Cały chiński system został zaprojektowany tak, by ułatwić wymuszenia i łapówki, w czym przypomina wiele postsowieckich reżimów w Europie Wschodniej. Trzeba jednak pamiętać, że w Chinach władza jest ważniejsza niż pieniądze – mówi Michael Sheridan, autor książki „Czerwony cesarz. Xi Jinping i jego nowe Chiny”.
Jakub Majmurek: Czy Xi Jinping jest najpotężniejszym chińskim przywódcą od czasów Mao?
Michael Sheridan: Bez wątpienia. Piastuje trzy najważniejsze stanowiska w Chinach – stoi na czele partii, wojska i państwa jako odpowiednio sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin, przewodniczący Centralnej Komisji Wojskowej oraz przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej. Mao sam nigdy nie sprawował tych trzech funkcji jednocześnie. Jego władza miała w dużej mierze zakulisowy, nie do końca sformalizowany charakter. Władza Xi ma silną bazę instytucjonalną.
W pana książce Xi nie sprawia wrażenia ani charyzmatycznego przywódcy, ani inspirującego ideologa czy wielkiego reformatora – co właściwie umożliwiło mu dotarcie na szczyty władzy?
Właśnie to, że sprawia wrażenie skromnego człowieka, przekonało chińskie elity, by na niego postawić. Nie szukały charyzmatycznej jednostki czy radykalnego reformatora. Były przekonane, że Chiny mają już dość rządów supersilnych, autorytarnych liderów. Chciały przede wszystkim chronić swoje interesy – i uznały, że z tego punktu widzenia Xi to bezpieczny wybór. Od początku był kandydatem establishmentu.
Czemu wszystkie bezpieczniki, jakie elity wbudowały w system po śmierci Mao, by zapobiec przyjściu nowego „czerwonego cesarza”, nie powstrzymały koncentracji władzy w rękach Xi?
To ciekawe, z jak niewielkim sprzeciwem spotkał się marsz Xi przez kolejne instytucje w Chinach. Realna walka o władzę toczyła się przed objęciem przez niego najwyższych stanowisk państwowych w 2012 roku. Potem mógł już swobodnie organizować czystki wśród swoich rywali i wyeliminować wszystkie mogące mu realnie zagrozić frakcje w partii.
Węgry stały się jednym z przyczółków Chin w UE. Kto na tym skorzysta?
czytaj także
Pamiętajmy, że Xi jest przekonanym marksistą-leninistą, który uczył się rządzenia państwem i partią na przykładzie tego, jak Stalin rządził Związkiem Radzieckim. Tak jak Stalin, Xi był w stanie zmienić naturę władzy w państwie, formalnie nie zmieniając ustroju, za to wydrążając z treści partyjne instytucje.
W ciągu ostatniej dekady nie było ani jednego momentu, gdy ktoś mógłby powstrzymać budowanie jedynowładztwa Xi?
Nie. Komunistyczna Partia Chin ma silną kulturę wymuszonego konsensusu, ugruntowanego w partyjnej dyscyplinie. Na nagrobku ojca Xi – Xi Zhongxuna, weterana rewolucji i przez pewien czas jednego z najbliższych współpracowników Mao – widnieje napis „interesy partii są na pierwszym miejscu”. Xi formalnie cieszy się w zasadzie absolutną władzą i od 2012 roku nikt otwarcie nie rzucił mu wyzwania. Są oczywiście plotki na temat spisków i możliwych przewrotów, ale jak dotąd żadne się nie potwierdziły.
W książce wielokrotnie podkreśla pan, jak ważne dla kariery i drogi życiowej jej bohatera było pochodzenie z czerwonej arystokracji i jak istotną sieć tworzy ona w chińskim systemie władzy. Jedynowładztwo Xi wzmocni jeszcze bardziej charakter chińskiego systemu jako „dziedzicznego komunizmu”?
Nie określiłbym tak chińskiego systemu. Jedyny „dziedziczny komunizm” na świecie to rządzona przez dynastię Kimów Korea Północna – reżim, którym Xi, jak wszystko wskazuje, po prostu gardzi.
To prawda, że Xi Jinping zawdzięcza dużą część swojej kariery ojcu – który, co też istotne dla zrozumienia obecnego lidera Chin, w pewnym momencie padł ofiarą czystek w partii, został zrehabilitowany pod koniec rządów Mao, a potem pełnił istotne funkcje w Chinach Denga Xiaopinga.
Płochij: Europa to główne pole bitwy w konfrontacji amerykańsko-chińskiej [rozmowa]
czytaj także
Współczesna chińska nomenklatura w dużej mierze oparta jest na sieci bardzo niejasnych rodzinnych powiązań i politycznych sojuszy kilku „czerwonych dynastii”. Xi Jinping nie ma jednak dziedzica i nie interesuje go dynastyczne przekazanie władzy na wzór Korei Północnej. Jego jedyne dziecko, córka Mingze, w ogóle nie bierze udziału w chińskiej polityce. Również pod tym względem Xi przypomina Stalina.
