Zabawny lapsus przydarzył się Putinowi podczas rozmowy z amerykańskim dziennikarzem Tuckerem Carlsonem. W pewnym momencie Putin przeprosił za swój przydługi… „dialog”. W jednym z najbardziej memicznych fragmentów Carlson przyznał, że się pogubił, i zapytał, w którym momencie historii osadzona jest aktualna dygresja Putina, a ten odparł niezrażony, że w XIII wieku. Paulina Siegień analizuje wywiad, o którym mówią dziś wszyscy, a który ona obejrzała.
Może pamiętacie jeszcze kasety i płyty CD amerykańskich zespołów, na których trafiała się charakterystyczna czarno-biała naklejka z napisem „Parental Advisory”, ostrzegająca przez dosadną treścią piosenek. Tucker Carlson też musiał ostrzec odbiorców swojego szumnie zapowiadanego wywiadu z Władimirem Putinem. Do trwającej dwie godziny rozmowy, która ukazała się z czwartku na piątek naszego czasu, musiał dograć prolog, w którym ostrzegał, że wywiad jest nudny.
Nie brzmiało to do końca tak, ale taki był sens. Tucker Carlson na tle nieba nad Moskwą tłumaczył na wstępie, że Putin dużo mówił o historii, co z początku wydawało się blogerowi sposobem na obstrukcję i unikanie pytań. Nie pomyślcie jednak, że Carlson zadawał Putinowi jakiekolwiek pytania, które byłyby ostre i trafne, które wymagałyby od rosyjskiego dyktatora jakichś szczególnych wybiegów. Takie pytania wcale nie padły. Putin osunął się w odmęty swoich pseudohistorycznych wizji, więc Carlson, widocznie w obawie, że amerykański widz nie dotrwa nawet do końca pierwszej kwarty tej rozmowy, poczuł się zobowiązany przekonać go a priori, że wszystkie te wywody były ważne, głębokie i szczerze.
Putin uczy Carlsona historii
I tak jak Carlson zapowiedział, już w pierwszych minutach zaczęła się pseudohistoryczna jazda Putina bez trzymanki, w której amerykański bloger szybko stracił orientację. Historyczne mity z kremlowsko-kagiebeowskiej manufaktury zdominowały dwie godziny paplaniny.
Zabawny lapsus, tudzież freudowska pomyłka przydarzyła się Putinowi, który w pewnym momencie przeprosił za swój przydługi „dialog”. Rzeczywiście przez większą część wywiadu domorosły historyk rozmawiał sam ze sobą, jakby próbował nie tylko Carlsona i potencjalnych odbiorców, ale jeszcze raz sam siebie przekonać do wytworzonej we własnej głowie wersji wydarzeń. Carlson próbował parę razy zawrócić Putina z tych odmętów i przywrócić do teraźniejszości.
W jednym z najbardziej memicznych fragmentów przyznał, że się pogubił, i zapytał, w którym momencie historii osadzona jest aktualna dygresja Putina, a ten odparł niezrażony, że w XIII wieku.
Mimo że wywiad miał prowadzić Tucker Carlson, to role wyraźnie się odwróciły. Prowadzącym był oficer KGB, a pokornie słuchającym niedoszły agent CIA. Putin nie odmówił sobie zresztą żartu z niespełnionej kariery Carlsona w amerykańskiej agencji wywiadowczej.
Przez cały wywiad powtarzała się sytuacja, kiedy Carlson próbował o coś zapytać, a Putin mówił, że dobrze, zaraz, najpierw musi dokończyć myśl. Może Amerykanin potrafiłby odzyskać kontrolę nad rozmową, gdyby był do niej w jakimkolwiek stopniu przygotowany. Ale nie był w stanie odpierać ani argumentów na temat wydarzeń z wieku XVII, ani współczesnych.
Scenariusz wywiadu ewidentnie przygotowano na Kremlu, na tyle skrupulatnie, że kiedy Putin doszedł do powstań kozackich i ich listu do cara ze skargą na Rzeczpospolitą, to w kadrze pojawił się człowiek z teczką, z rzekomymi dokumentami historycznymi, potwierdzającymi wersję Putina. Carlson w tej sytuacji był w stanie powiedzieć, że to nie jest tak, że nie wierzy w to, co mówi Putin.
Gdy w końcu udało się pchnąć wywiad na współczesne tory, Carlson zaczął dociekać, co striggerowało Putina do ataku na Ukrainę w 2022 roku. Putin powtórzył historię o nieistniejącym państwie i narodzie, którą my tutaj w Europie Środkowej i Wschodniej już bardzo dobrze znamy.
