku, a kiedy w finale pojawiają się szczenięta, łączne IQ wszystkich zaangażowanych osiąga wreszcie dwucyfrową wartość.
Banał i kradzież
No dobra, ktoś mógłby powiedzieć, ci dwaj może i reprezentują partie, które mają parę foteli w czeskim parlamencie, ale to przecież tylko nacjonalistyczne świrusy i amatorskie wideo? Ktoś gdzieś musi się zajmować poważnymi sprawami; a co z rządzącymi, popularnymi partiami z budżetem na coś więcej niż ta bezsensowna amatorszczyzna, prawda? Prawda?!
Pies, który szczeka w czwartej minucie nagrania, wprowadza jakże potrzebny głos rozsądku.
W porządku, porozmawiajmy o ANO. Najpotężniejsza partia w kraju, kierowana przez premiera miliardera, który pompuje w swoje firmy kreatywnie przekierowywane dotacje unijne. Ujawniła nawet, że zamierza zainwestować w kampanię 35 milionów koron, co jest dość rozsądnym szacunkiem, biorąc pod uwagę rozmach partyjnej machiny PR.
czytaj także
A jakiż to, ktoś mógłby słusznie zapytać, mieli na tę kampanię pomysł? O co im chodzi? Krótka odpowiedź: bejsbolówki à la Trump („Silne Czechy!”).
Jak dobrze, że na tym nagraniu kandydat nie porusza żadnych istotnych kwestii i skupia się tylko na tym, jaka to wielka przyjemność zrobić sobie sesję zdjęciową z premierem. Cała ta dzika gestykulacja z naturalnością robota, szaleństwo w oczach sugerujące zaparcie stulecia i konkluzja na koniec: „Będzie TAK (gest), powiedziałem, że zrobimy to TAK”, podsumowują kampanię ANO lepiej niż jakiekolwiek rzeczywiste problemy, które próbowali poruszyć. Co ciekawe, frakcja ALDE, do której ANO obecnie należy, właśnie się rozpada, a udział partii w jej nowej odsłonie jest wysoce wątpliwy. Stąd właśnie czapki, premier i nagrania złożone z konwersacji na Messengerze, które mają podsycać antyniemieckie nastroje.
czytaj także
Inne duże partie wybrały gigantyczną dawkę nudnych rozmów przy stole oraz banalnych i wyeksploatowanych metafor piłkarskich. Szczególną uwagę warto zwrócić na Partię Piratów, która, najwyraźniej świadoma tego, jak trywialny i nudny był ich klip, pomyślała o widzach i zadbała o budzik.
Omówiliśmy już to, co w eurokampanii było ordynarne i pozbawione treści; teraz przyjrzyjmy się temu, co było naprawdę odjechane.
Samoloty, widły i astrologia
Jedna rzecz połączyła całą czeską scenę polityczną, a mianowicie antykampania: ukierunkowana nie na rozwiązania, ale na problemy innych partii i polityków. Połowa prawicowych ugrupowań poświęciła niemało czasu i pieniędzy na obsmarowywanie premiera Babiša. Ta inwestycja nie była sama w sobie zła, tyle że nie do końca przemyślano metody. Weźmy na przykład spot z bombardowaniem z powietrza, wyprodukowany przez libertariańską partię Svobodní.
Głos z offu informuje, że szukają partnerów do zreformowania Europy od wewnątrz, a ich slogan brzmi: „Wyjść (z Europy) bez płacenia”. Pomińmy tę dość oczywistą sprzeczność; film sugeruje, że Svobodní najwyraźniej obwiniają Unię za to, że pozwoliła Babišowi na defraudację jej funduszy, o czym świadczy fakt, że na cel obrali sobie ośrodek wypoczynkowy, który Babiš zbudował za strategicznie przekierowane dotacje. Svobodní rozumują więc następująco: Babiš okrada UE, dlatego UE musi zostać zreformowana, a Republika Czeska musi ją opuścić. Szach mat, Arystotelesie! Nie sposób też oprzeć się podejrzeniu, że kradną muzykę z tego samego źródła co SPD.
czytaj także
Prawniczka Klára Samková to postać dość znana w czeskiej polityce, chociaż nie w sposób, który przynosiłby jej chlubę. Dała się poznać przede wszystkim jako aktywistka antyislamska, na przykład gdy w 2016 roku publicznie nałożyła na tureckiego ambasadora klątwę, by umarł okryty hańbą. Teraz wróciła w formie lepszej niż kiedykolwiek wcześniej, o czym niezbicie świadczy jej spot. Jej partia, Alternatywa dla Republiki Czeskiej, inspirowana niemiecką AfD, głosi typową antyimigrancką propagandę, ale najciekawszy moment następuje pod koniec, kiedy Samková obiecuje rozwiązać problemy w tradycyjny czeski sposób: „rzucając widłami w UE”.
Ten idiom ma oznaczać sabotaż, a choć frakcje antyunijne wciąż mają większe niż kiedykolwiek szanse na zdobycie władzy w Parlamencie Europejskim, nie sposób nie docenić tego, jak Samková sięga po coraz bardziej bezpośrednie środki oddziaływania: kiedy zawodzi propaganda, trzeba wykorzystać czary; a kiedy i czary zawiodą – cóż, pora złapać za widły.
Skoro mówimy o czarach, kolejna ciekawa perspektywa pojawia się w spocie Antona Baudyša, byłego polityka chrześcijańsko-demokratycznego, a obecnie astrologa na pełnym etacie. Jego główny argument – „Unia chce mieć JEDEN PIERŚCIEŃ, BY WSZYSTKIMI RZĄDZIĆ” – byłby zapewne szalenie przekonujący, gdyby tylko ktokolwiek miał pojęcie, co autor chciał przez to powiedzieć.
A jeśli już mowa o czarach i mętnych zaklęciach, jest też film o czarownicach. O co w nim chodzi – nie wiadomo, nawet znajomość czeskiego tu nie pomaga. W skrócie: zła czarownica rządzi krajem, ale oto powstaje przeciw niej człowiek z ludu i gotuje Eliksir Dobra (serio tak tam mówią), żeby przywrócić uśmiech na twarze ludzi. I tyle. Najwyraźniej lider partii jest kucharzem, a na listę rzeczy, które uważa za najważniejsze w polityce, składają się „woda, powietrze, jedzenie i duma narodowa”.
No i jest jeszcze ten facet. To musi być parodia, prawda? Nie można przecież oprzeć kampanii na obietnicach subsydiowanego piwa, regularnego seksu dla wszystkich i nauczenia Parlamentu Europejskiego, jak się wymawia czeskie „ř”, prawda? Prawda?!
Biorąc pod uwagę pozostałych kandydatów, nie mam niestety co do tego stuprocentowej pewności.
**
Z angielskiego przełożyła Katarzyna Gucio.