Twój koszyk jest obecnie pusty!
„Wszystko dla zwycięstwa!” – Rosjanie bez leków, paliwa i tchu
Wojna, która miała być „daleko”, wchodzi Rosjanom do kuchni, portfeli i szpitali, gdzie brakuje nawet tlenu. Z prowincji słychać coraz głośniejsze trzaski: to pęka niepisany kontrakt władzy z ludźmi, którym obiecano stabilność i pełne żołądki w zamian za pełną uległość.
🔥 Wojna wypala rosyjską gospodarkę do fundamentów – zbrojeniówka rośnie, ale cywilna część kraju się załamuje: brakuje paliwa, pensje są cięte, a inflacja sprawia, że milionom Rosjan nie starcza na jedzenie.
⚕️ System ochrony zdrowia znajduje się na granicy rozpadu. Z aptek znikają podstawowe leki, karetki nie dojeżdżają, szpitale zamykają się lub działają bez podstawowych środków.
⚡ Na prowincji narasta gniew i poczucie zdrady. Lokalne bunty i protesty pokazują, że wali się niepisany układ władzy z obywatelami: w zamian za posłuszeństwo obiecano im stabilność, a dostali chaos i strach o jutro.
Od kilku miesięcy Rosjanie doświadczają przerw w dostawach benzyny i oleju napędowego, ponieważ ok. 50 proc. rafinerii uszkodziły ukraińskie drony. We wrześniu zabrakło 400 tys. ton paliwa, czyli jednej piątej miesięcznego zużycia, dlatego w obwodzie rostowskim, republice Mari El i Żydowskim Obwodzie Autonomicznym zamknięto 12-14 proc. stacji benzynowych, a na Krymie – połowę.
To jednak nie koniec codziennych problemów Rosjan wywołanych wojną, która – jak ujął to prof. Igor Lipsic, były wykładowca Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Moskwie – „spaliła gospodarkę do cna”. Naukowiec nie owija w bawełnę: „Aż 26 proc. przyszłorocznego budżetu przeznaczono na wojnę i resorty siłowe. Rządzący szczycą się rozwojem zbrojeniówki, która nie wytwarza niczego, co prowadzi do wzrostu gospodarczego, bo jej produkcja jest natychmiast niszczona na froncie. A przecież gospodarka okresu wojny musi mieć silne zaplecze. Obecnie zbrojeniówka to prężący muskuły kulturysta, cienkie nóżki którego, tj. gospodarka cywilna, nie są w stanie dźwignąć potężnej góry”.
Rosnący deficyt i coraz brutalniejsze sięganie do kieszeni obywateli
Jednym ze skutków wojny jest rosnący deficyt budżetowy – według oficjalnych danych wynoszący 5,7 bilionów rubli. Aby załatać tę dziurę, rządzący sięgają do kieszeni obywateli. Jak żartuje ekonomista Władisław Żukowski, czasami „robią to prawie niezauważalnie, wręcz czule”, np. w obwodzie czelabińskim wszyscy zatrudnieni muszą pracować za darmo przez godzinę miesięcznie. Pieniądze idą na konto fundacji „Wszystko dla zwycięstwa”, która m.in. kupuje sprzęt dla walczących w Ukrainie żołnierzy.
Jednak w większości przypadków władza postępuje brutalniej. Nauczycielom z Karelii, Udmurcji, obwodów irkuckiego, riazańskiego, tulskiego i orłowskiego obcięto dodatki do pensji (za staż, wychowawstwo, pracę na wsi) – o 10-20 proc. całego wynagrodzenia. Także pracowników ochrony zdrowia pozbawiono dodatków za dyżury nocne, nadgodziny i pracę na oddziałach zakaźnych i zamkniętych. Dlatego w Kostromie, stolicy regionu, personel karetek pogotowia pracuje po 10-12 godzin dziennie, otrzymując wynagrodzenie za 8. Medycy skarżą się swoim szefom, zakładają sprawy sądowe, a nawet nagrywają apele do Władimira Putina, naiwnie licząc, że gdy dobry car usłyszy o ich krzywdzie, to ją naprawi. Jednak kancelaria prezydenta milczy, a sądy są na usługach władz (sędzia w Baszkortostanie stwierdził brak uprawnień do dodatków za nadgodziny).