Bloger biernie jej wysłuchał, ale odpowiedzią nie był usatysfakcjonowany. Próbował drążyć, chcąc najwyraźniej zbudować mniej ambitny ciąg przyczynowo-skutkowy, niezaczynający się w IX wieku od chrztu Rusi Kijowskiej, a coś bardziej przypominającego rozumowanie, że atak na WTC spowodował atak na talibów w Afganistanie. Kiedy Putin w końcu postanowił dać mu konkret, Carlson usłyszał, że poszło o porozumienia mińskie, do których Ukraina się nie stosowała.
Możemy jednak śmiało założyć, że Carlson nie ma bladego pojęcia, czym były te porozumienia, podobnie jak nie odróżnia ukraińskich rewolucji i w historii minionych dwóch dekad nie rozeznaje się ani trochę lepiej, co w historii Wielkiego Księstwa Litewskiego, które tak na marginesie zostało zagubione w angielskim tłumaczeniu i zmieniło się w księstwo rosyjsko-litewskie.
W części poświęconej historycznym zaszłościom, które zdaniem Putina świadczą ewidentnie na korzyść Rosji, która jedynie szuka sprawiedliwości w tym brutalnym świecie, niewiele padło rzeczy, których byśmy już z ust Putina nie słyszeli. To wciąż ta sama stara kukła ze zdartą płytą zaszytą w środku, najwyraźniej niezdolna do produkcji nowych treści. W Ukrainie jest nazizm, były zamachy stanu, Ukraińcy nie istnieją tak naprawdę, wszyscy są Rosjanami.
Carlson może tego autentycznie nie rozumieć, ale to właśnie striggerowało Rosję i Putina osobiście. Dlatego zupełnie inaczej niż nasz amerykański nie-kolega oceniamy szczerość rosyjskiego prezydenta i jego kremlowskiej świty. W końcu Siergiej Ławrow już w marcu 2022 roku powiedział publicznie, że Rosja nie napadła na Ukrainę.
Słuchaj podcastu autorki tekstu:
Kiedy więc słyszymy z ust Putina, że nie interesuje go ani Łotwa, ani Polska, a rosyjskie wojska mogłyby do tej ostatniej wejść tylko, gdyby Polska pierwsza zaatakowała Rosję, to nie czujemy się uspokojeni. Zwłaszcza że polonofobia, zjawisko dość typowe dla postkagiebeowskich (zresztą w przypadku związków z KGB chyba nie ma czegoś takiego jak post) rosyjskich elit jest w przypadku Putina dolegliwością rozwijającą się.
Wiele już o naszym kraju mówił, rzadko dobrze, ale przyznam, że nawet ja, wysłuchawszy niejednego wystąpienia Putina, nie słyszałam jeszcze, że Polska wymusiła na Hitlerze, żeby od niej zaczął II wojnę światową. To, że z Hitlerem współpracowała i spiskowała i generalnie jest sama sobie winna napaści i okupacji, to tak, to już było grane. Wymuszona na agresorze agresja to nowość, ale trzeba przyznać, że spójna z maczystowskim modelem relacji, typowym dla postpacańskich rosyjskich elit. Gwałt? Ależ spójrzcie na ofiarę, sama jest sobie winna.
Z punktu widzenia sztuki dziennikarskiej nie był to żaden wywiad, ale nawet w gatunku sztuki propagandowej było to dzieło wybitnie słabe, pozbawione napięcia, punktów kulminacyjnych, odkrywania rąbka tajemnicy, jakiegokolwiek dramatyzmu. To jednak marne pocieszenie, skoro zrobił go człowiek, wskazywany jako potencjalny wiceprezydent USA. Jeśli oczywiście Trump wygra wybory w listopadzie. A nawet jeśli wiceprezydentura Carlsona to tylko niewinna plotka, to nie zmienia faktu, że Carlson, poza tym, że pracuje na swoje zasięgi, otwarcie gra na zwycięstwo Trumpa.
Kto z kim zrobił interes?
Skoro wywiad doszedł do skutku, to znaczy, że obie jego strony były nim zainteresowane i obie dostrzegały w nim korzyść. A więc co i komu udało się tu osiągnąć? Carlson pewnie liczył na jakieś wyraźniejsze awanse Putina pod adresem Trumpa, ale tutaj prezydent Rosji ewidentnie zawiódł. Kiedy został zapytany, czy dialog Rosji z USA uda się wznowić, kiedy zmieni się amerykański lider, Putin odparł, że nie chodzi o prezydenta, o osobowość tej konkretnej osoby, a o mentalność elit.
