Pod koniec kwietnia premierka Jacinda Ardern ogłosiła, że Nowozelandczykom udało się wygrać bitwę z koronawirusem. Ale to dopiero początek wojny ze skutkami pandemii. Wygląda jednak na to, że szefowa rządu wie już, jak stawić czoło recesji. Kluczem do zwycięstwa ma być odważna rewolucja na rynku pracy i wsparcie lokalnej turystyki.
W ostatnich dniach Nowa Zelandia nie odnotowała żadnych nowych przypadków zachorowań na COVID-19, co tylko potwierdza, że słowa tamtejszej premier o skutecznym wygaszaniu epidemii nie były rzucone na wiatr. W kraju od marca wykryto w sumie 1500 zakażeń wirusem i 21 wywołanych przez niego zgonów. To dość niski wskaźnik, jeśli wziąć pod uwagę pięciomilionową populację kraju.
Jacinda jest najlepsza
Zdaniem ekspertów jednym z głównych czynników, który zadecydował o zatrzymaniu rozwoju pandemii, była błyskawiczna reakcja Jacindy Ardern na pierwsze doniesienia o zarażeniach i natychmiastowe wprowadzenie blokad na granicach oraz obostrzeń związanych z zachowaniem społecznego dystansu.
Opinię specjalistów podzielają mieszkańcy i mieszkanki kraju, spośród których aż 92 procent popiera antykoronawirusowe działania szefowej rządu. Tak wynika z sondażu przeprowadzonego na zlecenie Newshub-Reid, w którym jednocześnie 60 procent respondentów i respondentek uznało premierkę za swoją „ulubioną przywódczynię” i najlepszą nowozelandzką polityczkę ostatniego stulecia.
Premierka na macierzyńskim, czyli Jacinda Ardern zmienia oblicze zawodowej polityki
czytaj także
Wprawdzie dyrektor generalny ds. zdrowia publicznego, Ashley Bloomfield, podczas wtorkowej konferencji prasowej zastrzegł, że kraj ma przed sobą jeszcze „długą drogę do przebycia”, zanim będzie można mówić o całkowitym pokonaniu SARS-CoV-2, jednak obecne wyniki dają sporo powodów do optymizmu. Dają też powody do poluzowywania obostrzeń i wdrażania kolejnych etapów „otwierania” gospodarki. Walka z recesją to kolejny sprawdzian dla urzędującej premierki. Ale i tutaj Jacinda Ardern zdaje się zauważać potrzeby społeczeństwa i wyprzedzać odwagą większość politycznych decydentów.
czytaj także
Krótsza praca się opłaca
Gdy wszyscy zastanawiają się, jak wrócić do sytuacji sprzed pandemii, nowozelandzka przywódczyni chce obrać zupełnie nowy kurs dla odbudowy gospodarki i przywrócenia stabilności w kraju. „Od wielu osób słyszę sugestie, że powinniśmy mieć czterodniowy tydzień pracy” – powiedziała Jacinda Ardern w nagraniu opublikowanym na swoim Facebooku. Polityczka twierdzi, że wprowadzenie tego i kilku innych rozwiązań uelastyczniających czas i formę pracy to krok w stronę zwiększenia wydajności, a także szansa rozwoju dla wielu gałęzi gospodarki, np. turystyki.
Just finishing up a visit in Rotorua – thought I’d share some of the things coming through from our tourism industry…
Opublikowany przez Jacindę Ardern Poniedziałek, 18 maja 2020
Ardern wprawdzie zdaje sobie sprawę, że ostateczna decyzja o zmianach w firmowych grafikach należy do pracodawców, ale jednocześnie zachęca Nowozelandczyków do rozważenia swojej propozycji. Premierka uważa bowiem, że koronawirus, zmuszając rzesze osób do zdalnego wykonywania obowiązków i ograniczenia czasu spędzonego w biurze czy w podróżach służbowych, nauczył nas nowego myślenia o pracy, które może przynieść wszystkim wiele korzyści.
Gdyby część tych zmian została z Nowozelandczykami na stałe w formie np. skróconego tygodnia pracy, pracownikom znacznie łatwiej byłoby zachować zdrowy balans pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym. To z kolei przełożyłoby się na ich zdrowie psychiczne i produktywność, jak również pozytywnie wpłynęłoby na relacje rodzinne oraz – z uwagi chociażby na zmniejszenie potrzeb transportowych – stan środowiska naturalnego.
czytaj także
Potwierdzają to doświadczenia nowozelandzkiej firmy Perpetual Guardian, która w trybie czterodniowym działa już od ponad dwóch lat. O pierwszych efektach wdrożenia tam 32-godzinnego wymiaru pracy pisał m.in. „New York Times”, któremu przełożeni przedsiębiorstwa powiedzieli, że po wprowadzeniu nowych zasad ich pracownicy stali się bardziej kreatywni, punktualni i mniej zestresowani. Teraz z kolei „Guardianowi” założyciel firmy, Andrew Barnes, zdradził, że jego podwładni wykazują się większą efektywnością, jak również deklarują większe zadowolenie z pracy i lepsze samopoczucie.
Szef Perpetual Guardian wskazał również, że pandemia to dobry moment, by na podobny krok zdecydowali się inni pracodawcy. Zwrócił uwagę na konieczność docenienia olbrzymiego potencjału pracy zdalnej, której plusy pozwolił dostrzec firmom dopiero koronawirus. Zdaniem Barnesa skrócenie godzin pracy z 40 do 32 i wykonywanie obowiązków w domu to dla Nowej Zelandii jedyny słuszny plan na pokoronawirusową regenerację. „Nasz model musi być odważny. To okazja do masowego resetu” – powiedział rozmówca brytyjskiego dziennika.
czytaj także
Cudze chwalicie, ale swe poznajcie
Premierka Jacinda Ardern wskazuje natomiast, że więcej dni wolnych dla pracowników to szansa na częstsze korzystanie z turystyki lokalnej. Polityczka wskazała bowiem, że wielu Nowozelandczyków jako powód rzadkiego podróżowania po kraju podaje brak elastyczności w życiu zawodowym. „Naprawdę zachęcam do wzięcia tego [skróconego czasu pracy – przyp. red.] pod uwagę, jeśli jesteś pracodawcą i możesz sobie na to pozwolić. Zastanów się, czy coś takiego sprawdziłoby się w twoim miejscu pracy, bo z całą pewnością pomogłoby turystyce w całym kraju” – stwierdziła Ardern.
czytaj także
Biorąc pod uwagę, że branża turystyczna jako istotny sektor PKB [w ubiegłym roku było to 5,8 proc. – przyp. red.] przeżywa zapaść i w najbliższym czasie nie będzie mogła liczyć na gości z zagranicy z uwagi na podtrzymywaną blokadę wjazdu do kraju, każdy pomysł na jej ożywienie jest na wagę złota. O tym zresztą premierka Nowej Zelandii rozmawiała już z przedstawicielami władz i społeczności Rotorua, ośrodka kultury Maorysów i jednego z najchętniej odwiedzanych centrów turystycznych w kraju. Podczas wizyty w mieście Ardern ogłosiła, że rząd wesprze tamtejszy Instytut Sztuki i Rzemiosła Maorysów Te Puia kwotą 7,6 mln dolarów. Do Nowozelandczyków zaapelowała zaś: „Przyjdźcie i poznajcie swoje własne podwórko, przyjdźcie i doświadczcie kultury oraz gościnności tutaj w Aotearoa [Nowej Zelandii – przyp. red.]”.
Źródło: „The Guardian”, „New Zealand Herald”, „Forbes”