Gdyby papież stracił wiarę, straciłby też dobrą robotę. Z tych samych powodów nam nie opłaca się przestać wierzyć w Amerykę.
Możemy z zazdrością obserwować kryzys w Ameryce. Nas nie byłoby stać na coś takiego. Ameryka to kraj na granicy bankructwa, któremu wszyscy chcą pożyczać pieniądze. To jest dziś American dream: pucybut traktowany jest jak milioner. Bez obaw, gdyby Ameryka przestała wypłacać swoje należności, nie skończyłoby się to żadnym krachem finansowym na świecie. Ktoś musi być wiarygodny, nawet gdy wiarygodny być nie powinien. Wiarygodny to nie znaczy przecież ani wypłacalny, ani uczciwy, ale taki, któremu wszyscy pozostali wierzą. A czy innym opłaca się przestać wierzyć Ameryce?
Gdyby papież stracił wiarę, to straciłby też dobrą robotę. Z tych samych powodów nie opłaca się przestać wierzyć w Amerykę biznesmenom, posiadaczom akcji, obligacji, rządom, a nawet szefom agencji reitingowych. Zarabiają swoje miliony dopóki Ameryka jest wiarygodna. W naszym zsekularyzowanym świecie to właśnie Ameryka zastąpiła Boga, gdy kapitalizm ostatecznie zastąpił chrześcijaństwo. […]
Przestać wierzyć Ameryce, to znaczy prawie tyle, co przestać wierzyć w to, co jest napisane na banknocie. Jeśli przestanę wierzyć w twoje banknoty, przestanę też wierzyć w swoje.
Najbardziej wymiernym dowodem na to jest procent jaki Ameryka płaci za swoje obligacje, który nie od dziś nie ma przecież nic wspólnego z wysokością jej deficytu. Gdy Ameryka ma problemy, to co się dzieje na rynkach wschodzących? Kurs dolara częściej w Polsce rośnie niż spada, bo gdy pojawia się niepewność w globalnej gospodarce, to ludzie uciekają do najsilniejszej waluty.
Symptomatyczne, że źródłem kryzysu jest właśnie amerykańska służba zdrowia. U nas i właściwie w każdym kraju służba zdrowia jest poważnym problemem, ale tylko w Ameryce wydaje się takie pieniądze na tak niesprawny system, który do tego jeszcze nie obejmuje wszystkich obywateli. Służba zdrowia jest najbardziej chorą częścią Ameryki. Jakby tego było mało, to jeszcze jej elementarna korekta, Obamacare, staje się tematem bardziej kontrowersyjnym od wojny. […]
Tocquevill sławił Amerykę jako jedyny kraj bez arystokracji z naprawdę demokratycznym instynktem społecznym. Dziś Ameryka zachowuje się jak francuski arystokrata z powieści Balzaca, który roztrwonił swój majątek, bo nigdy nie przyszło mu do głowy, że można być biednym. Arystokrata ma korzyści ze swojego statusu społecznego, dopóki ktoś wierzy w jego tytuł. To przyciągało do niego pieniądze, dopóki wszyscy wierzyli w szlachectwo arystokracji.
Ale Ameryka doszła do swojego sukcesu gospodarczego, nie dlatego, że ktoś w nią wierzył. Ktoś w nią uwierzył, dlatego że doszła do swojego sukcesu gospodarczego.
Wierzono w nią tak silnie, że inni stosowali u siebie rozwiązania polecane przez Waszyngton, których sama Ameryka nigdy by u siebie nie zastosowała. W trakcie naszej transformacji, gdybyśmy mogli wybierać między nią a Unią Europejską nie wahalibyśmy się ani chwili.
Świat wciąż potrzebuje wierzyć Ameryce. I to może uśpić Amerykę. I milioner obudzi się jednak pucybutem.
Czytaj całość w „Gazecie Wyborczej” z dn. 16 października 2013.