Subiektywny przegląd czechosłowackich wydarzeń Michala Chmeli.
Miejmy to już z głowy. Gott ist tot
I tak nie da się o tym nie wspomnieć: umarł Karel Gott. Znany wykonawca szlagierów i geriatryczna czeska gwiazda numer jeden zszedł z tego świata, co szalenie zasmuciło w większości emerytowane zastępy jego fanów. Inspirowany najlepszymi niemieckimi tradycjami repertuar Gotta od pół wieku pozostaje potężnym symbolem dumnej kultury czeskiej, o czym żadnemu Czechowi nie uda się nawet na chwilę zapomnieć. Piosenki Gotta rozbrzmiewają teraz na każdym kroku. Są wszędzie tam, gdzie pojawia się choćby cień szansy na coś na kształt muzyki. Przed Gottem nie ma ucieczki.
Przez dwa tygodnie od jego zgonu rozmaite czeskie media analizowały Gotta z różnych punktów widzenia: muzycznego (ogólnie pozytywnie, choć, co ciekawe, nikt nie wspomniał, jak niewiarygodnie irytujące były jego piosenki, gdy nieuchronnie usłyszało się je po raz setny), politycznego (tu skupiano się głównie na wybitnych dokonaniach Gotta na polu wspierania każdego reżimu, jaki aktualnie sprawował władzę), osobistego („Taki skromny. Taki profesjonalny”) oraz proroczo-spiskowego („Gott miał rację z tymi tajnymi stowarzyszeniami i lobby, one wszystko kontrolują!”). À propos tego ostatniego, to w czeskich mediach wciąż niestety brakuje dogłębnej analizy zajoba Gotta na punkcie teorii spiskowych, prawdopodobnie ze względu na ryzyko masowego protestu starszych pań, urażonych zniewagą honoru Mistrza.
Najmniej napisano zaś o roli Gotta jako pewnego symbolu. Reprezentował on przecież esencję czeskich wartości: nostalgię wyrastającą z ignorancji, zaprzeczanie faktom, wiarę w najbardziej idiotyczne wyjaśnienia i zupełny brak kręgosłupa moralnego. Czy to dziwne, że go tak kochamy?
Pogrzeb Gotta stanowił show znakomicie odzwierciedlający całą jego karierę: początkowo pojawiła się sugestia pogrzebu państwowego i ogłoszenia żałoby ogólnokrajowej, wysunięta przez premiera Andreja Babiša, który zwęszył w tym okazję do zapunktowania u wyborców. Pomysł premiera parlament zatwierdził w niecałe dwie godziny od podania wiadomości o śmierci – zanim ktokolwiek zdążył zapytać rodzinę zmarłego o zdanie. Ostatecznie odbył się „tylko” pogrzeb z honorami państwowymi (cichy i skromny – ot, tylko ksiądz, dziki tłum, parę flag i czeska armia). Około pięćdziesięciu tysięcy osób pojawiło się, aby oddać cześć nieboszczykowi, głównie poprzez strzelanie posępnych selfiaczków na tle trumny. Jeśli jest to jakieś pocieszenie, to biorąc pod uwagę przebieg kariery Gotta, właśnie tego by sobie życzył.
Uniwersytet Lichwiarski w Pradze
Przejdźmy teraz do wieści naprawdę ważnej treści: największa i najstarsza uczelnia w kraju, Uniwersytet Karola z siedzibą w Pradze, zaliczyła srogą skuchę reputacyjną po tym, jak jej władze ogłosiły zawarcie umowy sponsorskiej z firmą pożyczkową Home Credit. Na jej mocy firmie nadany miał zostać status „głównego sponsora Uniwersytetu Karola”.
Na pierwszy rzut oka wygląda to całkiem niegroźnie, ale umowa zawiera również zapis, że Uniwersytet nie zrobi nic, co mogłoby zaszkodzić reputacji Home Credit – na czym, jak szybko zauważył tamtejszy Wydział Sztuki, oparta na wyzysku firma zyska naprawdę sporo, ale sam uniwersytet – bardzo niewiele, nie wspominając o wpływie, jaki takie postanowienie wywrze na niezależność akademicką czy prawo do krytyki.
