Czy Zachód wprowadzi skuteczne sankcje ekonomiczne dla Rosji?
Pamięci Jacka Kuronia, przywódcy polskich dysydentów i wielkiego przyjaciela Ukraińców, w 80 rocznicę urodzin.
Gdy w końcu cud wolności politycznej ziścił się na Ukrainie, uwolnione od tyrana państwo znalazło się nie tylko w obliczu gospodarczej ruiny, z którą gotowe było się dzielnie zmierzyć. Na jego drodze stanął zakompleksiony przywódca byłego imperium. Nie mógł znieść, że Ukraińcy wybrali nas, wchodząc na drogę do integracji europejskiej. I jako jedyni ze wszystkich narodów Unii – przelewając za to krew.
Na oczach Zachodu Putin podporządkował sobie Krym, choć niedawno miesiącami blokował pomoc humanitarną dla wykrwawiającej się Syrii, powołując się na zasadę suwerenności i integralności terytorialnej. Rosja teraz tylko czeka, aż ktoś na Ukrainie da się sprowokować. Cierpliwość ukraińskich polityków, żołnierzy i obywateli jest dowodem patriotyzmu i odpowiedzialności za państwo. Wszystkie dotychczasowe wysiłki i ofiary Ukraińców są równe zobowiązaniom moralnym, jakie spoczywają teraz na demokratycznym świecie.
Zachód powinien sobie przypomnieć memento pozostawione mu przez wiek XX, zdradę demokratycznej Czechosłowacji w Monachium i nigdy nie zrealizowane francuskie i brytyjskie gwarancje z 1939 roku dla Polski. Historycy lubią podkreślać, że gdyby nie stchórzono wtedy, najprawdopodobniej udałoby się uniknąć Holacaustu i innych tragedii II wojny światowej, w tym podzielenia Europy żelazną kurtyną.
Po jej długo oczekiwanym upadku niepodległa Ukraina dostała w 1994 roku gwarancje bezpieczeństwa od Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, w zamian za rezygnację z arsenału nuklearnego. Jeśli dziś okaże się, że ufając sojusznikom, dokonała wtedy błędnego wyboru, zachodnia Europa ostatecznie straci wiarygodność odbudowaną po II wojnie światowej. Z kolei USA odbiorą sobie moralne prawo wymagania rezygnacji z broni nuklearnej od Iranu, Korei Północnej i innych państw.
Tymczasem można zatrzymać dziś Rosję bez jednego wystrzału i bez poświęcenia czyjegokolwiek życia i zdrowia.
Za to można życie i zdrowie mieszkańców Ukrainy zabezpieczyć. Kluczowe jest odwrócenie logiki, którą posługuje się Moskwa, rozbrajając jednego przeciwnika po drugim. Konsekwencje swoich działań Rosja poczuje dopiero wtedy, gdy zderzy się z solidarnością państw demokratycznych.
Wezwania do potępienia, zawieszenia i międzynarodowe komisje pokojowe, którymi zagada się fakt utraty Krymu przez Ukrainę, to sięganie po wzorce z Monachium. Deeskalacja póki co nie znaczy wiele więcej niż skompromitowany w 1938 appeasement. W rękach demokratycznych państw Zachodu są wystarczające instrumenty do błyskawicznego zniechęcenia Rosji. Rosja wycofa się rakiem z Ukrainy wtedy i tylko wtedy, gdy spotka się poważnymi sankcjami gospodarczymi. Ekonomiści podają wiele lepszych lub gorszych sposobów.
Rosja nie zdecyduje się na jednostronne zakręcenie kurka i wojnę handlową przeciwko wszystkim, bo najbardziej zaszkodzi w ten sposób sama sobie. Surowce naturalne to ponad połowa dochodów Rosji. Natomiast udział Unii Europejskiej w eksporcie Rosji wynosi 80 proc., jeżeli chodzi o ropę, 70 proc. – gaz i 50 proc. – węgiel. Zatem Rosja jest silna jeden na jednego i słaba wobec wszystkich, o ile tylko potrafią działać stanowczo i solidarnie.
Eksperci od energetyki nie od dziś podkreślają, że prędzej czy później i tak Zachodowi opłaci się przejść na inne źródła paliwa i gazu (gaz z łupków i gaz skraplany) oraz bardziej przewidywalnych dostawców, wśród których i tak niedługo pierwsze skrzypce będzie grać Ameryka. W rękach Unii leżą także decyzje w sprawie zgody na rosyjski monopol na przesył gazu kanałem Nord Stream oraz o budowie gazociągu południowego South Stream. Można też Rosję wyrzucić z G8, z WTO, nie przyjmować do OECD. Można rosyjskim euroobligacjom zamknąć dostęp do rynku, można zagrozić rosyjskiej walucie, można zbojkotować rosyjskie towary. Trudno sobie na przykład wyobrazić normalny handel bronią z Rosją, która gwałci najważniejsze ustalenia prawa międzynarodowego.