Czemu nieefektywna, bardzo kosztowna gospodarczo i społecznie polityka antycovidowa nie osłabiła politycznie Xi?
Dziennikarze przebywający w Chinach w trakcie pandemii donosili, że ludzie są po prostu zbyt zmęczeni i przerażeni, by móc zorganizować jakikolwiek opór, a większość była zwyczajnie wdzięczna, gdy w końcu zniesiono pandemiczne obostrzenia. Xi ogłosił wtedy „wielkie zwycięstwo”, a ludzie nie chcieli już wracać do tematu pandemii.
Xi będzie więc rządził dożywotnio?
Tak sądzę. Amerykański urzędnik, który widział tajne materiały wywiadowcze na temat Chin, podzielił się ze mną swoją prognozą, że Xi umrze z przyczyn naturalnych, ciągle sprawując władzę – tak jak Stalin.
Dlaczego Xi pozwala budować kult jednostki wokół siebie na skalę nieznaną w Chinach od czasu Mao? To pragmatyczny wybór związany z technologią władzy? Kwestia próżności? Czy nie obawia się buntu, jaki to może wywołać?
Najwyraźniej nie. Ale to, dlaczego państwo pielęgnuje ten kult, pozostaje zagadką. Xi nie wydaje się próżny. Moim zdaniem stoi za tym naczelny ideolog reżimu, Wang Huning. To były profesor Uniwersytetu Fudan w Szanghaju, który dziś stanowi część ścisłego przywództwa partyjnego. Wang przypomina postacie amerykańskiej altprawicy. Wierzy w etniczny szowinizm i autorytarną formę rządów.
Xi ma ponad 70 lat. Dorastał w czasie rewolucji kulturalnej, która młodym Chińczykom wydaje się pewnie czymś równie odległym jak wojny opiumowe. To nie tworzy politycznego napięcia między młodym chińskim społeczeństwem a władzą? Albo nawet potencjału do buntu?
Na pewno widać dziś w Chinach dystans pokoleniowy między władzą a społeczeństwem. Widoczne są różne formy biernego oporu, np. nieformalny „ruch leżenia plackiem”, w ramach którego młodzi ludzie odrzucają zawodowe, finansowe czy polityczne ambicje, na które chińskie społeczeństwo kładzie wielki nacisk. Ruch został oficjalnie potępiony przez samego Wanga Huninga, ale nie bardzo wiadomo, co reżim mógłby z nim zrobić. Można też zauważyć, że młode kobiety coraz częściej przeciwstawiają się presji małżeństwa i macierzyństwa.
Klimatyczny Lewiatan, Behemot, X lub Mao – kto wygra walkę o przyszłość? [rozmowa]
czytaj także
Marksistowscy ideolodzy pracujący dla systemu zastanawiają się, jak odpowiedzieć na te trendy, co jest częścią szerszej dyskusji na temat tego, jakie powinny być nowoczesne Chiny.
Jak bardzo kleptokratyczny jest dziś chiński system? Chęć osobistego wzbogacenia się jest ważna dla Xi?
Wikileaks opublikowało kiedyś depeszę amerykańskiego Departamentu Stanu, w której czytamy: „Xi doskonale wie, jak bardzo skorumpowane są Chiny”. Cały system został zaprojektowany tak, by ułatwić wymuszenia i łapówki, w czym przypomina wiele postsowieckich reżimów w Europie Wschodniej. Trzeba jednak pamiętać, że w Chinach władza jest ważniejsza niż pieniądze.
Xi pod hasłem walki z korupcją przeprowadził masowe czystki w partii. Zadbał przy tym, by biznesowa aktywność jego rodziny i jej zasoby pozostały ukryte przed opinią publiczną. Nie mam dowodów, by był osobiście skorumpowany.
Jak opisałby pan ideologię Xi Jinpinga?
On sam opisuje ją jako marksizm-leninizm z chińską charakterystyką. Jeśli chcemy zrozumieć, w co wierzą Xi i jego zwolennicy, powinniśmy zająć się poważnym badaniem marksizmu i konfucjanizmu.
W książce ciągle podkreśla pan, jak wielką wagę przywiązuje Xi, doświadczony przez rewolucję kulturalną, do stabilności politycznej. Z drugiej strony jego rządy to ciągła czystka partyjna. To nie sprzeczność?
Xi nienawidzi chaosu. Wierzy przy tym, za Stalinem, że czystki to sposób na odnowę i wzmocnienie partii. A więc – w leninowskim rozumieniu – w jego polityce nie ma żadnej sprzeczności. Krytycy z lewa twierdzą oczywiście, że to wypaczenie komunistycznych ideałów i że czystki mają na celu wyłącznie wzmocnienie władzy Xi.
Co jest istotą politycznego projektu Xi? Zachowanie władzy w partii? Zjednoczenie wszystkich ziem chińskich? Zastąpienie przez Chiny Stanów jako globalnego hegemona?
Wszystkie z powyższych. Najkrócej mówiąc: Xi chce uczynić Chiny znów wielkimi.
Pod jego panowaniem stały się znacznie bardziej autorytarne, jeśli nie wręcz totalitarne, jednocześnie poczyniły wielki postęp w zielonych technologiach, sztucznej inteligencji, elektromobilności. Czemu przykręcenie śruby nie zdławiło innowacji, choćby powodując emigrację specjalistów?
Zachód nigdy nie doceniał talentu Chińskiej Partii Komunistycznej do adaptacji do cywilizacyjnych i technologicznych zmian. W latach 90. Bill Clinton przekonywał, że internet wyzwoli Chińczyków – tymczasem reżim zmienił technologię w narzędzie swojej władzy. Pandemia została wykorzystana do tego, by jeszcze bardziej wzmocnić technologie kontroli i nadzoru.
Czy szczytem naszych ambicji są kurczaki? Dryf relacji Polski z Chinami
czytaj także
Mamy dowody wskazujące, że migracja specjalistów jest problemem. Ale chińskie państwo i tamtejsze firmy technologiczne zainwestowały tak wielkie środki w rozwój technologiczny, że z naddatkiem równoważy to problemy z migracją.
Jak Chiny Xi odpowiedzą na działania Trumpa? Spodziewa się pan jakiegoś dealu, otwartej konfrontacji, czegoś pomiędzy?
Xi będzie wobec Stanów cierpliwy, wyważony i zdecydowany. Na polu gospodarczym Chiny będą udzielać proporcjonalnych odpowiedzi na działania Amerykanów. Inaczej będą wyglądać relacje polityczne. Chiny mają tu jasne granice: Tajwan, nacisk na przestrzeganie praw człowieka i „interwencja” w ich wewnętrzne sprawy. Jest zbyt wcześnie, by spekulować, jaka będzie chińska polityka w drugiej kadencji Trumpa, ale nie widzę wielkich szans na porozumienie.
W Europie coraz częściej pojawiają się głosy, że na tle Trumpa Chiny zaczynają wyglądać na racjonalnego partnera. Jak pan by je skomentował?
Chiny są racjonalnym partnerem, ale tylko w ramach logiki celów politycznych Pekinu. Zamieszanie w Waszyngtonie nie powinno przesłaniać Europejczykom faktu, że także Europa ma z Chinami sprzeczne interesy w obszarze chińskiego eksportu i zagrożenia, jakie stwarza on dla europejskiej produkcji przemysłowej. Zwracała na to zresztą uwagę choćby przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen.
Europejczycy będą więc musieli balansować między Pekinem a Waszyngtonem – co będzie być może największym wyzwaniem dla kontynentu od 1945 roku.
Jak powinna więc wyglądać polityka Europy wobec drugiej dekady władzy Xi? Jakie są szanse, jakie zagrożenia?
Jeśli Europa nie da się sprowokować do niemądrych działań, to efektem może być stabilność i wymiana handlowa redukujące napięcia i pozwalające nam przetrwać trudne czasy, pod warunkiem że wojny w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie nie wymkną się spod kontroli.
Johnson: Trump może wygrać z Chinami – w Ukrainie. Niech tylko robi to, co mu idzie najlepiej
czytaj także
Największym zagrożeniem jest wojna między Stanami a Chinami wokół Tajwanu, która łatwo mogłaby zamienić się w trzecią wojnę światową. Może do niej dojść w wyniku błędu lub pośpiesznych, nieprzemyślanych decyzji. Europa musi robić wszystko, by temu zapobiec.
Co Europa może zrobić, by zmniejszyć to ryzyko?
Pokazać Chinom, że demokracje są zjednoczone, a łączące je sojusze silne. Wszystko inne zostanie w Pekinie odczytane jako słabość. Pamiętajmy przy tym, że kraje demokratyczne to nie tylko Zachód. To także Japonia, Korea Południowa, Filipiny, Indonezja, Tajlandia. To ma wielkie znaczenie.
Jak niedawno mówił w ONZ polski minister spraw zagranicznych Radek Sikorski: trzeba się teraz zachować przyzwoicie.
**
Michael Sheridan – wieloletni korespondent zachodnich mediów z Chin i Hongkongu, pokazuje Xi Jinpinga na tle zmieniającego się kraju: od początków komunizmu w latach 50., przez reżim Mao Zedonga, politykę Wielkiego Skoku i niewyobrażalny głód, aż do jednej z największych i najsprawniejszych gospodarek XXI wieku.