Opowieści, że internet nas zbawi, cały czas się świetnie sprzedają. Może dlatego, że tak trudno o to zbawienie w rzeczywistości.

Opowieści, że internet nas zbawi, cały czas się świetnie sprzedają. Może dlatego, że tak trudno o to zbawienie w rzeczywistości.
Jeśli zaoferujemy Putinowi tylko zimnowojenny język, czeka nas eskalacja kryzysu.
Jeśli Internet jest wszędzie, polityki nie ma nigdzie. Evgeny Morozov odpowiada Saschy Lobo.
Nie podobało mi się, jak traktuje tych, którzy tu mieszkają. Nie podobała mi się jej nieobecność, beztroska, totalna obojętność.
11 września 2001 – „dzień, który zmienił oblicze świata”. Tak brzmi powtarzany nam refren.
Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że to nie ona Krym straci. Po drugie, kiedy wskutek straty Krymu na Ukrainie poleje się krew, sporo można będzie kupić.
To Putin konserwatysta, a nie Putin realista, zdecydował się pogwałcić suwerenność Ukrainy.
Kwestię krymską widać z Ameryki mniej więcej tak, jak Sarah Palin widzi Rosję ze swojego domu na Alasce – czyli bardzo wyraźnie.
Głównym zagrożeniem dla ukraińskiej rewolucji wcale nie jest Moskwa ani sponsorowany przez Moskwę krymski separatyzm.
Indie są jedynym krajem na świecie, gdzie programy rządowe uwzględniają traktaty filozoficzne przy planowaniu rozwoju przemysłu lotniczego.
Czy Zachód wprowadzi skuteczne sankcje ekonomiczne dla Rosji?
Muszę się do czegoś przyznać: dałem się uwieść obietnicom internetu. Dziś już wiem, że zamiast sieciowej demokracji dostaliśmy totalitaryzm sieciowego nadzoru.