Łukaszenka zachowuje się, jakby uwierzył w wynik wyborów, które sam sfałszował. Pojechał do ważnych białoruskich fabryk, gdzie usłyszał: „Wynoś się!”.
Łukaszenka zachowuje się jak władca, który uwierzył w 80-procentowy wynik wyborów, które sam sfałszował. Pojechał do dwóch fabryk, odgrywających bardzo ważną rolę w Białorusi. Nie tylko gospodarczą, ale także tożsamościową. To długo była podstawa jego władzy. Kto widział mińskie osiedle robotnicze na ul. Socjalistycznej, ten zrozumie dlaczego. Wcale niezłe miejsce do życia dla „człowieka życia codziennego”, jak ładnie mawiał Jacek Kuroń.
czytaj także
Łukaszenka chciał być Gierkiem, ale był Gomułką z 1970 roku. Nie usłyszał „pomożemy”, tylko uchodi, czyli coś pomiędzy „odejdź” a „wynoś się”. Usłyszał nawet ostrzejsze: „Oficer? Zastrzel się!”. Wrażenie powstało podwójnie niedobre: nie tylko, że stracił poparcie, ale także kontakt z rzeczywistością. To było jeszcze gorsze dla niego, bo dekonstruowało jego strategię obrony. Chciał przetrwać ten kryzys, usiłując wytworzyć wrażenie, że tylko on jest w stanie zapanować nad sytuacją. „To ja jestem gwarantem stabilności. Ostatecznie nie macie najgorszego życia. Nie ryzykujcie, bo skończy się Majdanem, biedą, nikt nie wie czym”. To dlatego aresztował rosyjskich najemników na oczach kamer, przedstawiał „trzy dziewczynki, które nie mają pojęcia o polityce” jako zagrożenie dla polityczno-gospodarczego status quo, zrobił demonstrację siły podczas protestów w pierwsze powyborcze dni.
Społeczeństwo się nie przestraszyło. Kolejne grupy zaczęły budować łańcuch solidarności i się łączyć. W sposób wcześniej nieznany, a więc zaskakujący Łukaszenkę, ale dobrze się uzasadniający. Robotnicy dołączyli do kobiet. Połączyli się lekarze i artyści. Wielkim zaskoczeniem był strajk pracowników telewizji. Efektem bicia więźniów były pierwsze przypadki zrzucania mundurów. Podpułkownik z Lidy zaczął zdradzać tajemnice na temat planów władzy pacyfikacji protestów.
Belarus state television employees are on strike. People could see the empty studio and music playing on the air.. pic.twitter.com/kKm52Uadkt
— Franak Viačorka (@franakviacorka) August 17, 2020
Zaczęło się też przechodzenie dyplomatów na stronę opozycji. Powstało domino, które Łukaszenka chciał zatrzymać w kluczowym miejscu, na którym stoi reżim: w klasie robotniczej. Dwie sytuacje wiecowe, które zaaranżował, skierowane były do ludzi pracy. Oni byli zwiezieni autokarami, a ich reprezentanci występowali na scenie w niedzielę na placu Niepodległości i to jeszcze jakoś wyszło, dopóki wszystko było kontrolowane i zorganizowane przez władze. Tyle że później zostało pobite przez liczbę ludzi, którą była w stanie zmobilizować opozycja. Te setki tysięcy protestujących, które zalały miasta, sprawiły, że Łukaszenka został de facto z nich wypędzony. Kolejne dokonują teraz secesji. Flagi sowieckiej Białorusi Łukaszenki zrzucane są z ratuszy i ambasad, a wciągane są biało-czerwono-białe. Tak jest na zamku w Nieświeżu.
Błędem dyktatora było wyjście do robotników MZKT i MAZ. Nie wiadomo, czego Łukaszenka się spodziewał. Braw? Neutralności? Przysypiania? Absurd. Cokolwiek by powiedział, usłyszałby to samo: uchodi! Wiedzieli to wszyscy, nawet jego zwolennicy. Oderwany od ziemi przywódca zupełnie się pogubił. Widać też, że nie słucha doradców. A to musi robić na nich przerażające wrażenie, bo nie daje gwarancji bezpieczeństwa. Mogą zacząć go opuszczać. Próbować przechodzić na drugą stronę albo wyjeżdżać. Najkrótsza droga do obalenia tej dyktatury idzie właśnie przez zerwanie więzów lojalności między dyktatorem i jego aparatem przymusu. To był piąty dzień bez przemocy. Podział wśród elity władzy to zgodnie z teorią transformacji jej warunek. Kompromitacja na zewnątrz, na której się wszyscy skupili, była więc mniej kosztowna niż wewnątrz systemu władzy.
Skończyło się strajkowanie w miejscach pracy, a zaczęło nachodzenie miejsc władzy. To następny krok naprzód. Bo oznacza, że Łukaszenka nie będzie mógł po prostu przeczekać tych protestów, a na to bardzo liczył. To jest dla niego tragedia. Lekarze przyszli do Ministerstwa Zdrowia wyrazić bardzo ostry sprzeciw. Robotnicy przyszli do telewizji. Ludzie do KGB i dwóch więzień: Wołodarki i Akrestiny! Tam siedzą więźniowie polityczni i tam siedzą aresztowani. Ten nacisk jest już protestem stałym i bardzo poruszającym. We wtorek artyści mają odwiedzić Ministerstwo Kultury. Władza wpadła w panikę: W gazecie „Zwiazda”, najstarszej w kraju, ogłoszono protest przeciwko cenzurze. Przewodnicząca wydziału ideologicznego administracji prezydenta Wołha Szpileuska przyjechała uspokoić dziennikarzy. Ludzie Łukaszenki zaczęli szukać posłusznych dziennikarzy, żeby zastąpić strajkujących. Oferują wielokrotnie wyższe pensje niż średnia krajowa. To nic nie da poza tym, że wywoła wrażenie desperacji władzy.
Zauważmy, że to wszystko dzieje się bez lidera, który kierowałby protestami. Owszem, są wpływowi aktywiści na czele z samą odradzającą się Swiatłaną Cichanouską, jest mieszkający w Warszawie i wzywający do stanowczych protestów telegrammer NEXTA, jest ukrywająca się w Mińsku Maria Kalesnikawa. Ale strajki robotnicze, postawa lekarzy i kluczowy protest kobiet to samodzielne, spontaniczne inicjatywy. To też robi niekorzystne dla władcy wrażenie.
Łukaszenka nie wie, kogo ma aresztować. Robotnicy udowodnili mu bezradność. Kobiety udowodniły bezradność OMON-u. A wszyscy razem pokazali bezradność systemu. Rosja na razie poza deklaracjami, łatwymi do odczytania, nie pali się do interwencji. Zachęcający przykład Armenii, Mołdawii czy Gruzji pokazuje, że można mieć przychylne postdyktatury, utrzymane w swojej strefie wpływów metodami bezkosztowymi. Łukaszenka gwarantuje kłopoty. Im głośniej domaga się pomocy Putina, tym głośniej Putin się śmieje, ale na razie przysyła tylko trolli do Białorusi, a nie czołgi. Łukaszenka z fazy zdesperowanego dyktatora w niedzielę przeszedł do fazy żałosnego, wywołującego politowanie dyktatora w poniedziałek.
Śledź relację autora na bieżąco na jego koncie facebookowym.