Obniżki pensji i galopująca inflacja (oficjalnie wynosi 4-5 proc. rocznie, lecz w rzeczywistości może sięgać nawet 20 proc.) sprawiają, że jednej trzeciej Rosjan brakuje pieniędzy na jedzenie. Od września 2024 roku do września roku bieżącego spożycie żywności spadło o 5 proc. Nic dziwnego, bo – jak mówi prof. Natalia Zubarewicz – od lipca do września 2025 roku ceny artykułów żywnościowych wzrosły przeciętnie o 12 proc. (litrowa butelka coli zdrożała o 282 proc., niektóre gatunki mleka o 50 proc., masło o 31 proc., ryba o 20 proc., nabiał o 17 proc., olej o 16 proc., cena cukru pozostała taka sama). Alona, moja znajoma z okolic Kaliningradu, potwierdza, że poziom życia drastycznie się obniżył i Rosjanie szukają sposobów na przetrwanie: „ Właściciele dacz w mojej wsi i sąsiednich, którzy jeszcze kilka lat temu odpoczywali w cieniu drzew, schowali hamaki na strych, przekształcili klomby na grządki i kupili łopaty”.
Zapaść systemu ochrony zdrowia: brak leków, sprzętu i personelu
Państwo oszczędza na poważnie chorych obywatelach, nie zapewniając należnych im bezpłatnych leków. Dlatego emerytka Natalia z Sankt Petersburga (cukrzyca typu 2) kupowała paski do mierzenia poziomu cukru i lek Forxiga, nosiciele HIV z obwodu orłowskiego – leki antyretrowirusowe, a Ija Dianowa z Kraju Krasnojarskiego – insulinę dla 7-letniej córki.
Ale dla pacjentów najgorsza okazała się nie konieczność zakupu leków czy wzrost ich cen, lecz stopniowe znikanie preparatów z aptek. Do przyczyn należą: wycofanie z Rosji co najmniej 28 zachodnich firm farmaceutycznych, zmniejszenie wydatków na zakup leków za granicą (w 2023 roku o 65 mld rubli, brak danych za rok 2024) i fakt, że z powodu zaporowo niskich cen, które państwo jest gotowe zapłacić rodzimym producentom leków, nie odbywa się jedna trzecia przetargów. Od maja 2025 roku w rosyjskich aptekach prawie nie ma antybiotyków, neuroleptykow, insuliny, leków onkologicznych, na gruźlicę, cukrzycę, żółtaczkę wszystkich typów, hemofilię. W sierpniu w kilku aptekach na Kamczatce liczba dostępnych preparatów wyniosła 0.
Na tle pustych półek rozgrywają się prawdziwe dramaty. Olga z Moskwy, która cierpi na zaburzenia rytmu serca, od dawna nie może kupić leku Amiodaron, przepisywanego, gdy pozostałe preparaty zawodzą. Jej stan pogorszył się na tyle, że parokrotnie znalazła się w szpitalu. Natalia z Barnauła kilka miesięcy polowała na Sulpiryd dla psychicznie chorego syna. Znalazła go w Petersburgu i zapłaciła kilkakrotność pierwotnej ceny. Wyżej wspomniana Ija Dianowa szuka akcesoriów do pompy insulinowej dla córki i musi dawać dziecku siedem zastrzyków insuliny dziennie, przez co dziewczynka przestała chodzić do szkoły.
Brak rybocyklibu, stosowanego przy raku piersi z przerzutami, dotknął moją znajomą, Natalię z Klinu pod Moskwą. Po chwili załamania znalazła wyjście – zaczęła kupować lek w Turcji, podobnie jak jej chora na raka jajnika koleżanka, która zażywa olaparyb. – Mam szczęście w nieszczęściu, bo moja rodzina nie ma problemów finansowych – mówi Natalia. – A co mają robić ludzie, którym ledwie starcza na życie?
