Naomi Klein w rozmowie z Krytyką Polityczną i European Alternatives opowiadała o współczesnych strategiach oporu i o tym, jak budować przyszłość w tych mrocznych czasach.
Kanadyjska aktywistka, reporterka i pisarka, promowała w Europie przekłady swojej najnowszej książki No is Not Enough. Defeating the New Shock Politics. Wygłosiła gorąco przyjęte wystąpienie na konwencji Partii Pracy w Brighton, a następnie odwiedziła Holandię i Włochy. 9 listopada w Barcelonie dyskutowała z burmistrzynią Adą Colau o tym, jak stawić czoła polityce strachu i zamętu.
Giuseppe Caccia: Napisałaś tę książkę z myślą o czytelnikach w Ameryce Północnej, ale jej zaletą jest to, że umieszczasz zjawisko „trumpizmu” w szerszym, globalnym kontekście. Co łączy trumpizm z ekspansją prawicowego populizmu na świecie?
Trump to kulminacja epidemii obejmującej cały świat, ale każdy projekt polityczny wyrasta oczywiście w specyficznym kontekście danego kraju.
W Ameryce nie rozwiązaliśmy „kwestii rasowej”, nie uporaliśmy się ani z historią niewolnictwa, ani z dyskryminacją rasową, która trwa do dziś. Na tym podłożu wyrósł Trump. Jego zwycięstwo to także odbicie faktu, że po dwóch kadencjach pierwszego czarnego prezydenta amerykańskie społeczeństwo odrzuciło to doświadczenie. Ale nie wmawiajmy sobie, że Ameryka jest pod tym względem wyjątkowa. Na świecie nie brakuje takich Trumpów, chociaż każdy ma swoje lokalne uwarunkowania. We Francji blisko zdobycia władzy była Marine Le Pen, w Indiach rządzi Narendra Modi.
czytaj także
Sukcesy tej nacjonalistycznej prawicy mają swoje źródło w powszechnym poczuciu utraty kontroli nad własnym życiem. Zwróć uwagę na slogan zwolenników Brexitu: „Take back control”, chcemy decydować o własnym państwie. Dodaj do tego prekaryjność, czyli niepewność jutra, jaką odczuwamy w każdej sferze życia. Żyjemy w czasach bezprecedensowego bogactwa, a jednocześnie coraz więcej ludzi jest ekonomicznie wykluczonych. Liderów nowej prawicy na całym świecie łączy to, że potrafią przechwycić to uzasadnione poczucie zagrożenia i wypaczyć jego sens, tak aby je wykorzystać do własnych celów. Mamy do czynienia z buntem światowej oligarchii przeciwko fundamentalnym zasadom równości. Równość ras, równość płci i równość społeczna to najwięksi wrogowie tej prawicy, która rośnie w zastraszającym tempie.
Naomi Klein: Zmiany klimatyczne zmiotą neoliberalny kapitalizm
czytaj także
Łączysz w książce dwie różne perspektywy. Pierwsza z nich, którą analizowałaś szczegółowo w Doktrynie szoku, pokazuje, jak władza wykorzystuje kryzysy do wprowadzania neoliberalnego porządku w gospodarce. Druga obejmuje większy horyzont czasowy, w którym tłumaczysz, jak doszło do tego, że ktoś taki jak Trump mógł przyjść praktycznie znikąd i zasiąść w Białym Domu. Czy możesz to wyjaśnić?
Wynik wyborów był dla nas wstrząsem, to jasne. Jeśli jednak poprzestaniemy na tym odczuciu, to znaczy, że będziemy tylko leczyć rany i rozgrzeszać się albo oczyszczać z odpowiedzialności, bo to przecież nie my stworzyliśmy tego potwora, nie wszyscy Amerykanie się do tego przyczynili. Prezydentura Trumpa przynosi nową odmianę taktyki szoku. To nie jest pojedynczy wstrząs, jak w przypadku huraganu Katrina, ale nieustanna seria wstrząsów, przychodzących jeden po drugim. To jest polityka ustawicznej destrukcji obliczona na to, że nas obezwładni, a jej celem jest redystrybucja majątku w górę, do najbogatszych. Systematyczne niszczenie zabezpieczeń społecznych, nawet najdrobniejszych zdobyczy w sferze publicznej służby zdrowia, demontaż i tak już kruchych mechanizmów regulacji rynków finansowych i tak dalej.
Żeby napisać tę książkę, musiałam na powrót zagłębić się w analizę marketingu i sposobów kreowania marek, o których pisałam wcześniej w No Logo. Trump skupia w sobie ich najgorsze cechy. Promuje swoją „supermarkę” przy użyciu form i języka rodem z telewizyjnego reality show. Z kolei wojna to echo wrestlingu amerykańskiego – nieustanny turniej inscenizowany na naszych oczach. Dlatego Trump jest tak groźny. Ale nawet najpotężniejsze supermarki mają swoje słabe punkty i mogą się rozsypać, gdy ktoś w taki punkt uderzy. Możemy i musimy znaleźć ten punkt u Trumpa.