Jeśli Putin zwracał się do amerykańskich, a konkretniej republikańskich elit, to co miał im ciekawego do powiedzenia? W dużym skrócie Putin stwierdził, że są pewne procesy naturalne jak to, że słońce świeci. I takim procesem jest wybijanie się różnych krajów – na przykład zrzeszonych w BRICS – z ich ludzkim i gospodarczym potencjałem oraz ich aspiracje do odpowiadającego ich ambicjom statusu międzynarodowego. Polityka USA jest głupia, krótkowzroczna, może Stany nie najgorzej sobie radzą gospodarczo w ostatnich latach, ale dolar jako waluta międzynarodowych rozliczeń to porażka, zresztą wystarczy spojrzeć na Rosję, która w minionym roku miała najlepsze w Europie wskaźniki gospodarcze mimo sankcji i restrykcji. Czas amerykańskiej dominacji się kończy, pytanie do tamtejszych elit brzmi zatem, czy chcą twardego, czy miękkiego lądowania? Rosja może pomóc z miękkim, jest gotowa na dialog. Po prostu idźcie po rozum do głowy, zacznijcie szanować nasz kraj i nasze interesy.
Putin może w to wszystko oczywiście szczerze wierzyć, ale kto uwierzy po drugiej stronie oceanu? Być może będzie to przekonująca wizja dla izolacjonistycznego skrzydła amerykańskiej prawicy, przekonanej, że America nie tylko first, ale również only, i zajmować się światem nie ma sensu. Ale czy naprawdę Amerykanom tak łatwo byłoby pożegnać się ze swoim wielkościowym ego, zbudowanym na globalnych wpływach?
Może gdyby Putin zaproponował jakiś deal, wizję sojuszu dwóch światowych potęg z wielkimi mężami stanu na czele, którzy wprowadzają nowy, tym razem stabilny światowy ład, odbierają należne im pokojowe Noble (najlepiej, by przy okazji odebrano je hochsztaplerom, którzy otrzymali je w minionych latach) i złotymi zgłoskami zapisują się w historii, tym razem już nie XIII wieku, a tej zupełnie aktualnej, to byłoby to bardziej pociągające dla masowego odbiorcy.
Ale nie, Putin uważa, że Rosja przyszłość już wygrała, a USA ją przegrały, więc nie potrzebuje mizdrzyć się do Trumpa, ograniczając się tylko do stwierdzenia, że owszem, zna go. Dużo wylewniejszy był wobec Georga W. Busha, a kiedy ostatni raz rozmawiał z Bidenem, nawet nie pamięta. Carlsona, Amerykanina z krwi i kości, zaskoczyło, że ktoś może nie pamiętać rozmowy z samym prezydentem USA, ale Putin z uśmiechem odparł, że ma dużo spraw na głowie, nie o wszystkim musi pamiętać.
czytaj także
Serc zwykłych ludzi w Stanach Putin raczej nie podbije, bo jak by to powiedzieć, żeby nikogo nie obrazić: statystycznego Amerykanina historyczne zaszłości Europy Wschodniej niezależnie od tego, czy w uczciwej, czy przekłamanej interpretacji, obchodzą tyle co zeszłoroczny śnieg w Los Angeles. Powrót do granic z 1654 roku – w pewnym momencie Carlson na podstawie wywodu Putina wysnuwa wniosek, że może właśnie to byłoby jakieś rozwiązanie – też nie brzmi jak ciekawa opcja dla obywateli państwa, które powstało w 1776 roku.
Dysharmonia propagandy
W dwugodzinnym nagraniu tej rozmowy widać wyraźnie, że nawet z poprawką na totalny brak przygotowania Tuckera Carlsona, on i Putin mówią jakby obok siebie, zupełnie innymi językami i kategoriami. Obaj rozmawiali w celach propagandowych, ale nie ma w ich propagandach harmonii.
Dlatego w tym wywiadzie najbardziej niepokojący jest fakt, że w ogóle do niego doszło, w takiej właśnie formie. Putin legitymizuje Carlsona jako dziennikarza, którym ten nie jest, a Carlson legitymizuje Putina, zbrodniarza wojennego, jako pełnoprawnego uczestnika międzynarodowej debaty, którym być nie powinien.
Z całej tej historii wynika jeszcze jeden wniosek. Wokół wizyty Carlsona w Moskwie wytworzył się niewiarygodny hajp, rosyjskie media śledziły jego ruchy, donosiły o tym, gdzie się zatrzymał, co je, co robi, czy mu się podoba, co o nas mówi. Rosja, jak bardzo nie byłaby obrażona na Zachód i na Stany Zjednoczone w szczególności, łaknie Ameryki z całych sił, potrzebuje widzieć swoje odbicie w jej oczach, tak jakby bez tego nie była przekonana, że naprawdę istnieje.