Czy sytuacja, w której robotnicy przy taśmie znają na pamięć Mickiewicza, nie była marzeniem utopijnej lewicy?
Rzetelność cnót prowadzi dokąd? a ja w ruinach spity – gdzie?
Co różni – spójrz! ten trakt daleki: początek – gdzie, i koniec – gdzie?
**
Prócz kolegi Olka głównym towarzyszem mojej aktualnej wyprawy jest kolega Hafiz. Nie żebym jeździł z truposzem, po prostu zmarły ponad 600 lat temu Szirazczyk wybudował sobie pomnik trwalszy od baniaka z winem spiżu i kawałkiem tegoż dociążam sobie sakwy. Wśród smaganej wiatrem pustyni nad kotliną Gawhuni jego wiersze wyczarowywały cień i wiosnę, na huczących autostradach ich wspomnienie przywoływało śpiew ptaków, był zarazem bliski, swojski i egzotyczny.
Jak już wspominałem, w Noduszanie nocowaliśmy w meczecie. Akcją ugaszczania nas kierował Reza, który po angielsku znał akurat tyle słów, ile ja po persku, co o dziwo wystarczyło do ożywionej konwersacji. Z chwilowymi spięciami nawet, gdy w pewnym momencie określiłem Neduszan mianem rustawi, czyli wsi, za co momentalnie zostałem sprostowany hardym „ależ my trzy lata temu dostaliśmy prawa miejskie”. Reza pracuje jako robotnik w fabryce w odległym o 100 kilonetrów Jaździe, jego także obecny brat Ali jest inżynierem w urzędzie gminy (ups, chciałem powiedzieć miejskim), odpowiada za drążenie qanatów, podziemnych kanałów doprowadzających z gór życiodajną wodę.
Rozmowa zeszła po jakimś czasie na Hafiza. Mój starodawny wybór jego gazeli zawiera tekst polski z incipitem perskim. Widząc tylko ten pierwszy wers w swoim języku, Reza i Ali zaczęli wnet z wyraźnie słyszalną atencją recytować z pamięci całe gazele, pięknie podkreślając iloczasowy rytm. Próbowaliśmy nawet „wróżb z Hafiza”, czyli odpowiednika naszych „wróżb z Biblii” – otwiera się tekst na dowolnej stronie i na podstawie treści wybranego ustępu (pamiętajmy, że Hafiz często zmienia temat, a nawet nastrój, w obrębie jednego gazelu) zgaduje się przyszłość.
Recytacja orientalnych, miłosnych wersetów pod rozgwieżdżonym niebem oazy, pod koronami platanów porastajacych dziedziniec meczetu, to scena zbyt kiczowata, by ktokolwiek ją brał na poważnie. Tyle, że to się zdarzyło naprawdę.
Zaraz, zaraz… Czy sytuacja, w której robotnicy przy taśmie znają na pamięć Mickiewicza, nie była przypadkiem marzeniem utopijnej lewicy? No to jest kraj, w którym tak właśnie bywa (znaczy się oczywiście nie z Mickiewiczem). Złe języki zaraz odpowiedzą, że przecież Islamska Republika ma tyle wspólnego z lewicowym projektem co Witold Waszczykowski z dyplomacją, ale to raczej kwestia wielowiekowego zżycia perskiej poezji z ludem, a jeśli ajatollachowie coś tu od siebie dołożyli, to masową alfabetyzację, do czego przecież trudno się przyczepić.
Swoją drogą sprytnie to sobie wymyślili z tymi wróżbami. Hafiz pisał w zdecydowanej większości wersety optymistyczne i radosne, więc wróżba zwykle jest pomyślna. Z Biblią bywa gorzej.
PS: Specjaliści od promocji marki „Polska” mogą odetchnąć z ulgą. Wreszcie dorobiliśmy się w świecie innej rozpoznawalnej marki niż „Wałęsa/Solidarność”. Tę akurat zbitkę jak dotąd w Iranie słyszałem w ogóle tylko raz, co ciekawe z ust tego policmajstra pod Esfachanem. Za to w tym roku po raz pierwszy często mogłem się spotkać z reakcją – Lacheston? Drużyna siatkarska!
PS2: cytaty z Hafiza wszędzie, jeśli nie zaznaczam inaczej, w tłumaczeniu Ananiasza Zajączkowkiego (Gazele wybrane Hafiza, Warszawa 1957).
Czytaj też:
Pocztówki z Iranu II: Lotnistkowe rewolucje
Pocztówki z Iranu II: Pustynne kontrewolucje
**Dziennik Opinii nr 127/2016 (1277)