Ci nieuprzywilejowani dołączają to czatów internetowych , na których odbywa się wymiana barterowa: insulina za pasek do glukometru, antybiotyk za lek uspokajający. Nie zawsze jednak znajduje się wyjście z podbramkowej sytuacji. Kilka miesięcy temu w obwodzie saratowskim z powodu braku insuliny zmarła 28-letnia Olga Bogajewa.
Pacjenci mają nadzieję, że w razie zagrożenia życia otrzymają pomóc w szpitalu. Nie wiadomo jednak, czy tam dotrą. Ostatnimi czasy w wielu regionach zmniejszono liczbę karetek pogotowia, na przykład w Karelii – aż dwukrotnie. Kostromę obsługuje tylko 8 zespołów w porównaniu z 18 w 2014 roku. W Biełoriecku karetka nie dojechała do mężczyzny z zawałem serca, co doprowadziło do jego śmierci.
Jeśli mimo wszystko pacjent znajdzie się w szpitalu, odkryje, że brakuje tam dosłownie wszystkiego. Płytek krwi, soli fizjologicznej, bandaży. W szpitalnej izbie przyjęć w obwodzie wołogodzkim nie było tłenu – chora na astmę pacjentka zmarła. Im dalej od wielkich miast, tym mniejsze szanse na przeżycie, bo za rządów Putina zlikwidowano połowę szpitali.
Jedna z niedawno zamkniętych placówek znajdowała się we wsi Tyba w obwodzie kiemierowskim. Teraz chorzy mają 35 km do najbliższego szpitala, dokąd muszą… dopłynąć łódką lub dojść na piechotę, bo utwardzonej drogi brak. Można odnieść wrażenie, że w prowincjonalnych szpitalach życie pacjenta bywa bardziej zagrożone, niż poza nimi. W Karelii drewniany budynek dziecięcego szpitala grozi zawaleniem i nie ma prądu, za to posiada ogromną dziurę w podłodze.
Narastające niezadowolenie i lokalne bunty. Kremlowi grozi powtórka z roku 1917?
Tutaj pojawia się uzasadnione pytanie: dlaczego Rosjanie milczą? W rzeczywistości protesty wybuchają to tu, to tam – nie mają one jednak charakteru politycznego, bo za hasła o zakończeniu wojny grozi więzienie. Obecnie trwają zamieszki w Dimitrovgradzie (obwód uljanowski), gdzie budowniczowie reaktora jądrowego od maja otrzymywali pensje w ratach, a od dwóch miesięcy nie dostali ani grosza. – Prowincja zaczyna wrzeć – mówi Abbas Gallamow, niegdyś autor przemówień Putina. I dodaje: – Ludzie czują się oszukani, bo władza złamała niepisany pakt: wy nie ingerujecie w politykę, a my zapewniamy stabilność i w miarę dostatnią egzystencję. Teraz poziom życia drastycznie spada, a o pokoju można tylko pomarzyć.
Historia zna przykłady oddolnych rewolucji w okresie wojennym – punktem zapalnym abdykacji Mikołaja II 2 marca 1917 roku były tzw. bunty chlebowe. Gdy 23 lutego w Piotrogrodzie zabrakło mąki i chleba, kobiety urządziły spontaniczne protesty, do których dołączyły tłumy. Po czterech dniach na transparentach pojawiło się hasło: „Precz z Mikołajem!”, a po trzech kolejnych cesarz abdykował. Czas pokaże, czy na rosyjskiej prowincji wybuchnie iskra podobna do tej z 1917 roku.
**
Violetta Wiernicka – autorka wielu książek, m.in. Polki, które rządziły Kremlem, Sekrety Ukrainy i Rosjanie w Polsce oraz zaplanowanej na maj Polacy w Ukrainie. Czasy carskie. Publikowała w „Polityce” i „Newsweeku”. Doktora nauk humanistycznych. Specjalizuje się w historii polskiej społeczności prawosławnej. Wydała monografie Prawosławni w Łodzi i Prawosławna diecezja łódzko-poznańska.





























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.