Świat

Jeszcze nigdy Kongres USA nie uznawał zwycięzcy wyborów prezydenckich w takich warunkach

Fot. ITV News/Youtube.com

W czwartek rano czasu polskiego Kongres uznał Joe Bidena za zwycięzcę wyborów prezydenckich w USA. Jeszcze nigdy procedura ta nie wywołała tylu emocji. Amerykański parlament musiał przerywać obrady po tym, jak zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się na Kapitol.

Zaczęło się w środę wieczorem czasu polskiego. Zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się wieczorem na Kapitol. W środku trwało wspólne posiedzenie Izby Reprezentantów i Senatu, na którym parlamentarzyści głosowali nad uznaniem wyników wyborów prezydenckich. Jak dotąd wiemy, że w czasie zamieszek w Waszyngtonie zginęły cztery osoby. W mieście obowiązuje stan wyjątkowy.

Wspólne obrady obydwu izb amerykańskiego parlamentu, podczas których kongresmeni i kongresmenki podliczają głosy elektorskie i uznają wyniki wyborów prezydenckich, mają uroczysty charakter i szybko się kończą. W środę, kiedy trwała debata nad wygraną Joe Bidena, przed gmachem Kapitolu gromadzili się zwolennicy Donalda Trumpa przekonani, że wybory zostały sfałszowane. Odchodzący prezydent przez media społecznościowe sam zagrzewał do marszu na amerykański parlament, powtarzając, że wybory zostały skradzione. Później wezwał protestujących do rozejścia się, ale już nikt go nie słuchał.

Demonstranci wdarli się do budynku, w którym ciągle trwały obrady. Obok transparentów wyrażających poparcie dla Trumpa niesiono flagi USA i konfederatów. Niektórzy używali chemicznych środków drażniących. Tak się stało m.in., kiedy demonstranci wdarli się na salę obrad. Kongresmeni i kongresmenki zostali ewakuowani. Protestujący w całym gmachu wznosili protrumpowskie okrzyki, domagając się oddalenia wyników wyborów, w których ich lider doznał porażki.

Do pacyfikacji protestu zostało wysłanych kilka tysięcy oficerów policji i agentów FBI. Podczas zamieszek zginęły cztery osoby, w tym jedna z uczestniczek, która została postrzelona przez policję. Władze nie poinformowały jeszcze o przyczynie śmierci pozostałych osób. Demonstranci okupowali Kongres przez trzy godziny.

Burmistrzyni Waszyngtonu Muriel Bowser ogłosiła stan wyjątkowy na terenie miasta. Ma on obowiązywać do 21 stycznia, czyli dzień po zaprzysiężeniu Bidena na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Prezydent elekt określił wydarzenia mianem bezprecedensowego ataku na demokrację.

Barack Obama napisał na Twitterze, że historia zapamięta środowe wydarzenia jako przemoc, do której podżegał urzędujący prezydent bezpodstawnie kłamiący na temat wyników wyborów.

Kiedy politycy całego świata pisali o szoku i „haniebnych scenach w amerykańskim Kongresie” (to Boris Johnson), Andrzej Duda skomentował, że wydarzenia w Waszyngtonie to wewnętrzna sprawa Stanów Zjednoczonych. „Władza zależy od woli wyborców, a nad bezpieczeństwem państwa i obywateli czuwają powołane do tego służby. Polska wierzy w siłę amerykańskiej demokracji” – oświadczył prezydent.

Media społecznościowe zablokowały konta Donalda Trumpa. Twitter i Facebook zawiesiły jego profile, uznając wpisy Trumpa za podżeganie do przemocy. Na podstawie polityki nierozpowszechniania fałszywych informacji o wyniku wyborów ostatnie przemówienie Trumpa usunął też YouTube.

Podczas zamieszek w Waszyngtonie trwało liczenie ostatnich głosów w senackich wyborach uzupełniających w Georgii. Obydwa mandaty zdobyli tam demokraci, co partii Bidena daje większość w obydwu izbach Kongresu.

Trupy w świątyni demokracji. Czy to koniec Trumpa?

Po przywróceniu porządku na Kapitolu parlamentarzyści wrócili na salę obrad i dokończyli proces certyfikacji wyników wyborów w poszczególnych stanach. W środku nocy czasu lokalnego (czwartek rano czasu polskiego) amerykański Kongres oficjalnie uznał Bidena za zwycięzcę wyborów.

To na pewno nie koniec kryzysu w USA.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij