Świat

Popęda: Taka była Ameryka w 2013

Czyli pięć najważniejszych wydarzeń mijającego roku, z udziałem Obamy - i Miley Cyrus.

Już 19 grudnia na ulicach zapanował niespodziewany, jak na czwartkowy wieczór, ruch i ferment. To wycieńczeni pracownicy z Waszyngtonu opuszczali miasto, by zażyć trochę ludzkiego ciepła w swoich rodzinnych Karolinach Południowych i Minnesotach, zajeść federalny stres pają jabłkową i zapić konsultancki smutek eggnogiem. Jakby tylko na to czekając, pogoda w pustym Waszyngtonie podskoczyła z radości i z minus 2 stopni, które zamknęły rząd, biura i szkoły tydzień temu, zrobiło się nagle stopni 15. Za oknami mamy lekko histeryzującą, przedwczesną wiosnę, która nastraja do całorocznych podsumowań.

Tym właśnie zajmują się obecnie wszystkie amerykańskie media. Każde na swój sposób, ale formuła „10 najważniejszych wydarzeń roku” (tak jak „10 najgorętszych fryzur miesiąca” albo „10 najpyszniejszych serników EVER”) zdecydowanie dominuje, przy czym dobrze jest, by cała rzecz dokonała się w slajdach. W tym szczególnym, świątecznym czasie, kiedy nawet Facebook proponuje posumowanie roku z użytkownikiem w roli głównej, zastosuję podobną metodę, ograniczając się do pięciu wpisów, i to bez obrazków.

Czym żyła Ameryka w 2013? Odliczamy w dół, jakbyśmy odpalali rakietę.

5. Interweniować czy nie? – Syria i Iran

Zacznijmy odliczanie od najmniej interesujących Amerykę tematów, czyli od polityki międzynarodowej. O gorących dniach, kiedy czekaliśmy na wiadomość, że amerykańskie wojska rozpoczęły atak na Syrię, wszyscy już zapomnieli. Jednak pytanie: interweniować czy nie, pozostaje wciąż jednym z najważniejszych, na które próbuje sobie odpowiedzieć współczesna Ameryka. Czy Stany Zjednoczone – jaki pisał Tony Judt – nadal są „jedynym zaawansowanym krajem, który wciąż gloryfikuje i wychwala militaryzm, co było rozpowszechnione w Europie przed 1945 rokiem, lecz dziś jest niemal zupełnie nieznane”?

Kolejnym państwem, które regularnie wypróbowywuje nerwy Ameryki, jest oczywiście Iran. Problem z Iranem polega na tym, że jest to kraj nieco bardziej wyemancypowany politycznie niż większość jego bardziej uległych w stosunku do USA sąsiadów. Logika Iranu jest tu prosta: dlaczego Stany Zjednoczone i Izreal mogą mieć broń nuklearną, a my – nie, żebyśmy chcieli, gdzieżby znowu! – nie możemy? Odpowiedź: ponieważ porządek relacji władzy ustalony przez USA i milcząco sankcjonowy przez UE tego nie przewiduje. Czy decyzja o tym, by nie atakować Syrii, i dyskusje na temat sensowności wieczystego sojuszu USA – Izreal, można traktować jako początek końca „amerykańskiej ery”?

4. Afera NSA albo szaleństwo Edwarda Snowdena

To jedna z wielkich tajemnic Waszyngtonu. Wielu młodych konsultantów i pracowników agencji federalnych kibicuje Snowdenowi, choć mało kto ma odwagę przyznać się do tego publicznie. Oficjalnie uważa się więc Snowdena za zdrajcę, choć coraz więcej osób zmuszonych jest przyznać, że to dzięki niemu rozpoczęła się narodowa dyskusja na temat funkcjonowania Narodowej Agencji Bezpieczeństwa. Snowden wyświadczył nam wielką przysługę – pisze Amy Davidson dla „New Yorkera”. W dodatku, wciąż może się przydać rządowi, który przynajmniej udaje – z prezydentem Obamą na czele – że zamierza zreformować NSA. Amerykanie nie chcą, żeby kolekcjonować dane z ich poruszeń w sieci i monitorować ich połączenia telefoniczne. Reakcja Niemiec i Brazylii na podsłuchiwanie przez USA najważniejszych figur w ich państwie też daje Amerykanom do myślenia.