W ogóle cała ta sprawa ma jeszcze ciemniejszą stronę. Na podstawie informacji wydanej przez spółkę-matkę Home Credit, PPF Group, umowa obejmowałaby również „pomoc przy projektach badawczych i naukowych oraz zapraszanie wykładowców gościnnych z zagranicy”. Co też nie wygląda najgorzej na papierze, tyle że…
Tyle że PPF należy do Petra Kellnera, najbogatszego Czecha oraz szemranej i wrednej postaci. Kellner prowadzi wiele interesów w Rosji i Chinach (gdzie Home Credit niewątpliwie cieszy się sukcesami, co można wywnioskować z nadanego firmie przydomka „Królowie Lichwiarzy”). Ma też wiele powiązań w czeskiej polityce, co skrzętnie wykorzystuje, by dbać o własny biznes. Pomagają mu w tym nie tylko znani klakierzy, jak nasz Ukochany Prezydent – oby go pokąsała szczególnie energiczna panda – ale też konserwatywne think tanki, a niedawno także konserwatywno-nacjonalistyczna partia Trikolóra, zasadniczo przedstawiająca się jako alt-prawicowa alternatywa dla wyborców, którym z trudem przychodzi samodzielne zawiązanie sznurówek.
Prezydent mojego kraju spalił wielkie czerwone gacie [ZOBACZ MEMY]
czytaj także
Kellner i tak pociąga już za wiele sznurków, a nawet niewielki stopień kontroli nad najważniejszym uniwersytetem w kraju mógłby mu pozwolić wywierać silniejszy wpływ np. na politykę zagraniczną kraju – czy to poprzez sporządzanie analiz, czy to po prostu poprzez wciskanie swoich ekspertów na sale wykładowe lub propagandy w gardła studentów.
Innym, mniej efektownym wyjaśnieniem powodów zawarcia umowy byłaby próba uciszenia Sinopsis – strony internetowej publikującej wiadomości i opinie dotyczące chińskiego biznesu i polityki. Portal jest a) bardzo krytyczny wobec chińskiego reżimu, b) prowadzony przez ten sam Wydział Sztuki, który oprotestował umowę uniwersytetu z Kellnerem.
Ostatecznie reakcja mediów i środowiska akademickiego okazała się zbyt ostra i zdecydowana – co zabawne, wcale nie dla uniwersytetu, którego reputacja była tu na szali, lecz dla niesławnych lichwiarzy z Home Credit, którzy wycofali się z umowy, dochodząc do słusznego wniosku, że pijarowo już nic tu nie ugrają.
Trzeba było wysłać żołnierzy
Co o tym sobie pomyślą Chiny, to jedna wielka niewiadoma, ale biorąc pod uwagę fakt, że Republika Czeska i tak już teraz prowadzi podwójną politykę zagraniczną (ponieważ MSZ nie jest w stanie sprawić, żeby prochiński prezydent Zeman przestał być Zemanem), nikogo to raczej nie zaskoczy. W ogóle cała sprawa okaże się mniejszym obciachem niż nieustannie podejmowane przez premiera próby prześlizgnięcia się przez turecką inwazję na Syrię bez straty poparcia wyborców.
Otóż jakieś trzy tygodnie temu Babiš pojechał z wizytą państwową do Turcji, gdzie w imieniu wszystkich krajów V4 zadeklarował poparcie dla stworzenia „strefy bezpieczeństwa” w północnej Syrii, co ogłosił z niemałą dumą. Po wybuchu wojny próbował odwracać kota ogonem i stwierdził, że nie miał pojęcia, że do tego będzie potrzebna inwazja (bo przecież tworzenie „strefy bezpieczeństwa” na terytorium innego kraju może się doskonale bez inwazji obyć), a rząd podjął zdecydowane kroki w kierunku natychmiastowego powstrzymania czeskiego eksportu wojskowego do Turcji. Pokażemy im, nie ma to tamto.
Babiš poszedł jednak dalej. Skorzystał z okazji i wygłosił przemówienie w trakcie rocznicy wojskowej, w którym oskarżył czeską armię o bezczynność w związku z sytuacją w Syrii. „Dlaczego nie wysłaliśmy tam żadnych żołnierzy?” – dopytywał premier, a w jego głosie pobrzmiewał sprawiedliwy gniew. „Gdybyście tam byli, moglibyście uratować ludzi przed śmiercią!”
Niestety, zgodnie z obowiązującym prawem o wysłaniu czeskich jednostek wojskowych na misję zagraniczną decydują odpowiednie instancje, czyli rząd, na czele którego stoi premier. Wysuwane przez Andreja Babiša pod adresem Andreja Babiša oskarżenia o to, że zaniedbuje obowiązki Andreja Babiša – tego jeszcze w czeskim kinie nie grali.
**
Przełożyła Katarzyna Gucio.