Rosjanie poinformowali wczoraj o zabiciu dwóch tysięcy żołnierzy wroga, oczywiście są to dane grubo przesadzone, niemniej mówią o intensyfikacji działań Ukraińców – tłumaczy Piotr Łukasiewicz.
Katarzyna Przyborska: Władze Ukrainy podają, że Rosjanie wysadzili tamę na Dnieprze należącą do Kachowskiej Elektrowni Wodnej, a sami Rosjanie okupujący te tereny twierdzą, że to Ukraińcy dokonali nocnego ostrzału elektrowni, w efekcie czego się zawaliła. Co tam się dzieje?
Piotr Łukasiewicz: Nie wiemy, co się dzieje. Zyskują na tej katastrofie Rosjanie, więc oni byliby tu najbardziej podejrzani. Natomiast od pewnego czasu kolejne firmy hydrologiczne informowały, że na zbiorniku przed tamą notuje się najwyższe od lat 90. stany wód, co wskazywałoby, że był na nią duży nacisk.
czytaj także
Tama powstała w 1956 roku, zapewne więc wymaga konserwacji, a teraz toczy się wojna, która jej nie sprzyja.
Była ona już ostrzeliwana w przeszłości, doszło nawet do zniszczenia drogi, która nad nią biegła. Rosjanie zaś są nieudolni, bo powinni byli otwierać zapory tak, by nie dopuścić do zbyt wielkiego nacisku, nie naruszyć struktury. Nie wiemy, czy robili to tak, jak należy. Za katastrofą może zatem stać techniczna przyczyna, a nie fakt, że akurat dziś w nocy Rosjanie wysadzili tamę, by zablokować ukraińską ofensywę. Ale tak czy inaczej, to Rosja za nią odpowiada.
Czy katastrofa tej tamy może okazać się jakimś punktem zwrotnym? Także w kontekście spodziewanej kontrofensywy?
Jest znaczącym utrudnieniem dla ofensywy wojskowej Ukraińców. Będzie miała też dalekosiężne skutki gospodarcze, infrastrukturalne i społeczne. Trzeba ewakuować ludność, odbudowa ze zniszczeń w warunkach wojennych zajmie lata, a 3 mln ludzi pozostaje bez prądu – ale to są też koszty polityczne, które z kolei poniesie Rosja. W mediach społecznościowych krążą już filmy pokazujące podtopienia na prawym, ukraińskim brzegu Dniepru. Lewy brzeg, okupowany przez Rosjan, jest położony niżej, zatem podtopienia tam mogą być równie duże. No i pamiętajmy, że jeśli okaże się, że tamę wysadzili Rosjanie, to jest również akt terroryzmu ekologicznego, niosącego długofalowe skutki dla setek tysięcy ludzi. W pobliżu znajduje się, uśpiona co prawda, więc niewymagająca aż tyle wody, zaporoska elektrownia atomowa. Kiedy jednak przyjdą upały, a woda w zbiorniku zaporoskim obniży się, będzie poważny problem. To też spada na karb obecności Rosjan.
A jaki będzie efekt zalania dla strategicznych celów Ukrainy?
Działania wojskowe, i te zaczepne, i obronne, nie będą właściwie możliwe, dopóki te wody nie przejdą. Teraz, po zalaniu, przynajmniej przez tydzień działania od Chersonia, wykorzystujące coś więcej niż lekką łódź pontonową i jakieś lekkie uzbrojenie, są w zasadzie wykluczone.
Rosjanie mocno ufortyfikowali się po swojej stronie Chersonia, spodziewając się, że będą tam atakowani.
czytaj także
Bo to droga na Krym.
Tak. Albo od miasta Chersoń, albo od Zaporoża. Teraz, po zalaniu wodą południowej Chersońszczyzny, ten odcinek frontu będzie trudniejszy do ofensywy. Ona zapewne pójdzie więc w inną stronę, jeżeli tylko Ukraińcy zdołają przerzucić odpowiednio szybko i dużo ciężkiego sprzętu.
Czy to potrafią?
Pokazali w ubiegłym roku, że potrafią. W tej chwili mają kilka mieszanych brygad pancerno-zmechanizowanych, sporo czołgów i artylerii dalszego zasięgu, a to wskazywałoby, że mogą taki przełom uzyskać. Czy to będzie od razu oznaczało pójście na Krym i jego wyzwolenie – trudno w to wierzyć na obecnym etapie.
Czemu? Przewidywania mówiły o tym, że Krym Ukraina ma zdobyć do września.
To były przewidywania generała Fredericka „Bena” Hodgesa. Ja sam nie mam pojęcia, czy Ukraińcy zdobędą Krym.
Od września ubiegłego roku Rosjanie niesamowicie mocno fortyfikowali rejony południowego odcinka frontu. Oczywiście można je obchodzić, niszczyć zapory antyczołgowe artylerią, a nawet puszczać tam pancerne zagony, ale to bardzo trudne. To, co obserwujemy tu i teraz, to szukanie słabszych punktów rosyjskiej obrony. Przede wszystkim w obwodzie donieckim, również na południu, a w Wuhłedarze pojawiają się informacje nawet o cięższych działaniach ukraińskich. Rosjanie poinformowali wczoraj o zabiciu dwóch tysięcy żołnierzy wroga, oczywiście są to dane grubo przesadzone, niemniej mówią o intensyfikacji działań Ukraińców. Część ofensywy to też ostatnie działania dywersantów w Biełgorodzie. Tych słabych punktów na linii styczności liczącej bodaj tysiąc kilometrów jest kilka, więc działań będzie dużo.
czytaj także
Na co są szanse?
Rosjanie są w tej chwili w sytuacji Ukraińców sprzed roku – teraz oni się bronią, przeszli do defensywy, a w defensywie jest łatwiej. Łatwiej jest się bronić niż atakować. Ukraińcy mają z drugiej strony przewagę manewru, no i krótsze linie zaopatrzenia.
Na pewno też Rosjanom nie udała się ofensywa wiosenna w okolicach Bachmutu, ta, którą chcieli uprzedzić ofensywę ukraińską. Wytraciła energię, Rosjanie nie mają czym uzupełniać swoich sił. A Ukraińcy mają przewagę logistyczną, a punktowo także w jakości sprzętu, no i mają świeższe wojsko. Widać, że jednostki, które były szkolone na Zachodzie, są bardziej wypoczęte, ale jednocześnie mniej doświadczone. Na pewno ofensywa, jej faza rozpoznania bojem, już się zaczęła.
Co z dostępem do wody pitnej na Krymie? Podobno może jej w związku z katastrofą zabraknąć? To uderzy w Rosjan.
Wszystko zależy od tego, jak szybko zejdzie woda z rezerwuaru i na jak długo kanał, którego kontrola dla Rosjan była kluczowa, faktycznie pozostanie przerwany. Położenie Rosjan byłoby wtedy ciężkie, bo to jest przecież źródło zasilania Krymu w wodę. Widziałem przed chwilą film pokazujący, że nastąpił rewers i woda płynie kanałem z Krymu w stronę Ukrainy. Ale za wcześnie, by o tym przesądzać.
**
Piotr Łukasiewicz – były dyplomata wojskowy i cywilny, pułkownik rezerwy, ostatni ambasador Polski w Afganistanie, gdzie spędził w sumie siedem lat. Analityk Polityki Insight i wykładowca Collegium Civitas. Doktoryzował się w dziedzinie nauk politycznych w obszarze budowy państwowości Afganistanu, współpracuje z fundacją Global.Lab, autor książki Talibowie (2022).