Sprawa Snowdena pokazuje jeszcze inny problem Ameryki: wymianę pokoleń, która w Waszyngtonie odbywa się niesłychanie wolno. Amnestia dla „zdrajcy” jest nie do pomyślenia w kręgach rządzących, tych, które trzymają Waszyngton w garści – białych, grubo po pięćdziesiątce, dobrze sytuowanych mieszkańców północnej Wirginii. Przykładem tej stagnacji jest również sytuacja w amerykańskim Sądzie Najwyższym. Najstarsza sędzina (Ginsburg) ma 80 lat i nie zamierza ustąpić ze stanowiska, sędziowie Scalia i Kennedy skończyli 77 lat, a Breyer (75) ich goni. To właśnie oni wchodzą w skład gremium, które decyduje o tym, jak wygląda współczesna Ameryka.     

3. Obamacare – czy może być bardziej wyboiście?

Zostawcie NSA w spokoju, przekonują republikanie. Przeciętnego Amerykanina nie obchodzi, czy jego rozmowy są podsłuchiwane. Obchodzi go natomiast, czy ma pracę, dom i ubezpieczenie zdrowotne. Obamacare to chyba najbrzydsza sprawa tego roku. Fiasko – nawet jeśli nie faktyczne, to z pewnością polityczne. Republikanom udało się obrzydzić społeczeństwu reformę służby zdrowia do niemożliwości. Obecnie, kiedy strona Obamacare działa już jako tako i mamy coraz więcej szczęśliwie zapisanych, republikanie nagle zaczynają występować w imieniu klasy średniej. Otóż ta właśnie klasa średnia, o którą tak gorąco walczy prezydent w każdym przemówieniu, najwyraźniej cierpi męki, zmuszona do porzucania swoich dotychczasowych polis. „Nie mogę już chodzić do mojego ulubionego doktora, do którego chodziłem od dwudziestu lat”. „Moje ubezpieczenie było lepsze i tańsze niż to, które obecnie mi się proponuje”. Republikanie bazują na rozczarowaniu i egoizmie tych, którym dotychczas żyło się w miarę wygodnie i którzy muszą coś stracić w tym przejściowym, mało stabilnym okresie. Czym okaże się Obamacare w 2014? Tego jeszcze nie wiemy.

2. Obama nie robi nic, a Kongres – jeśli to możliwe – robi jeszcze mniej

Ten komunista, który siedzi w Białym Domu, nie robi NIC. Choć oczywiście w tym samym czasie robi WSZYSTKO, żeby zmienić Amerykę w ZSRR. Słusznie zauważył David Plotz w magazynu „Slate”, że na każde osiem lat podwójnej kadencji prezydenckiej cztery lata są zmarnowane. Po ferworze zeszłorocznych wyborów weszliśmy w kompletny impas drugiej tury. Obamie już teraz wystawia się podsumowania, już teraz mówi się o przyszłorocznych jesiennych prawyborach u demokratów. Obama nie ma nic do stracenia i niewiele do wygrania, czego świadomość mają zarówno demokraci, jak i republikanie. Jego poparcie wciąż – stopniowo i powoli – spada, a większą niechęć w sercach Amerykanów wzbudza już chyba tylko sam Kongres. Bezbolesne przegłosowanie budżetu przed kilkoma dniami uznane zostało przez naród za cud, lecz nie poprawiło obrazu Waszyngtonu w oczach obywateli.

1. Co się dzieje z Miley Cyrus?

I wreszcie – najważniejsze wydarzenie 2013, którego nie przyćmi chyba nawet wypowiedź reporterki Fox News, która parę dni temu zapewniła amerykańskie dzieci, że św. Mikołaj jest biały i Jezus też był biały, rozpętując prawdziwe piekło w poprawnym politycznie grajdole. Oto Miley Cyrus, ukochane dziecko Ameryki, zmieniło się z Hanny Montany w seksualnego wampa, zajmując uwagę zatroskanych współrodaków na całe tygodnie. Nie pozostaje nic innego, jak wznieść kielich z eggnogiem i życzyć Miley oraz rządowi moralnej odnowy, jaką niewątpliwie przyniesie 2014. Cheers!   

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij