– Najlepszy z nich był Kurusz. Afganistan był nasz, Tadżykistan był nasz…
Rozumu oko gdy obejmie szlaki zamętu, wrzenia,
Ten świat i jego sprawy ujrzysz niepewne i bez celu.
***
Choć zawsze staram się w Iranie jeść jedzenie irańskie, raz postanowiłem poeksperymentować i sprawdzić, jak wygląda perska pizza. I to nie w żadnym dużym mieście, ale w Eqlidzie (taka ichnia Rumia). Nie odstraszyło mnie nawet to, że sprzedawca wyjął gotowy produkt z lodówki (na szczęście wrzucając go do piekarnika, nie do mikrofali). Jak łatwo było przewidzieć, rezultat miał tyleż wspólnego z pizzą, co nasz kebab z tureckim kiabopem; dostałem coś w rodzaju placka z grzybami na ciepło. O dziwo, jakoś dało się to coś skonsumować. Powiedzmy.
W tym czasie kolega Olek, który nie podzielał mojej pasji eksploracyjnej, dostał obiad u sąsiedniego rzeźnika. W pakiecie mógł pobawić się wyjętą z lodówki głową owcy (dopiero co uciętą), a rzeźnik zaprezentował mu symulację dekapitacji.
Pizza była droższa niż w Polsce.
***
Mehdi i Fatima mają dobre powody do niezadowolenia. Choć są rok po ślubie, widują się tylko za dnia – nocują każde u swoich rodziców, bo nie stać ich na własny dom. W Ob Barik, niewielkiej wiosce na płaskowyżu gór Zagros – jakieś 2300 m npm – mieszkań przecież nie ma. Mogą się zatem spotykać głównie w obecności lekko gderliwej, mówiącej jakimś niezrozumiałym narzeczem (nie jestem pewien, czy to nie Lurowie) matki Mehdiego.
Formalnie to chyba najubożsi Irańczycy, jakich jak dotąd poznałem. Choć to dość względne – płaskowyż jest urodzajny i zasobny w wodę (gdzie nie dochodzą kanały i qanaty, tam licznie kręcą się zraszacze). Jedzenia zatem nie brakuje, podstawowe potrzeby są zaspokojone, aczkolwiek samochodu nie mają, nawet przy bardzo niskich cenach paliwa w Iranie. Niemniej łatwo zrozumieć, że to właśnie tu znalazłem krytyków rządu Rołhaniego i zwolenników – bez entuzjazmu, ale jednak – Achmadineżoda. Ale to i tak sami złodzieje – macha ręką Mahdi. – Najlepszy z nich był Kurusz. Afganistan był nasz, Tadżykistan był nasz…
Chodzi im o Cyrusa II Wielkiego (ok. 590–529 p.n.e.). Wzorzec cokolwiek odległ w czasie, ale… To też taki słabo u nas dostrzegany składnik irańskiego tygla – potencjalny nacjonalizm jako realna opozycja wobec szariatu. To właśnie on, a nie liberalni demokraci, których na swój obraz i podobieństwo lubimy sobie wszędzie wyobrażać, może stać się głównym przeciwnikiem ajatollahów. I nie wiadomo, kto będzie gorszy.
– Fatima ma dziesięcioro rodzeństwa. Ja – jedenaścioro – tłumaczy mi Mehdi. – A teraz? My w tych warunkach mieć dzieci nie mamy jak [ona ma 28 lat, on 26], moi bracia i siostry mają najwyżej jedno – dodaje. Jak się to ma do ambitnych planów reżimu, który chce stumilionowego Iranu jak najszybciej… – Ano tak, że oni wszyscy też mają po jednym dziecku. Rołhani, Chamenej, wszyscy – śmieje się para.
Uderzające jest przy tym jedna kwestia. Mimo mało zachęcających widoków na przyszłość, Fatima i Mehdi w ogóle nie wspomnieli o emigracji. Temat, który trzy lata temu był w Iranie wszechobecny, teraz w ogóle znikł.
Wtedy wszyscy chcieli stąd wyjechać – z małych wiosek i wielkich miast; pewnie był to jeden z powodów, dla których byłem zapraszany do domów – bo a nóż coś z wizą pomogę… Zastanawiałem się wtedy, na ile to realna chęć, a na ile poza – czy raczej desperackie zmęczenie okresem schyłkowego Ahmadineżoda. I wygląda na to, że właśnie to drugie. Dziś przecież realna możliwość przedostania się do upragnionej Europy istnieje – Afgańczycy, którzy stanowią znaczną grupę uchodźców, do granic Unii zwykle jadą i tak przez Iran, czemużby zatem nie mogli z tej drogi skorzystać i sami Irańczycy? Tymczasem stanowią oni nieistotny promil w imigracyjnej masie (aczkolwiek część z nich może się podawać za perskojęzycznych Afgańczyków). Co więcej, sam Iran przyjął znaczny kontyngent uchodźców.
Podczas tej podróży o emigracji nie wspomniał mi nikt.
PS. Zacząłem mieć dość brania mnie za Niemca, co bywa kłopotliwe z przyczyn finansowych. Tłumaczenia, że jestem Polakiem, w niczym nie pomagają, bo dla nich Polska to część Niemiec. W efekcie zacząłem się przedstawiać jako Rosjanin. Z Nowosybirska (nie pytajcie, dlaczego akurat stamtąd). Od razu usłyszałem „Putin very good! Najlepszy przyjaciel Iranu!”.
**Dziennik Opinii nr 130/2016 (1280)