Jak właściwie powinno się odpowiedzieć na tę ofensywę? Część europejskiej lewicy twierdzi, że należy sobie odpuścić współpracę z ruchami kobiet czy wsparcie dla imigrantów, zapomnieć o ekologii i prawach obywatelskich, a zająć się tylko obroną „białej klasy robotniczej”, aby ją wyrwać z objęć prawicowych populistów. Ty proponujesz coś przeciwnego. Czerpiesz inspirację z ogromnej różnorodności ruchów i walk społecznych, jakie poruszają umysły w Ameryce Północnej. Jaką alternatywę oferują te inicjatywy?
Społeczne resentymenty w wielkim stopniu przyczyniły się do zwycięstwa Trumpa, ale to przecież nic nowego. Bez przerwy i systematycznie napuszcza się białych robotników na czarnych, mężczyzn na kobiety, obywateli na migrantów. Bez tego nie zbudowano by tej korporacyjnej dystopii, w której dziś żyjemy. Zasada „dziel i rządź” to niezwykle skuteczna broń, która służy elitom do zwalczania prawdziwej demokracji. Pisarz i intelektualista Cornel West mówił, że „w życiu publicznym miłość przejawia się jako sprawiedliwość”. Wobec tego neoliberalizm to polityka znieczulicy: wcielenie zachłanności i obojętności na innych – jak sam Trump. Niezbędnym elementem tej polityki jest podsycanie nienawiści do najsłabszych.
Właśnie dlatego musimy przyjąć podejście „intersekcjonalne”, które stosuje dziś wiele ruchów w Ameryce. Oznacza to, że różne kwestie – rasa, płeć, nierówności dochodowe, imigracja, kryzys klimatyczny – przecinają się i nakładają się na siebie w obrębie doświadczenia życiowego każdego człowieka. To samo dzieje się w głębokich strukturach władzy. Musimy umieć pokazać, do czego służy polityka siania podziałów i nienawiści, a potem obalić tę politykę, zamiast się jej podporządkowywać.
Miley Cyrus nie wymyśliła twerkingu, czyli rzecz o Afrofeminizmie
czytaj także
Podkreślasz w książce dwie fundamentalne zasady, którymi twoim zdaniem powinna się kierować strategia lewicy. Co rozumiesz przez „obronę” i „opiekę”?
Co to znaczy być „obrońcą”, zrozumiałam w rezerwacie Standing Rock podczas protestów przeciwko budowie rurociągu, który zagraża rdzennej ludności. To znaczy: gdy środowisko naturalne i dobro wspólne są zagrożone, trzeba ich bronić, bo to im zawdzięczamy nasze życie. Musimy je chronić, bo one chronią nas. Musimy też opiekować się innymi ludźmi, bo bez takich wzajemnych relacji w ogóle nie będziemy mieć żadnej przyszłości. Ludzie widzą coraz wyraźniej, że wszystkie ich problemy są systemowe i powiązane ze sobą. Ale jeśli stawiamy opór, jeśli mówimy „nie”, musimy także zaproponować coś w zamian: wyartykułować przekonujące „tak”, czyli pozytywny program, który namacalnie poprawi jakość codziennego życia ludzi. Taki projekt trzeba oprzeć na poważnych koncepcjach, takich jak redystrybucja i reparacje.
Nowa generacja rentierów. Evgeny Morozov o cyfrowym kapitalizmie, danych i smart cities [WYWIAD]
czytaj także
Z kampanii prezydenckiej w 2016 roku wynikły dwie rzeczy. Jedną jest fenomen Donalda Trumpa. Ale wynikło z niej coś jeszcze – coś, co mnie przekonało, że idea wielkiej postępowej zmiany jest o wiele bardziej powszechna i cieszy się większym poparciem, niż przypuszczałam. Mówię naturalnie o kandydaturze Berniego Sandersa.
czytaj także
Musimy stworzyć wiarygodną opowieść, która pomieści wszystkie palące kwestie: rasę, imigrację, gender, pracę, zarobki i kryzys klimatyczny, i która przedstawi propozycję społecznej transformacji zdolnej wyprowadzić nas z kapitalizmu. Kampania Sandersa i wiele innych lewicowych inicjatyw, mimo wszystkich swoich ograniczeń i sprzeczności pokazują, że jest dziś przestrzeń do takiej właśnie transformacji.
czytaj także
**
Tekst ukazał się PoliticalCritique.org. Z angielskiego przełożył Marek Jedliński.
Fot. Mathias Wasik, Flickr.com