Twój koszyk jest obecnie pusty!
Nowy Jork wybiera burmistrza. Czy są powody do radości?
Przez 32 lata „miasto, której nie śpi” zmieniało się wielokrotnie, i choć – jak to w polityce – możliwe zwycięstwo socjalisty nie wiąże się zapewne wyłącznie z powodami do radości, to jednak na fakt istnienia w podzielonych Stanach Zjednoczonych nie tyle wysepki, co gigantycznej wyspy lewactwa w oceanie neoliberalnego i antyludzkiego wyzysku możemy zareagować powściągliwym oddechem ulgi. Po pierwsze, lepsze to niż rządy oskarżanego o korupcję policjanta, po drugie – burmistrza o tak dobrym guście muzycznym Nowy Jork nie miał być może nigdy.
🗽We wtorek 4 listopada Nowy Jork wybiera nowego burmistrza
🌹 Prawdopodobnym zwycięzcą wyborów jest 34-letni socjaldemokrata Zohran Mamdani
🏝️ Przypominamy nasze teksty o Nowym Jorku – potencjalnej przyszłej wyspie lewactwa w oceanie neoliberalnego i antyludzkiego wyzysku
Dziś mijają 32 lata od premiery odcinka Seinfelda – jednego z najlepszych seriali komediowych w historii, archetypicznie nowojorskiego – poświęconego wyborom burmistrza Nowego Jorku. To nie koniec rocznic związanych z tym miastem – dokładnie rok temu opublikowaliśmy tekst Magdy Bazylewicz o wielkim wiecu Donalda Trumpa w Madison Square Garden, wieńczącym jego kampanię wyborczą przed niepewnym wówczas jeszcze zwycięstwem kilka dni później.
Artykuł pokazywał rosnącą przepaść między liberalną, a wręcz coraz mocniej skręcającą w lewo metropolią a coraz bardziej sfrustrowanym i gniewnym „interiorem”. Polityczny rozjazd między centrum a peryferiami, który dość dobrze udało się w Polsce przełożyć na nasze lokalne warunki – jak przystało na kraj, którego elity zapatrzone są w Amerykę jak w święty obrazek.
Prawdopodobne zwycięstwo Zohrana Mamdaniego w dzisiejszych wyborach burmistrza nie wynika jednak tylko z rosnącego społecznego niezadowolenia z rządów coraz bardziej autorytarnego Trumpa. To, że sam prezydent, mówiąc eufemistycznie, nie przepada za Mamdanim, nie budzi zdziwienia – obiecujący darmowe przedszkola, wyższe podatki dla milionerów i tanie mieszkania muzułmanin-socjalista, o którego poglądach szerzej pisał Jakub Majmurek, jest całkowitym zaprzeczeniem polityki cynicznego milionera-dewelopera kochającego wątpliwe symbole prestiżu. Swoją drogą prezydent już ogłosił, że zwycięstwo polityka o ugandyjsko-indyjskich korzeniach sprawi, że Nowy Jork zostanie odcięty od środków federalnych poza niezbędnym minimum.
Potrzebę zmian nowojorczycy czuli jednak jeszcze przed pandemią – wystarczy wrócić do rozmowy Beaty Siemieniako z Bartłomiejem Milewskim o walce z podnoszącym ceny wynajmu mieszkań Airbnb. Agnieszka Wiśniewska w tym samym okresie przyglądała się jednej z największych parad równości w historii, która odbyła się w 50. rocznicę buntu w barze Stonewall, a jeszcze wcześniej Dawid Krawczyk wybrał się do Chinatown, by porozmawiać z Wingiem Lamem o tamtejszych centrach pracowniczych i nieistnieniu amerykańskiej lewicy u progu pierwszej prezydentury Trumpa.
Po prawie 10 latach, w których rządy nieprzewidywalnego eksgwiazdora reality show całkowicie zmieniły Amerykę, lewicowe postulaty przebiły się do mainstreamu. Nienawiść liberałów do Trumpa, wysyłającego do multikulturowego Nowego Jorku swoje psy gończe z ICE przeciw migrantom, będzie niewątpliwie potężnym zastrzykiem poparcia dla Mamdaniego, a poparcie prezydenta dla Andrew Cuomo niekoniecznie będzie działać na korzyść kandydata Republikanów. Ewentualne zwycięstwo Mandaniego będzie zaś wyraźnym sygnałem, że inna polityka w USA jest możliwa, a Arlie Russel Hochschild nie będzie już musiała pokładać całej nadziei na zmianę w gubernatorze Kalifornii Gavinie Newswomie. A Jakub Majmurek – w Berniem Sandersie.
Nowy Jork od ponad 100 lat pozostaje istotnym punktem odniesienia nie tylko dla polityki amerykańskiej. Już na początku XX wieku miasto stało się miejscem, w którym dojrzewała myśl socjalistyczna… polskich działaczy z Ignacym Daszyńskim na czele, co fascynująco i, jak zawsze, popierając tekst głęboką kwerendą, opisał Przemysław Kmieciak.
A Seinfeld? Gdy emitowano wspomniany epizod, burmistrzem zostawał uwikłany w aferę z beztłuszczowym jogurtem Rudy Giuliani – dziś skompromitowany i – mimo powrotu Trumpa do władzy – będący daleko od realnej polityki. Przez 32 lata „miasto, które nie śpi” zmieniało się wielokrotnie, i choć – jak to w polityce – możliwe zwycięstwo socjalisty nie wiąże się zapewne wyłącznie z powodami do radości, to jednak na fakt istnienia w podzielonych Stanach Zjednoczonych nie tyle wysepki, ile gigantycznej wyspy lewactwa w oceanie neoliberalnego i antyludzkiego wyzysku możemy zareagować powściągliwym oddechem ulgi. Po pierwsze, lepsze to niż rządy oskarżanego o korupcję policjanta, po drugie – burmistrza o tak dobrym guście muzycznym Nowy Jork nie miał być może nigdy.


















Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.