Jeśli pokaz skutecznej współpracy państw demokratycznych będzie odpowiednio przekonujący, Moskwa się wycofa. Najpewniej będzie można uniknąć nawet własnych strat gospodarczych. Rosja pod względem gospodarczym jest państwem Trzeciego Świata, niemal w całości uzależnionym od sprzedaży surowców naturalnych. Tylko pod względem konsumpcji dóbr luksusowych należy do Pierwszego Świata, zarabiając na obsługiwaniu grupy oligarchów okradających własne społeczeństwo i dławiących wolność prasy oraz demokratyczną opozycję. Na to sposobem jest zamrożenie kont indywidualnych i biznesowych i zakazy wizowe dla oligarchów i najważniejszych polityków.
Tymczasem już słychać przebąkiwania polityków, że Krym jest właściwie stracony.
Jedyne zaś konkrety, jakie padają, dotyczą tego, czego Zachód na pewno NIE ZROBI, czyli wyklucza działania wojskowe i drażnienie Gazpromu. „Sankcje gospodarcze przeciwko Rosji zaszkodziłyby poważnie Niemcom”, tłumaczy Philipp Missfelder, doradca kanclerz Merkel (za „Wall Street Journal”). W podobnym tonie wypowiadają się politycy z zaplecza brytyjskiego rządu, wykluczający sankcje wobec oligarchów rosyjskich.
Kwestionowana jest nawet najmniej dotkliwa kara, czyli usunięcie Rosji z G8. Niemiecki minister spraw zagranicznych Steinmeier mówi: „Jestem bardziej po stronie tych, którzy mówią, że formuła G-8 jest jedyną, dzięki której Zachód może rozmawiać z Rosją bezpośrednio. Czy naprawdę chcemy ją poświęcać?” To jest doprawdy wielkie wyrzeczenie! Kto tu jest „oderwany od rzeczywistości”, Frau Merkel?
Jeśli Zachód pozwoli na oderwanie Krymu od Ukrainy, to będzie to szok dla państw, które właśnie obchodzą ćwierćwiecze wydostania się spod kurateli rosyjskiej i są najwierniejszymi sojusznikami Zachodu oraz entuzjastami Unii Europejskiej. Będą zmuszone poważnie zrewidować swoją dotychczasową politykę obronną i zagraniczną, ograniczając zaufanie do Zachodu, wzmacniając budżety obronne i szukając nowych sojuszników. Trudno przewidzieć, w którą – dobrą czy złą – stronę to może pójść. Jedno jest niemal pewne: jeśli USA i UE pozostaną tak indolentne jak dotąd w rozgrywaniu sytuacji na Ukrainie, artykuł 5 Paktu Północnoatlantyckiego, w przybliżeniu brzmiący „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, wsadzą sobie państwa Europy Wschodniej między bajki. Podobnie jak Rosja. Choć Ukraina nie jest członkiem NATO, nikt już nie uwierzy, że Zachód ruszy w obronie któregoś ze swoich mniejszych członków.
Głębokim powodem coraz bardziej zawstydzającej niemocy Zachodu w globalnej polityce jest rosnąca słabość systemów demokratycznych.
Uzależnienie polityków od sondaży, rozpasany konsumpcjonizm i rozpad więzi społecznych, a więc i poczucia solidarności między ludźmi, zupełnie zdemobilizowały społeczeństwa zachodnie. Przywódcy świata zachodniego zapewne chętnie by coś zrobili dla Syrii czy Ukrainy, ale wiedzą, że poważniejsze zaangażowanie gospodarcze czy militarne, które wymagałoby od obywateli wyrzeczeń, to dla nich polityczny koniec. Sondaże popularności czynią obecne pokolenie polityków najbardziej pozbawionym sumienia, charakteru i odpowiedzialności za przyszłość demokracji i wolności na świecie. O to nie muszą martwić się dyktatorzy, dlatego Putin może wyprawiać, co chce. Przynajmniej tak długo, jak nie zabiera się za państwa zachodnie. On lub ktoś inny zachęcony jego sukcesami.
Jeśli dziś nie zdecydujemy się bronić przyjaciół, jutro się okaże, że nikt nie będzie chciał obronić nas.
Tekst ukazał się w The Guardian 5 marca.